Co się dzieje z defensywą C’s?

Boston Celtics buńczucznie zapowiadali przed sezonem, że ich defensywa znajdzie się na koniec rozgrywek w absolutnym topie ligi. Były ku temu wskazania – wszak przed rokiem obrona Celtów spisywała się bardzo dobrze, a latem dodano do składu m.in. Ala Horforda. Po sześciu meczach bostońska defensywa zajmuje jednak dopiero przedostatnie miejsce w NBA pod względem efektywności. Czy to czas na panikę? Z jednej strony z pewnością nie jest to dobry sygnał dla drużyny, a raczej problem, którego nie można zignorować. Ale jeśli spojrzymy na to z nieco szerszej perspektywy to okaże się, że do paniki powinno być jeszcze bardzo daleko, co nie zmienia faktu, że przed Celtami jeszcze sporo pracy.

110.2 – tyle punktów na sto posiadań oddają Celtics średnio w każdym meczu. Gorsi pod tym względem są tylko New York Knicks, ale ledwie o 0.7 punktu. Dość powiedzieć, że defensywy rating najgorszych przed sezonem Los Angeles Lakers wynosił średnio 109.3 traconych punktów na sto posiadań. Jak na dłoni widać więc, że w Bostonie nie jest dobrze, tym bardziej, jeśli sami zawodnicy zapowiadali przed startem sezonu, że Celtics powalczą o bycie w top3 czy top2 w lidze. Są jednak powody ku temu, aby (jeszcze) nie panikować:

  • Al Horford pozyskany latem jest bardzo dobrym obrońcą, ale z powodu kontuzji nie może grać od paru spotkań i bardzo cierpi na tym bostoński zespół. Niezdolny do gry jest też inny znakomity defender, a mianowicie Jae Crowder, podczas gdy początek sezonu opuścił Marcus Smart.
  • Avery Bradley, Smart i Crowder na razie spędzili razem ledwie trzy minuty na parkiecie, co jest dobrym przykładem na to, jak bardzo kontuzje wpływają na Celtics na starcie sezonu.
  • To dopiero sześć spotkań za nami, więc jest jeszcze po prostu zbyt wcześnie, by panikować. Swoją drogą, po sześciu meczach taki Jordan Mickey ze względu na absencje Horforda i Olynyka rozegrał już 42 minuty, czyli o ledwie 15 minut mniej niż… w całym swoim debiutanckim sezonie.

No bo jeśli się przyjrzeć statystykom to okaże się, że bostońska pierwsza piątka spisuje się naprawdę dobrze: w 39 minut, jakie to ustawienie spędziło razem na parkiecie, Celtowie byli lepsi od rywali o 9.8 punktów na 100 posiadań, a rating bostońskiej defensywy wyniósł 91.4 straconych punktów, co byłoby na poziomie drugiego najlepszego wyniku w lidze. Nikogo nie powinno więc dziwić, że wyjęcie z tej piątki Horforda i Crowdera jest dla Bostończyków sporym osłabieniem w obronie. Bez tej dwójki Celtics są momentami bezradni.

No bo nie bez powodu Horford uważany jest za jednego z najlepszych obrońców wśród podkoszowych, a Jae Crowder zdaniem wielu jest najlepszym all-around graczem w składzie Celtics. Dodatkowo, od początku sezonu Bostończycy doświadczają różnego rodzaju anomalii, przez które wygląda to tak, a nie inaczej – no bo tam Dwyane Wade jak gdyby nigdy nic trafi kilka trójek, a gdzie indziej Emmanuel Mudiay zamieni się na chwilę w Curry’ego i zdobędzie 24 punkty w jednej kwarcie. Co nie znaczy oczywiście, że nie da się zagrać lepiej.

Brad Stevens po meczu z Nuggets wprost powiedział, że jego zespół zagrał jak baletnice w porównaniu do fizycznej gry zespołu z Kolardo. Trener wziął to wszystko na siebie i powiedział, że od niego powinna zacząć się poprawa, ale także zawodnicy zdają sobie sprawę z tego, że nic po głośnych zapowiedziach, jeśli na parkiecie nie będą dawać z siebie stu procent. Isaiah Thomas sam podkreśla, że nieważne jest, kto ma kontuzje, bo po bronionej stronie parkietu chodzi przede wszystkim o podejście, zawziętość i wolę walki z przeciwnikiem.

Marcus Smart zdradził więc jeszcze w poniedziałek, że po obejrzeniu klipów ze starcia przeciwko Nuggets cały zespół był zdegustowany postawą zawodników. Wypada mieć więc tylko nadzieję, że pomoże to Celtom w odzyskaniu swojej defensywnej intensywności, do jakiej przyzwyczaili nas przed sezonem. Jednocześnie, nie chodzi tu tylko o więcej agresji w grze, ale też o popełnianie jak najmniejszej ilości błędów, które niestety zdarzają się zarówno mniej, jak i nieco bardziej doświadczonym zawodnikom, tak jak w sytuacjach poniżej.

Isaiah Thomas stosuje zwyczajową strategię Celtics w tego typu akcjach, czyli tzw. ice, gdzie próbuje zmusić się gracza z piłką do odejścia od zasłony. Amir Johnson nie jest jednak w ogóle przygotowany do bronienia tej akcji, dzięki czemu Harris ma drogę wolną do kosza. Ostatecznie co prawda akcji nie kończy, ale jest to tylko jeden przykład tego, jak często bostońska defensywa jest o krok za wolna czy o krok spóźniona. Poniżej kolejna akcja, czyli 34-letni Jameer Nelson z łatwością wchodzący w pomalowane Celtics.

Rozier próbował tutaj zmusić Nelsona do pójścia w lewo, ale ten w zasadzie tylko i wyłącznie ruchem ciała bardzo dobrze młodziaka zmylił, dostał się prawie pod kosz, gdzie głęboko do pomocy zszedł Marcus Smart, a rozgrywający Nuggets wyrzucił piłkę na obwód, gdzie z czystej pozycji trafił strzelec wyborowy Danillo Gallinari. Wiele problemów sprawił też Celtom w niedzielę Wilson Chandler, który z łatwością wbijał się pod kosz, ale też dobrze wykorzystywał mismatche, do których zawodnicy Denver łatwo i często doprowadzali.

Bo wychodzi na to, że bez Horforda i Crowdera (ale też Olynyka) bostońska drużyna jest momentami po prostu bardzo niska, a już tym bardziej, jeśli Brad Stevens decyduje się przeróżnych rozwiązań i wysyła na parkiet czterech obrońców jednocześnie. W powyższej akcji najwyższym bostońskim graczem jest Jordan Mickey, dzięki czemu Nikola Jokić ląduje tyłem do kosza, mając na sobie sporo niższego Geralda Greena. Mickey decyduje się podwajać, ale Jokić świetnie podaje do Farieda i spóźniona reakcja Bradleya owocuje faulem.

Była też jednak jeszcze jedna akcja, dzięki której łatwo jest zobaczyć, jak wiele Celtics tracą na absencji Horforda i Crowdera, bez których i tak niski już zespół – według statystyk Celtowie mają najniższą średnią wzrostu w NBA – ma spore problemy w defensywie. W defensywie, która to przed rokiem opierała się przede wszystkim na byciu w odpowiednich miejscach i szybkich rotacjach, dzięki którym można było nadrabiać ewentualne braki w centymetrach. Teraz Bostończycy grają bez dwóch dobrych, uniwersalnych obrońców i to po prostu widać.

Znów jest nisko, na parkiecie trzech bostońskich guardów, a Nuggets mądrze to wykorzystują i grają pick-and-roll parą swoich podkoszowych, dzięki czemu wszyscy ci trzej obrońcy Celtics znajdują się na weakside, gdzie jest naprawdę nisko. Jerebko i Zeller niepotrzebnie zresztą we dwójkę gonią Gallinariego, a kończy się to wszystko tym, że Nurkić pudłuje w sytuacji, w której spudłowałby właśnie ten jeden raz na dziesięć przypadków, bo rim-protectorem jest w tej akcji najmniejszy na parkiecie Isaiah Thomas.

Jak się okazuje, są więc błędy w bostońskiej defensywie, brakuje też po prostu rozmiaru, jeśli odpoczywa zarówno Horford, jak i Crowder, który przecież w wielu ustawieniach funkcjonuje jako silny skrzydłowy. Tymczasem dość powiedzieć, że sama zamiana Jareda Sullingera na Ala Horforda w pierwszej piątce sprawiła, że bostońska defensywa jest o ponad 10 punktów na sto posiadań lepsza. Na razie nie ma powodów do paniki, bo drużynie brakuje po prostu dwóch zawodników z potencjałem na najlepsze defensywne piątki sezonu.

To nie znaczy jednak, że w Bostonie nie ma problemów, bo przecież siłą zespołu miała być głębia, lecz jak do tej pory z tym różnie bywało. Dodatkowo, także rezerwowi nie spisują się najlepiej, a ostatnie mecze uwydatniają tylko, jak słabymi obrońcami są na przykład James Young czy Gerald Green, czyli gracze, który przejęli sporo minut od Crowdera, z którym pod względem defensywnym nie mają nawet porównania, tak samo zresztą jak Tyler Zeller z Alem Horfodem. Tak czy siak, obrona C’s nie powinna zbyt długo pozostać tak słabą.