Tak jak w ubiegłych latach, tak i teraz – gdy sezon dla Celtów się skończył i zawodnicy są już na rybach – można już krótko podsumować ich grę i to, jak spisywali się na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy. A były to miesiące na pewno ciekawe, bo Celtics wygrali aż 48 meczów w sezonie regularnym i ostatecznie awansowali do fazy play-off z niezłego, piątego miejsca w Konferencji Wschodniej. Żeby jednak w pełni ocenić tę kampanię należy wziąć pod uwagę także oczekiwanie, co do danego zawodnika oraz jak spisał się on w trakcie sezonu regularnego oraz fazy posezonowej. Jako kolejny do tablicy zostaje wywołany Evan Turner, który całkiem udanie powalczył o swój nowy kontrakt w drugim sezonie w barwach Celtics.
PRZED SEZONEM:
Turner w trakcie swojego pierwszego sezonu regularnego spisywał się dwojako: z jednej strony miał wielkie rzuty, notował też triple-double, ale z drugiej strony był odrobinę nieregularny, a jego straty przyprawiały kibiców Celtics o ból głowy. Ale wiedzieliśmy też, że po tym nieudanym epizodzie w Indiana Pacers coś w jego grze się odmieniło i były momenty, kiedy w systemie Brada Stevensa wyglądał naprawdę dobrze. A to, w połączeniu z faktem, że sezon 2015/16 miał być dla niego tzw. contract-year, powodowało, że widzieliśmy w nim ważne ogniwo drużyny, która miała włączyć się do walki o topowe pozycje w tabeli Konferencji Wschodniej.
SEZON REGULARNY:
Początek nie był dla Turnera udany, głównie z tego powodu, że wciąż nie jest on graczem grożącym zza łuku, a przecież aż do stycznia miejsce w rotacji miał David Lee, który tak w zasadzie wszystkim psuł grę. Nic więc dziwnego, że dopiero od stycznia – a więc od momentu, gdy Lee z rotacji wypadł – większość graczy zaczęła grać „swoje”, co miało też przełożenie na wyniki bostońskiego klubu (przecież C’s z Lee to była drużyna z bilansem 19-19). Turner z drugiej części sezonu to już ten zawodnik, którego chcielibyśmy oglądać zawsze. Znalazł sobie swoją niszę jako główny ball-handler w drugim unicie, a do tego cały czas był jednym z niewielu graczy Celtics, którzy potrafią samemu wykreować sobie pozycję do rzutu. Co ciekawe, Turner po przerwie na All-Star Game trafił 11 z 21 oddanych trójek. No i trzeba też wspomnieć o tym, że w ubiegłym sezonie poprawił się jako obrońca.
PLAYOFFS:
Miał problemy ze skutecznością (tylko 36.5 procent w tych sześciu meczach), bo nie miał szans przy wejściach pod kosz, gdy Hawks tak bardzo zagęszczali dostęp do pomalowanego, ale i tak był fajnym i solidnym wsparciem dla bostońskiego zespołu, punktując, zbierając i asystując, czyli po prostu będąc sobą.
OCENA: 4+
Plusik za fakt, że był jednym z najlepszych rezerwowych poprzedniego sezonu, choć w głosowaniu zajął dopiero szóste miejsce – w tym samym głosowaniu wygrał jednak Jamal Crawford. To był na pewno lepszy sezon niż ten pierwszy i ledwie trzeci w karierze Turnera, w którym przekroczył średnią 10 punktów na mecz, co tłumaczyłoby też spadek w średniej asyst (o ponad jedną na mecz) w stosunku do poprzednich rozgrywek.
CO DALEJ?
Pisałem o tym już wcześniej, bo sytuacja jest dość niejasna. Turnerowi bardzo się w Bostonie podoba i bardzo chciałby wrócić, ale raz, że na pewno nie chce już zarabiać nieco ponad $3 miliony na rok, a dwa, że nie wiadomo, czy przedłużenie z nim kontraktu jest wysoko na liście priorytetów Danny’ego Ainge’a. Celtowie będą polować na grube ryby i może nie starczyć im pieniędzy na Turnera, szczególnie jeśli ten zażyczy sobie podwyżkę. Trzeba też jednak pamiętać o tym, że Evan jest graczem specyficznym, bo gdyby zabrać mu piłkę to nie będzie już tak efektywny – a przecież coraz bardziej jako rozgrywający rozwija się Marcus Smart. Ciężko więc stwierdzić, czy zobaczymy jeszcze Turnera w koszulce Celtics, choć on sam przyznał, że jest otwarty na zostawienie pewnej ilości pieniędzy, byleby tylko zostać w systemie Brada Stevensa. Pierwsze plotki mówią, że jego osobą zainteresowani są m.in. Knicks.