Liga letnia: Jaylen Brown

Sezon ogórkowy w pełni, minęło też już trochę czasu od ostatniego meczu Boston Celtics w Las Vegas, więc można zapełnić sobie letnią nudę na przykład analizą gry naszych młodych zawodników podczas tegorocznych zmagań w ligach letnich. Tak jak przed rokiem Celtowie wzięli udział w dwóch turniejach – najpierw rozegrali trzy mecze w Salt Lake City, a potem nawet o dwa więcej w Las Vegas. Zmagania zakończyli niestety już na pierwszym meczu rundy finałowej, ale przecież nie o wynik, a o rozwój w tym wszystkim chodzi. Adrian ma dla Was tabelki i statystyki, ja uzupełniać to będę głównie „wizualizacjami”. Jako pierwszemu przyjrzymy się Jaylenowi Brownowi, za którym pierwsze występy w koszulce C’s.

Reakcje na jego wybór były różne i takie pozostaje po występach w lidze letniej, choć trzeba jednak przyznać, że Brown zrobił sobie chyba więcej kibiców swoją postawą. Za nim pierwsze kilka meczów w barwach Boston Celtics i koniec końców wydaje się, że pozostawił on po sobie całkiem dobre wrażenie. Dostaliśmy wszystko to, czego mogliśmy się spodziewać – soczystą dawkę atletyzmu, kilka elektryzujących wsadów, niezłą obronę, mnóstwo akcji do kosza i słabą skuteczność z gry, w tym niestety trochę niecelnych rzutów zza łuku.

Tak w wielkim skrócie można by podsumować pierwsze rozgrywki ligi letniej Browna, ale przecież nie o skróty nam chodzi – a z tych też było co wybierać, bo 19-latek z miejsca staje się jednym z bardziej atletycznych graczy w bostońskim zespole i w kolejnych sezonach powinniśmy uświadczyć wielu wsadów w jego wykonaniu. Jeśli był – powtórzę: jeśli był – jakiś minus oddania Jeffa Greena to tylko taki, że Celtics stracili tym samym bardzo fajnego dunkera. Teraz będzie Brown, będzie też inny fajny dunker Green, ale Gerald.

Jaylen z powodu przeprostu w kolanie w końcówce pierwszego spotkania opuścił dwa mecze w Salt Lake City, ale ogółem wystąpił w sześciu spotkaniach, w których to notował średnio 14.3 punktów, 6.2 zbiórek oraz 2.3 przechwytów, mając jednak spore problemy ze skuteczności – tylko nieco ponad 32 procent z gry, słabiutkie 22.7 procent zza łuku, ale też ponad 70 procent z linii rzutów wolnych, gdzie dostawał się… ponad 10 razy na mecz. Ta niezła skuteczność z wolnych zwiastuje, że rzut ma całkiem niezły. To tutaj też:

Brown musi pracować nad swoim rzutem i to jest jedna z kluczowych dla jego rozwoju kwestii, ale podstawy ma naprawdę solidne – wszak ponad 70-procentowa skuteczność z wolnych piechotą nie chodzi, to już tu mamy wskazówkę, że sama mechanika tego rzutu jest w porządku. Ogółem tegoroczna trójka draftu trafiła tylko pięć z 22 prób zza łuku tego lata, trochę lepiej było na półdystansie, gdzie widzieliśmy też nawet kilka fajnych rzutów po dryblingu czy tyłem do kosza. Ale królestwem Browna wciąż jest tzw. pomalowane.

Wrzuciłem do tego zestawienia także dwa zejścia, po których Brown oddawał piłkę na obwód, by wskazać, że nie jest wcale czarną dziurą i samolubem, który po otrzymaniu piłki już nie oddaje. Szybki pierwszy krok, dobra praca nóg, atletyzm i siła – Brown potrafi to doskonale wykorzystać, atakując obręcz, choć nie zawsze było różowo, bo wiele razy Brown jak jeździec bez głowy porywał się z motyką na słońce, napotykając opór trzech przeciwników czy kozłując sobie piłkę w nogi, a zaliczył też przecież kilka fauli w ataku. Ale to bardzo dobra rzecz.

Dlaczego dobra? Ano dlatego, że na uniwerku w Kalifornii on w ogóle nie widział, co to spacing, dlatego te proste błędy będą się jeszcze zdarzać, bo Brown często nie wiedział, co zrobić z taką przestrzenią i pakował się niestety w te trudne sytuacje, które tak dobrze pamięta z parkietów NCAA. Poprawy wymaga też u niego drybling i panowanie nad piłką, bo choć te rzeczy są u niego całkiem niezłe jak na zawodnika jego wzrostu to jednak powinny być jeszcze lepsze, jeżeli chcielibyśmy, by w przyszłości mógł brać piłkę w swoje ręce i dobijać rywali.

Brown już teraz bardzo dobrze wygląda za to w szybkich atakach, więc nie powinien mieć problemu z odnalezieniem się u lubiącego szybką grę Brada Stevensa – i tu też bostoński skrzydłowy nie tylko sam potrafi te szybkie kontry wykańczać, ale też potrafi obsłużyć partnera bardzo dobrym podaniem:

Tak w zasadzie to widać w tym klipie wszystkie najlepsze cechy Browna, ale to też dlatego, że on po prostu całkiem nieźle się w takiej szybkiej grze czuje – czy to jako dystrybutor, czy też jako kończący, gdzie może raz jeszcze udowodnić, że potrafi zakończyć kontrę zdobyciem punktów. Ostatnią akcję w tym powyższym zestawieniu zaczyna jednak aktywna gra w obronie i wymuszenie straty Dragana Bendera – średnia ponad dwóch przechwytów mówi sama za siebie, ale Brown rzeczywiście pokazał, że obrońcą jest solidnym.

Dobre ustawianie się, bardzo dobre przewidywanie i szybkość – nic dziwnego, że kilka razy Brown po prostu doskonale przecinał linię podania, choć na wyróżnienie i tak zasługuje ten ostatni przechwyt, czyli walka do samego końca i ostatecznie nagroda w postaci wsadu. Jeśli trzeba by wskazać jedną akcję, którą zdefiniowalibyśmy Browna to właśnie ten wsad po przechwycie byłby jednym z faworytów. Bloków było nieco mniej, ale też były – w tym dwa na Benie Simmonsie, gdzie 19-latek pokazał swoją szybkość i dobrą pracę nóg.

Wracając natomiast do ataku to mam jeszcze jeden klip, w którym raz jeszcze widzimy Browna ścinającego czy atakującego obręcz – najpierw zajęcie dobrej pozycji pod koszem, szybki obrót i punkty z faulem, a potem dwie akcje po dryblingu do kosza i w obu przypadkach skuteczne dobitki. Duże wrażenie robi jednak szczególnie to drugie wejście, nie tylko ze względu na efektowny spin-move, ale przede wszystkim ze względu na dobitkę. W którymś z Tygodników pisał o tym Adrian i ten szybki drugi naskok to jest coś.

Brown ma więc nad czym pracować, bo skuteczność z dystansu jest daleka od zadowalającej, a także przy wjazdach nie wszystko było tak, jak być powinno – lepszy drybling w połączeniu z taką siłą, szybkością i atletyzmem powinny stworzyć z niego bestię, choć warto też przypomnieć, że 19-latek jest na razie niestety dość przewidywalny, atakując głównie na prawą stronę. To jednak nie zmienia faktu, że w obronie już teraz gra na dobrym, stałym poziomie i dzięki temu dostanie chyba spory kredyt zaufania od trenera Brada Stevensa.

Warunki ma naprawdę świetne, umiejętności musi jeszcze doszlifować, ale nie jest ciężko zauważyć, dlaczego Celtics stali się jego fanami i wybrali go z trzecim numerem tegorocznego draftu. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze fakt, że Brown jest po prostu niesamowicie inteligentnym gościem i mam nadzieję, że jeszcze tego lata uda mi się przybliżyć nieco bardziej jego sylwetkę. Przypomnijmy, że za swoją postawę w Las Vegas został wyróżniony wyborem do drugiej najlepszej piątki całego turnieju. Ale to przecież dopiero początek.