Jamal Murray miał w środę indywidualny trening w Bostonie i mógł zaprezentować się włodarzom Celtics w pełnej krasie. Wykorzystał więc tę sytuację i naprawdę się postarał, by pozostawić po sezonie bardzo dobre wrażenie. Jego pewność siebie biła także z wywiadów po treningu, gdy mówił, że jest najlepszym graczem w tegorocznym drafcie. Dzień później wsparcie okazał mu też były coach w osobie Johna Calipariego. Trener Kentucky, gdzie Murray rozegrał swój pierwszy i jedyny sezon w NCAA, powiedział, że jego wychowanek powinien zostać wybrany z pierwszym numerem tegorocznego naboru. C’s wybierają jako trzeci i kto wie, czy nie postawią właśnie na tego 19-latka.
Nie dobrnęliśmy jeszcze do profilu Murraya, bo ten jeszcze się na naszej stronie pojawi, ale jego środowy workout w Beantown to na pewno coś, o czym warto wspomnieć. Otóż ten młody zawodnik pobił rekord ery Brada Stevensa pod względem trafień zza łuku na 100 prób. Miał ich 79, bijąc poprzedni rekord – ustanowiony przez Kyle’a Wiltjera z Gonzagi kilka tygodni wcześniej – który wynosił o dwa mniej. A jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Celtics powinni poszukać właśnie ulepszenia rzutowego to Murray wydaje się być idealnym kandydatem.
Dość powiedzieć, że w ubiegłym sezonie tylko czterech graczy bostońskiej drużynie miało na koncie co najmniej 79 trafień zza łuku. Tu oczywiście porównanie jest chybione, bo czym innym jest trening, a czym innym sezon regularny, jednak potwierdza to tylko, że Celtowie potrzebują poprawy w tym elemencie; podopieczni Brada Stevensa uplasowali się na ledwie 28. miejscu pod względem skuteczności zza łuku, podczas gdy byli na trzecim miejscu, jeśli chodzi o średnią trójek oddawanych w każdym meczu. To wszystko daje do myślenia.
Sam Murray mówi natomiast – prócz tego, że jego zdaniem jest on najlepszym graczem w tegorocznym naborze – że on od zawsze czuł się jednak bardziej jedynką niż dwójką. Rozgrywającym w ciele rzucającego obrońcy. Ale w Kentucky klucze do prowadzenia zespołu miał Tyler Ulis, z kolei Murray o wiele częściej grał bez piłki – i tu jednak zdołał się doskonale odnaleźć, a koniec końców trafiał na prawie 41-procentowej skuteczności zza łuku, oddając średnio prawie osiem prób na mecz. Jak sam mówi, może punktować przeciwko każdemu.
Takimi wypowiedziami przypomina też o swojej wielkiej chęci do rywalizacji, którą ma już od najmłodszych lat – sam zresztą przyznał, że już jako mały chłopak ścigał się we wszystkim i zawsze chciał mieć przewagę. Nie tak dawno jak w maju nie dawał za wygraną i po wielu próbach w końcu ustanowił inny rekord, trafiając 25 z 27 trójek w czasie 2-minutowego ćwiczenia. I choć w Bostonie nie narzekają na brak dobrych zawodników obwodowych to Murray już zdążył zapowiedzieć, że rywalizacja w takim gronie tylko go rozwinie.
Co ciekawe, jego workout w Bostonie był tylko jednym z czterech, jakie zaplanował wspólnie ze swoim agentem. Według wielu ekspertów jest bowiem pewniakiem do wyboru w top10 czerwcowego draftu, ale prócz treningów z Celtics jego osobie mogli przyjrzeć się też jeszcze Phoenix Suns, Minnesota Timberwolves oraz New Orleans Pelicans, czyli zespoły z miejsc 4-6 w naborze. Jak jednak przyznaje sam Murray, koniec końców mniej ważne jest, z którym numerem go wybiorą, byleby tylko trafić do zespołu, który uwierzy w niego i jego potencjał.