Liga letnia: Terry Rozier

Sezon ogórkowy już dawno na dobre rozwinął skrzydła, choć powoli widać już światełko w tunelu, bo za nami najgorszy dla kibica NBA miesiąc sierpień, a do startu nowego sezonu coraz bliżej. Letnią nudę można więc zapełnić na przykład analizą gry naszych młodych zawodników podczas tegorocznych zmagań w ligach letnich. Tak jak przed rokiem Celtowie wzięli udział w dwóch turniejach. Najpierw rozegrali trzy mecze w Salt Lake City, a potem odpadli w pierwszym meczu fazy pucharowej w Las Vegas. Adrian ma dla Was tabelki i statystyki, ja natomiast uzupełniam to głównie „wizualizacjami”. Jako kolejnemu przyjrzymy się Terry’emu Rozierowi, który ma za sobą drugi rok występów w lidze letniej.

Rozier w swoim debiutanckim sezonie grał stosunkowo mało i sporo czasu spędził w D-League, ale gdy już dostawał swoją szansę od trenera Brada Stevensa to wyglądał naprawdę nieźle i wśród bostońskich kibiców szybko zniknęło przekonanie, że wybór tego zawodnika z szesnastym numerem ubiegłorocznego draftu to wcale nie była przesada – a jakby na potwierdzenie tego dostaliśmy jeszcze bardzo obiecujące występy Roziera w pierwszej rundzie fazy play-off przeciwko Hawks. Młody guard pociągnął formę aż do lipca i ligi letniej.

Najpierw rzeczywiście dominował w Salt Lake City, gdzie był jednym z lepszych graczy całych rozgrywek i jednym z lepiej punktujących graczy. A potem dołożył trzy kolejne solidne mecze w Las Vegas, gdzie w zasadzie już jako bostoński „weteran” dostał także dwa mecze wolnego. Ogółem notował średnio 20.0 punktów, 4.8 zbiórek, 4.8 asyst oraz 1.5 przechwytów na spotkanie, ale imponujące w jego przypadku są także procenty skuteczności – prawie 53 procent z gry, prawie 44 procent zza łuku i ponad 85 procent z linii rzutów wolnych.

No bo ten nasz Rozier rzeczywiście wyglądał momentami jak weteran pośród stawiających pierwsze kroki na prawie zawodowych parkietach. A jakby tego było mało to dołożył też kolejną cegiełkę do swojej „legendy”, czyli tak jak w zeszłym roku pokazał wielkie jaja w końcówkach, tak teraz znów to zrobił i wygrał Celtom mecz z San Antonio Spurs, gdzie nie tylko zdobył kilka ostatnich punktów dla bostońskiego teamu, ale też trafił trójkę z faulem. Ogółem trafił siedem z 16 prób za trzy, co udowadnia nam, że praca przynosi efekty.

W zeszłorocznej lidze letniej ta skuteczność zza łuku wyniosła 39 procent, ale w sezonie Rozier trafił ledwie sześć z 27 prób zza łuku (co dało tylko 22 procent) – miejmy więc nadzieje, że ten solidny wynik z tego lata przełoży się na znacznie lepszą skuteczność w przyszłym sezonie. Tym bardziej, że sam zainteresowany już zdążył postawić sobie wyzwanie na ten przyszły sezon, a zadanie wcale łatwe nie będzie, bo wypełnić buty Evana Turnera z zeszłego sezonu to będzie jednak sztuka. Ale pierwsze oznaki dają naprawdę duże nadzieje.

Solidnie wyglądał w mid-range, a więc w królestwie Turnera właśnie – z tym, że Evan to jedna z pewniejszych opcji w całej lidze, jeśli chodzi o półdystans i widzieliśmy to w Bostonie, gdy 27-latek jako jeden z nielicznych brał piłkę w swoje ręce i z niczego potrafił wykreować dwa punkty. Rozierowi daleko jeszcze do tego, ale miał kilka udanych akcji i z polepszonym dryblingiem można się spodziewać, że także na półdystansie powinien mieć szansę zaistnieć. Choć i tak największą jego bronią pozostaną chyba te energiczne wejścia na kosz.

To, że Rozier potrafi wchodzić w paint wiedzieliśmy już od dawna. Ale on bardzo często wyglądał jak jeździec bez głowy, ładując się w pomalowane bardzo szybko, ale też bardzo bez pomyślunku, co dalej. Nie był też Rozier dobrym kończącym przy obręczy, ale zarówno w Salt Lake City, jak i w Las Vegas widzieliśmy sporo obiecujących wjazdów – i tu już nie tylko o szybkość się rozchodzi, ale także o świetny balans ciałem, znakomitą pracę nóg, lepsze panowanie nad piłką i dużą różnorodność wykończenia tych akcji. To wszystko robi wrażenie.

Rozier atakuje z lewej i z prawej, atakuje po zasłonie, atakuje też po ścięciu i nie ma dla niego różnicy, bo swoją szybkością potrafi zaskoczyć w każdej sytuacji. To, co najbardziej tego lata rzucało się w oczy to jednak znacznie lepszy ball-handling przy tych wjazdach – wcześniej wiele razy zdarzało się, że piłka nie nadążała za szybkimi nogami Roziera, natomiast teraz 22-latek czaruje nas swoimi obrotami. A ten ball-handling przyda się też przy rozgrywaniu, bo jeżeli Rozier chce być jak Turner to będzie musiał też uruchamiać swoich partnerów.

Ale i tu widzimy sporo obiecujących akcji – a byłoby ich więcej, gdyby koledzy trafiali. Rozier bardzo dobrze odnajduje się w sytuacjach, gdy atakuje kosz i oddaje piłkę na obwód, czyli w tzw. akcjach drive-and-kick, gdzie może wykorzystać właśnie swoją szybkość. Ale jako lepszy finisher powinien teraz zabierać większą uwagę obrońców i w pewien sposób „łamać” defensywę przeciwnika swoim wejściem. Zdaje się też, że po debiutanckim sezonie jakby widzi lepiej i widzi po prostu więcej, stając się lepszym dystrybutorem piłki.

I widać to także w tych kilku akcjach z poniższego klipu, gdzie bardzo dobrze pcha piłkę do przodu – doskonale wiemy, że Stevens lubi grać szybko, a Turner jako dobrze zbierający zawodnik często umożliwiał Celtom szybkie wyjścia z kontrą. Rozier jak na niskiego gracza też zbiera całkiem nieźle, ale bije Turnera pod względem szybkości – jednym z moich ulubionych jego zagrań z zeszłego sezonu jest akcja coast-to-coast w Staples przeciwko Lakers i w przyszłych rozgrywkach Rozier powinien dołożyć kilkanaście/kilkadziesiąt takich akcji.

To tylko jeden sezon w NBA, ale to naprawdę dużo daje, bo Rozier przestaje powoli być jeźdźcem bez głowy, a staje się rakietą z głową – nie są przesadą głosy tych, którzy mówią, że w niektórych tych akcjach widzą młodego Dwyane’a Wade’a, który nie bez powodu dorobił się pseudonimu Flash. Rozier jest więc teraz nie tylko szybki, ale też lepiej zaczął panować nad piłką, poprawił swój rzut, stał się lepszym kończącym i do tego wszystkiego zaliczył spory progres jako rozgrywający. Moim zdaniem całkiem nieźle jak na jeden rok w Bostonie.

W obronie było dobrze, bo kolejny już rok 22-latek grał z dużą energią i pokazał, że ma szybkie (i długie) ręce, dzięki którym zrobił kilka przechwytów. Najwięcej nadziei dał jednak swoim progresem w ataku, bo przecież o to nam głównie chodziło, choć tak w zasadzie nikt się chyba nie spodziewał, że Rozier tak szybko mógłby przejąć rolę po Turnerze. Ale teraz wydaje się to całkiem możliwe – a potencjał wciąż u Terry’ego spory. Poniżej jeszcze kilka wspomnianych przechwytów zwieńczonych eksplozją nad koszem w Utah.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o tegoroczne lato Terry’ego Roziera, który zyskuje sobie coraz więcej fanów i robi to w naprawdę dobrym stylu. Miejmy nadzieję, że przynajmniej w jakimś stopniu rzeczywiście uda mu się z powodzeniem przejąć rolę Turnera, o czym sam mówił i do czego będzie próbował dążyć – tym bardziej, że chyba naprawdę coraz bardziej komfortowo czuje się z piłką w rękach i po prostu rośnie nam jako koszykarz. W kolejnym wpisie podsumujemy kilku graczy jednocześnie, w tym m.in. zaskakującego Abdela Nadera.