PS: Marcus Smart

Tak jak w ubiegłych latach, tak i teraz – gdy sezon dla Celtów się skończył i zawodnicy są już na rybach – można już krótko podsumować ich grę i to, jak spisywali się na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy. A były to miesiące na pewno ciekawe, bo Celtics wygrali aż 48 meczów w sezonie regularnym i ostatecznie awansowali do fazy play-off z niezłego, piątego miejsca w Konferencji Wschodniej. Żeby jednak w pełni ocenić tę kampanię należy wziąć pod uwagę także oczekiwanie, co do danego zawodnika oraz jak spisał się on w trakcie sezonu regularnego oraz fazy posezonowej. Następny do tablicy zostaje wywołany Marcus Smart, czyli bostoński wychowanek po swoim drugim sezonie w Beantown.

PRZED SEZONEM:

Marcus Smart wchodził w swój drugi sezon przede wszystkim z oczekiwaniami, jakie po prostu się ma wobec drugoroczniaków. Chodzi tutaj o pewien postęp, jaki należałoby wykonać w stosunku do debiutanckich rozgrywek. Tym razem nie było letniego obozu przygotowawczego kadry USA, ale Smart tak czy siak miał mnóstwo czasu, aby nad swoją grą popracować, także podczas dwóch turniejów w ramach ligi letniej. Tam jednak – na tym drugim, w Las Vegas – doznał nieprzyjemnej kontuzji, gdy próba ratowania posiadania skończyła się m.in. zerwaniem skóry z palców. Mimo to, chyba każdy bostoński fan miał nadzieję, że Smart większość czasu spędzi na sali treningowej, oddając rzuty zza łuku, by poprawić i tak niezłe (jak na to, co mówiono przed draftem) nieco ponad 33 procent w sezonie numer jeden.

SEZON REGULARNY:

To na pewno się nie udało, bo choć Smart miewał momenty dobre (jak choćby ta seria, gdy dzięki śnieżycy miał dodatkowy dzień treningu i w kolejnych tygodniach trafiał na ponad 40-procentowej skuteczności) to jednak koniec końców rzucał słabiej niż w debiutanckim sezonie. Ba, zaliczył wprost jeden z najgorszych strzeleckich sezonów w historii ligi. Ale było też więcej wjazdów pod kosz, był kolejny progres z piłką w rękach i były przede wszystkim te „zagrania, które wygrywają mecze”, jak to lubi określać Brad Stevens. Smart latał na tablicach jak Superman, wyrywał piłki rywalom jak Hulk i rzucał się po nie jak Rajon Rondo w maju 2010 roku. No i flopował też czasami, co na pewno nie przystoi i miejmy nadzieję, że ten element gry zostanie szybko przez Smarta wyeliminowany, bo to zdecydowanie jest zły nawyk. W porównaniu z debiutanckim sezonie 22-latek grał tylko nieco więcej, a poprawił osiągi pod względem punktów czy zbiórek (choć na przykład w asystach, przechwytach, blokach czy stratach te osiągi zostały na tym samym lub dokładnie tym samym poziomie). Drugi sezon z rzędu zaliczał też średnio półtora przechwytu na mecz. W trakcie sezonu regularnego i jego jednak nie oszczędzały mniejsze i większe urazy, które łącznie zmusiły go do opuszczenia aż 21 meczów. Co ciekawe, Smart w tym poprzednim sezonie trafił 129 rzutów wolnych – czyli o dwa więcej niż ilość prób w sezonie debiutanckim.

PLAYOFFS:

Playoffy to czas, w którym tacy zawodnicy jak Smart mogą błyszczeć – wszak to tam mecze wygrywa się obroną. I rzeczywiście, już w pierwszym meczu Smart prawie dokonał cudu, gdy przechwycił podanie z autu i trafił w obręcz z własnej połowy. W kolejnych bardzo dobrze zastąpił Avery’ego Bradleya, nie tylko dając solidne wsparcie w ataku (średnio 12.0 punktów i ponad 34-procentowa skuteczność zza łuku), ale także w defensywie, czego najlepszym dowodem niech będzie epicki występ przeciwko Paulowi Millsapowi w meczu numer cztery.

OCENA: 4-

Minusik za te dwie rzeczy: 1) procenty za trzy poszły w dół, 2) flopowanie.

CO DALEJ?

No a dalej miejmy nadzieję kolejny sezon rozwoju dla Marcusa Smarta, oby tym razem bez kontuzji. Latem znów będzie miał okazję potrenować rzut i pomóc reprezentacji USA, bowiem tak jak pisaliśmy niedawno, 22-latek zostanie zaproszony na obóz kadry Stanów Zjednoczonych, która będzie przygotowywać się do Igrzysk Olimpijskich. Faza play-off to była fajna zapowiedź tego, co powinniśmy widzieć od przyszłego sezonu – oby był to już tylko marsz w górę, bo jeśli (a jest to jednak całkiem duże jeśli) Smart doda w końcu do repertuaru solidną trójkę to C’s będą mieli z niego naprawdę sporo pożytku i kto wie, czy nie będziemy świadkami narodzin kolejnego „własnego” all-stara. No bo w obronie to już teraz jest sama przyjemność do oglądania.