Kolejna podwyżka progu salary cap

Jak podał w piątek Shams Charania z Yahoo! kluby NBA zostały poinformowane, że próg salary cap wyniesie w przyszłym sezonie $94 miliony dolarów. Jest to informacja dość zaskakująca, bo oznacza to kolejną podwyżkę w stosunku do zapowiadanych kilka miesięcy temu $92 milionów. Podwyżka ta nie wydaje się wcale duża, ale jest bardzo znacząca, tym bardziej dla takiego zespołu jak Celtics. Bo przecież gdy stara się zbudować mistrzowską drużynę i ściga się w tym celu gwiazdy to liczy się każdy dolar (tym bardziej przy skomplikowanych regułach salary cap), a w przypadku Danny’ego Ainge’a i jego świty (Mike Zarren, o Tobie głównie mówię) można być pewnym, że Celtowie wycisną co tylko się da z tych pieniędzy.

Podwyżka o $2 miliony dolarów do wcześniej zapowiadanych $92 milionów to w teorii bardzo mało. Ale w praktyce może mieć to naprawdę ogromne znaczenie – tak jak pisałem w artykule na temat szans na Kevina Duranta, w Bostonie może być tego lata ponad $50 milionów dolarów środków na wolnych agentów. I każdy milion się liczy, bo każdy dodatkowy milion takich środków ułatwi zadanie Ainge’owi i jego sztabowi, który przecież znany jest z bardzo „gimnastycznego” podejścia do tematu transferów i kontraktów w NBA.

Celtics są więc w bardzo dobrej pozycji wyjściowej, mając niezwykle elastyczną sytuację finansową, która dzięki podwyższeniu salary cap się jeszcze polepszy. Ale ta podwyżka to także woda na młyn dla wszystkich innych zespołów i przede wszystkim dla samych wolnych agentów, którzy sięgną po jeszcze więcej pieniędzy – tym bardziej, że to przecież od wysokości progu salary cap zależy wartość maksymalnego kontraktu. No i jest jeszcze jeden plus: umowy Isaiaha Thomasa, Avery’ego Bradleya czy Jae Crowdera prezentują się jeszcze lepiej.