Dość szybko, bo już w drugim meczu, ale mamy już za sobą pierwszą porażkę Boston Celtics w tym sezonie. Zieloni przegrali w Chicago, gdzie Bulls niesieni meczem otwarcia i trafiającym na starość zza łuku Dwyane’em Wade’em wygrali po crunchtime 105-99, pokazując Celtom problemy, jakie ci muszą rozwiązać już na początku tego sezonu. Wade wbił Bostończykom szpilę, trafiając trójkę na 26 sek. przed końcem. Ogółem „nierzucający” backcourt Byków był łącznie 9/14 zza łuku i każdy z trójki Rondo/Butler/Wade przynajmniej raz dziurawił siatkę zza łuku. Kolejny mecz już w sobotę w Charlotte, a okazja do rewanżu na Bykach kilka dni później, gdy ci przyjadą do Bostonu.
Bulls od początku siedli na Celtach i wydawać by się mogło, że gra w back-to-back na wyjeździe, u przeciwnika, który zaczyna sezon i jest zdeterminowany, aby ten sezon dobrze zacząć, nie ma szans na powodzenie. Byki już w pierwszej kwarcie miały ponad 15-punktową przewagę, a prowadzeni przez Wade’a (14 punktów i 3/4 zza łuku już w pierwszej połowie) na przerwę schodzili z ośmioma oczkami przewagi. Od samego początku Celtics mieli spore problemy na deskach, których nie rozwiązał Tyler Zeller grający od startu drugiej połowy.
Celtics zerwali się jeszcze w czwartej kwarcie, gdy po oddaniu dziewięciu kolejnych punktów, kiedy strata urosła do 14 punktów, odpowiedzieli runem 11-0, a świetnie grał wtedy Isaiah Thomas. Nieskuteczny był jednak Al Horford, kosztowny błąd popełnił Jaylen Brown, a Dwyane Wade zamknął ten mecz stepback-trójką i wybiciem piłki z rąk Geralda Greena w akcji później. Pod koniec drugiej kwarty doszło do dziwnego spięcia na linii Crowder – Butler (to przecież koledzy z uczelni), do którego włączyli się jeszcze oczywiście Thomas oraz Rondo.
Celtowie pozwolili gospodarzom spotkania na zebranie aż 18 piłek pod swoją tablicą (sami mieli tylko trzy zbiórki w ataku), dzięki czemu Bulls nawet przy skuteczności nieprzekraczającej 40 procent mogli ten mecz wygrać. Atak Celtów nadal działa całkiem nieźle, natomiast zabrakło też tym razem lepszej skuteczności z linii rzutów wolnych (15/24), gdzie problemy miał nawet Isaiah. Prócz poprawy zbiórki konieczna jest też lepsza obrona na obwodzie, choć być może przeciwko Bulls plan był taki, aby do trójek ich zachęcić. Nie wyszło.
- Isaiah Thomas (25 punktów, 10/15 FG, 2/6 FT, cztery asysty, pięć strat): 4-
Najlepszy strzelec w całym meczu, był naprawdę świetny w czwartej kwarcie, kiedy to pod jego wodzą Celtics wracali do tego meczu, choć ani razu nie udało im się przejąć prowadzenia. Zabrakło gdzieś Thomasa pod sam koniec spotkania, gdzie to jego gorąca ręka powinna próbować zabrać to zwycięstwo z Chicago. Było też pięć strat i całkiem niepotrzebne utarczki słowne z Rondo, co spowodowało, że kibice do końca meczu nie przestawali buczeć na Thomasa, a ten dał im niestety trochę poklaskać po czterech pudłach z FT.
- Avery Bradley (16 punktów, 6/12 FG, sześć zbiórek, pięć asyst): 4
Solidne spotkanie Bradleya, który znów całkiem nieźle pokazał się jako dystrybutor piłki i zanotował pięć asyst, dodając do tego również dobrą obronę i sporo fajnego w ataku, gdzie nie tylko punktował z mid-range, ale też cztery razy dostał się na linię i miał dwa naprawdę udane wejścia pod kosz. Brakuje jednak chyba Celtom tej intensywności Marcusa Smarta, bo choć atak w tych dwóch meczach wygląda nieźle i zawodnicy mają dobre pozycje to jednak obrona cały czas pozostawia wiele do życzenia. Smart może wróci na drugi mecz z Bykami.
- Jae Crowder (14 punktów, 4/6 FG, sześć zbiórek): 4
Dobry mecz Crowdera, który był przede wszystkim całkiem skuteczny, ale jednak w korespondencyjnym pojedynku z Butlerem przegrał, bo zawodnik Bulls uciułał 24 punktów z 17 rzutów. Z pierwszej piątki to właśnie Jae miał najlepszy (z najgorszych) wskaźnik „+/-„, gdyż z nim na parkiecie Celtics byli „tylko” o dwa punkty gorsi od rywala. Po meczu Crowder wyraźnie niezadowolony wprost powiedział, że nie lubi przegrywać w takim stylu.
- Al Horford (11 punktów, 4/9 FG, siedem zbiórek, pięć asyst): 3+
Tego samego dnia Dwight Howard debiutuje w Atlanta Hawks, zbiera 19 piłek i patrząc na komentarze fanów Jastrzębi to nikt już o Horfordzie nie pamięta. Ale przecież od początku wiedzieliśmy, że Horford naszych problemów na tablicach nie rozwiąże – za mecz w Chicago dostaje jednak ledwie trójkę, bo zabrakło lepszej skuteczności i gdyby trafił z prawego rogu to udałoby się objąć prowadzenie. Poza tym znów sporo asyst, w tym jedno świetne zagranie do Tylera Zellera na and-one po zejściu do kosza. Pięć fauli utrudniło mu życie.
Zeller zaczął drugą połową i choć też miał problemy ze skutecznością – a co ciekawe Celtics trafili dokładnie 50 procent swoich rzutów, a więc o kilkanaście punktów procentowych więcej niż Bulls – to jednak znów dał solidne wsparcie, mając też jedno bardzo dobre podanie ze szczytu pomalowanego. Jaylen Brown na osiem punktów i ten jeden rookie błąd, warto zwrócić przy tym uwagę, że coach Stevens już w jego drugim meczu w NBA zaufał mu na tyle, że 20-latek był na parkiecie w crunchtime. Terry Rozier tym razem z lekkim błyskiem.