Boston Celtics niestety nie są już niepokonani w tegorocznych letnich rozgrywkach – drużyna prowadzona przez Jamie’ego Younga przegrała swój pierwszy mecz w Las Vegas, ulegając 62-71 zespołowi Chicago Bulls. Do gry powrócili Jaylen Brown oraz RJ Hunter, a swoje pierwsze spotkanie tego lata rozegrał także Jordan Mickey, jednak na nic się to zdało i Celtowie nieudanie zaczęli rozgrywki w Nevadzie. Najlepszym strzelcem z ledwie 13 punktami na koncie był Terry Rozier, a zaraz za nim z punktem mniej uplasował się Abdel Nader. Bostończycy nie mieli odpowiedzi na Bobby’ego Portisa (17 punktów, 13 zbiórek), który szalał na tablicach, a mocno we znaki dał im się wielki Jack Cooley.
Szkoda tego spotkania, ale już początek meczu zwiastował spore problemy – bo Celtowie zaczęli od 0/8 z gry, bo od początku mieli problemy na tablicach, bo zdobyli ledwie dziesięć punktów w dziesięć minut gry, mając spore problemy z wysoką presją Bulls. Potrzeba było dopiero dwóch trójek back-to-back Guerschona Yabusele (!), żeby coś ruszyło z bostońskim atakiem. Ale dopiero na początku ostatniej kwarty Celtom udało się wyjść na prowadzenie, gdy trójkę z prawego skrzydła trafił aktywny Nader po dobrym podaniu Mickey’ego.
Nader był zresztą jednym z bardziej wyróżniających się bostońskich graczy, zaraz obok znów szybkiego jak błyskawica Roziera. Niewidoczny był niestety Jaylen Brown, ale był to powrót po kontuzji, więc chyba możemy wybaczyć. Jednak po tej trójce Nadera do gry weszli sędziowie, którzy podjęli mnóstwo dziwnych decyzji i aż coach Jamie Young dostał faul techniczny. Na domiar złego Bulls zrobili run 12-0, wykorzystali aż osiem strat Celtów w czwartej kwarcie (ledwie sześć w trzy poprzednie łącznie) i spokojnie wygrali 71-62.
Tak w zasadzie to mecz do zapomnienia dla wielu zawodników. Brown był 3/13 z gry, miał tylko jedną zbiórkę, zero asyst i jeden przechwyt. Ale trafił dwie trójki. Mickey z ledwie jednym blokiem, czterema stratami i sześcioma faulami. Young był 1/7 z gry i zdobył trzy punkty w 20 minut gry. RJ Hunter trafił dwie trójki i nic poza tym. Bentil, Miller, Jackson, Yarou czy Thornton zagrali, ale nie było tego widać. Na plus na pewno wspomniany już Nader, ale także Rozier, który znów nieźle atakował obręcz i pokazał kilka fajnych akcji.
28-46 na tablicach było kluczem do przegrania tego meczu, bo przecież Bulls też nic wielkiego nie pokazali. Trafili ledwie 3 z 26 trójek, z czego Denzel Valentine był bardziej jak Evan Turner i nie trafił żadnej z dziewięciu prób. Przed Celtami jeszcze co najmniej cztery mecze w Las Vegas, dwa najbliższe w fazie grupowej – najpierw już w nocy z niedzieli na poniedziałek zagrają z Phoenix Suns (choć to bardziej będzie po prostu poniedziałkowy poranek, bo mecz o 4:30 czasu polskiego), a potem we wtorek zmierzą się z Dallas