Jak Smart zatrzymał Millsapa

Paul Millsap przez trzy pierwsze mecze tej serii był non-faktorem. Po prostu, nie miał w zasadzie żadnego wpływu na przebieg spotkania, no może poza swoją wciąż solidną obroną, gdzie mógł wykorzystać swój długi zasięg ramion. Ale w ataku? 26 punktów przez trzy spotkania łącznie, głównie dzięki defensywie Jae Crowdera. Ale musiał przyjść moment, że Millsap w końcu weźmie swoje. I wziął, póki nie zabrał mu tego Marcus Smart. Podkoszowy Hawks nic sobie nie robił z wysyłanych na niego obrońców, od pierwszej kwarty jak drwal wycinał kolejnych rywali i do przerwy miał 26 punktów, a na początku czwartej kwarty przekroczył granicę 40 oczek. Zdesperowanemu Bradowi Stevensowi nie pozostało nic innego jak zaryzykować.

Stevens przyznał po meczu, że działał w ciemno, nie wiedząc, co z tego wyjdzie. Ale w pewnym momencie czwartej kwarty po prostu zawołał Smarta i powiedział mu, żeby wziął na siebie Millsapa. Obrońca był nieźle zaskoczony, ale nie stroni przecież od wyzwań, więc i tym razem chętnie podjął się tego zadania. A to nie było łatwe, bo choć w przeszłości Smartowi zdarzyło się mierzyć z np. mierzącym ponad siedem stóp Kristapsem Porzingisem to jednak Łotysz jest przecież pierwszoroczniakiem, a nie 31-letnim all-starem jak Millsap.

Koniec końców się jednak udało. Przez ostatnie 14 minut meczu świetny wcześniej Millsap oddał tylko sześć rzutów i zdobył cztery punkty. Będąc bronionym przez Smarta trafił zaledwie jedną z pięciu prób. Zdaje się, że drugoroczniak ocalił sezon swoim kolegom, spośród których żaden nie był w stanie stanąć na wysokości zadania i zatrzymać podkoszowego Hawks. Nic, że Millsap jest o 10 centymetrów wyższy i ponad 10 kilogramów cięższy. Jak to powiedział po spotkaniu inny bohater meczu Isaiah Thomas:

„Dajesz jakieś zadanie Smartowi i on najprawdopodobniej się z niego wywiąże, nieważne przeciwko komu będzie grał. Jest niesamowitym wojownikiem.”

Thomas nie szczędził pochwał młodszemu koledze i pod tym względem nie był jedynym, ale o tym zaraz. Bo naprawdę warto spojrzeć na to, w jaki sposób Smart postawił się Millsapowi i w jaki sposób go spowolnił. Tu poniżej jedna z pierwszych akcji tego pojedynku, która już zapowiadała, że ten szalony pomysł może naprawdę przynieść Celtom sukces.

Smart jest jednym z najsilniejszych obrońców w lidze i jednym z najsilniej zbudowanych graczy kilogram po kilogramie. Nic więc dziwnego, że nawet przy wyższym i cięższym Millsapie nie daje sobie w kaszę dmuchać. Świetnie utrudnia mu zajęcie pozycji, wypychając go ostatecznie z pomalowanego. Jest też na tyle szybki i na tyle dobrze pracuje nogami, że z łatwością nadąża za dryblingiem i bardzo dobrze kontestuje ten rzut z odchylenia. Reggie Miller nie wierzył, że Smart poradzi sobie w tym pojedynku. Reggie Miller się nie zna.

Smart ie tylko bowiem dawał radę, ale po prostu te pojedynki wygrywał. Przegrał w zasadzie raz, choć i tak był wtedy blisko przechwytu, jednak Millsap okazał się silniejszy. Ale był też jeszcze przecież świetny przechwyt, a potem kolejne dobre akcje w obronie – jak ta powyżej, gdy raz jeszcze nie pozwolił Millsapowi zająć miejsca w paint, przetrzymał próby przepchnięcia, a potem postraszył swoim zasięgiem ramion i rzut ostatecznie nawet nie otarł się o obręcz. Hawks jednak się nie zniechęcali i cały czas karmili Millsapa.

Tu powyżej to zagranie już z dogrywki i kolejny air-ball. Millsap takie rzuty trafiał, szczególnie w niedzielę i wystarczy zapytać o to np. Jae Crowdera. Oczywiście, można to wszystko zrzucić na kanwę zmęczenia 31-letniego podkoszowego, który wcześniej miał cały zespół na barkach i ciągnął ich momentami w niesamowity sposób. Ale to samo można powiedzieć o Smarcie, który spędził na parkiecie całą czwartą kwartą i calutką dogrywkę, robiąc różnicę po obu stronach parkietu, bo przecież świetnie grał także w ofensywie.

11 z 20 punktów przyszło Smartowi właśnie w czwartej kwarcie. Prócz tego miał też dwa przechwyty, dwie asysty i cztery zbiórki, robiąc też bardzo dobrą robotę przy zastawianiu Millsapa. W całym meczu bronił jednak nie tylko przeciwko podkoszowemu Hawks, bo wcześniej jego zadaniem było utrudnianie życia m.in. Kyle’owi Korverowi, co znów zrobił solidnie. Ogółem, wybronił 10 z 12 rzutów, a w dwóch kolejnych akcjach zawodnicy Hawks popełnili stratę. I to właśnie tego typu rzeczy sprawiają, że jest graczem specjalnym.

Bo nie da się go zaszufladkować i jest to coś, o czym on sam mówi – jest po prostu koszykarzem. Ze swoim wzrostem, siłą i szybkością może bronić cztery-pięć pozycji, będąc niesamowicie wszechstronnym i przy tym cały czas efektywnym obrońcą. Na tyle dobrym, że Brad Stevens po prostu mu ufa, kiedy przydziela mu za zadanie bronić najgorętszego zawodnika na parkiecie. Bo jest też wojownikiem, bo ma wolę zwycięstwa i się nie poddaje – a w niedzielę udowodnił, dlaczego jest największą nadzieją Celtów na własną gwiazdę.

Isaiah mówi tak:

„Będzie kimś wyjątkowym w tej lidze. I ma dopiero 22 lata, więc wyobraźcie sobie, kim się może stać za parę sezonów.”

Trudno się z tym nie zgodzić, bo choć Smart ma oczywiście też swoje wady – flopowanie, nieregularność, często gorąca głowa, by wymienić tylko kilka – to ma też jednak dopiero 22 lata, będąc w swoim drugim roku w lidze. A mimo to już jest zawodnikiem, który potrafi w tak duży sposób wpłynąć na wynik swojej drużyny w fazie play-off. Nie wiemy, co będzie w meczu numer pięć – być może kolejny solidny występ, a być może znów 1/11 z gry. Ale jedno jest pewne: mamy w Bostonie wielkiego wojownika i z tego trzeba się cieszyć.