Pamiętacie chyba jeszcze Coltona Iversona, który przed rokiem miał po raz trzeci spróbować swoich sił w lidze letniej i wywalczyć tam sobie spełnienie swojego marzenia, jakim jest gra w NBA, ale koniec końców w tej zeszłorocznej lidze letniej nawet nie zagrał, bo pojawiła się oferta nie do odrzucenia z Turcji. Nie jest obecny w składzie Celtics także i w tym roku, lecz mimo to cały czas wierzy, że zagra w NBA. Co ciekawe, zdaniem Austina Ainge’a, 27-letni już środkowy prezentował się ostatnio w Europie na tyle dobrze, że nie musi już brać udziału w rozgrywkach ligi letniej, bo tak czy siak dostanie dobre oferty. Pytanie tylko, czy te oferty będą od klubów z USA i czy jedna z tych ofert może być od Boston Celtics.
Danny Ainge przyznał ostatnio, że Celtowie mogą jeszcze poszukać m.in. silnego centra, by uzupełnić skład. Jedno ze źródeł powiedziało tymczasem stacji CSNNE, że w Bostonie cały czas pamiętają o Iversonie, tak więc to właśnie 27-latek może być jedną z opcji, aby tę lukę na środku zapełnić. Jak się okazuje, jeszcze przed draftem bardzo pochlebnie o Iversonie wypowiadał się Austin Ainge, który w zasadzie od początku uważnie obserwuje karierę podkoszowego wybranego przed trzema laty z 53 numerem w drafcie przez Indiana Pacers.
Celtowie wykupili wtedy prawa do niego w zamian za gotówkę, ale też od razu zapowiedzieli mu, że chcą, aby przynajmniej na rok przeniósł się do Europy. Teraz tymczasem minął trzeci sezon na Starym Kontynencie i co by nie mówić, w każdym z tych trzech sezonów Iverson spisywał się całkiem solidnie. Ostatnio grał dla tureckiej drużyny Pinar Karsiyaka, notując średnio 11.4 punktów (62.7 FG%, 61.6 FT%), 6.4 zbiórek oraz 0.7 bloków w nieco ponad 21 minut, jakie przeciętnie spędzał na parkiecie. Jak to podsumował Ainge:
„Grał tak dobrze w Europie, że jego wartość wzrosła na tyle, że nie musi już grać w lidze letniej. Dostanie sporo dobrych, wysokich ofert – tak jak w zeszłym roku, gdy musiał opuścić ligę letnią, bo dostał ofertę nie do odrzucenia. A w tym poprzednim sezonie grał nawet lepiej. Ma naprawdę udaną karierę.”
Iverson przyznaje, że choć stara się wyciągnąć z gry na Starym Kontynencie jak najwięcej to jednak jego celem numer jeden cały czas pozostaje gra w NBA. Wciąż ma więc nadzieję, że nadarzy się do tego okazja i wtedy udowodni, że to w tej lidze jest jego miejsce. Zapowiada, że jest gotów na ten kolejny krok, ale na ten moment wraz ze swoim obozem mogą tylko czekać. Dodaje też, że nie ma niczego za złe Celtom, bo rozumie ich politykę kadrową – a według jego agenta inne kluby NBA miały pytać Bostończyków o 27-letniego centra.
Celtics musieliby wtedy wytransferować posiadane do Iversona prawa, ale zdaje się, że skoro Ante Zizić zostaje w Europie na co najmniej jeszcze jeden rok to pojawia się mała szansa dla Coltona. Ten zdaje sobie sprawę, że w NBA zarobiłby mniej niż w Europie, ale jak sam mówi – nie da się wycenić gry na parkietach NBA. Co ciekawe, bardzo podobnie myślał chyba jego tata, który także zaliczył bardzo ciekawą historię z najlepszą ligą świata, choć sam Colton na pewno ma nadzieję, że w jego przypadku historia będzie z happy endem.
Otóż trzydzieści lat przed synem, Chuck Iverson został wybrany w piątej rundzie draftu przez Seattle Supersonics. Nie miał o tym pojęcia, póki z taką informacją nie pojawił się u niego brat. Iverson miał już jednak na stole kontrakt od drużyny Memphis Tams (to nic, że zobowiązał się już także zostać nauczycielem – wystarczył szybki telefon do zaprzyjaźnionego adwokata), ale ci zastrzegli, że jeżeli spróbuje swoich sił w Sonics to z kontraktu nici. Sęk w tym, że trenerem ekipy z Seattle był wtedy… Bill Russell, a więc wieki bohater dla Chucka.
Jak sam zresztą potem powiedział, wolał spróbować w Seattle i nawet być odesłanym do domu przez Russella niż grać dla Tams w lidze ABA. I rzeczywiście Russell odesłał go do domu, choć wcześniej Iverson przeżył niesamowity trening i do dziś dzień pamięta, jak bardzo bolały go wtedy nogi. Podczas jednej z gierek treningowych legenda Celtics miała do niego podejść i zapytać, czy czuje się zmęczony, czemu wycieńczony wcześniejszymi ćwiczeniami Iverson zaprzeczył, by nie wyjść na mięczaka przed swoim bohaterem.
Ojcu nie udało się ostatecznie załapać do NBA, więc może uda się synowi? Colton na pewno bardzo mocno na to liczy, a swoją solidną postawą na europejskich parkietach daje powody, by sądzić, że w Bostonie mógłby dobrze odnaleźć się w roli podkoszowego, który wejdzie do gry na kilka minut i wniesie na parkiet przede wszystkim sporo energii. Na pewno warto jest obserwować rozwój sytuacji, bo całkiem prawdopodobne jest, że Iverson zostanie zaproszony na obóz treningowy bostońskiej drużyny przed nowym sezonem.