Przed G3: ostatnia szansa

Nie ma w historii drużyny, której udałoby się wrócić z 0-3. Boston Celtics wracają do Beantown z dwoma porażkami i jeśli chcą zachować szanse na awans do kolejnej rundy to muszą wygrać piątkowe starcie z Atlanta Hawks. Oczywiście, można próbować także przy stanie 0-3, ale tak jak już wspomniałem – nikomu się to nie udało i lepiej się jednak w takiej sytuacji nie stawiać. Przed Celtami trudne zadanie, bo w meczu numer trzy cały czas będą musieli radzić sobie bez Avery’ego Bradleya, a do tego bardzo niepewny jest występ Kelly’ego Olynyka, który wciąż odczuwa duże bóle w ramieniu i z tego powodu raczej nie pomógłby drużynie. A jest to informacja zła, odkąd Celtowie mogliby skorzystać ze strzelb dystansowych.

No dobrze, w ostatnim czasie mamy sporo złych informacji i sporo negatywnych emocji, związanych z samym faktem, że Celtowie po niezłym sezonie na razie dostają srogie baty, przegrywając w tej serii 0-2 po fatalnie rozgrywanych pierwszych połowach. W meczu numer dwa scenariusz był bliźniaczo podobny do tego z meczu numer jeden – rzuty nie wpadały, Hawks zagęścili pomalowane, w ataku wielkich fajerwerków nie pokazali. Różnica była taka, że Kyle Korver po 0/7 zza łuku w G1 był 4/4 zza łuku po paru minutach G2.

Oczywiste jest, że zabrakło Bradleya, który w meczu numer jeden odwalił kawał dobrej roboty na Korverze. Wysłany w bój rookie R.J. Hunter już w pierwszej swojej akcji zapomniał o rzucającym Hawks na ledwie sekundę, a ten świetnie wyprowadzony przez dwie zasłony swoich kolegów z łatwością mógł dorzucić trzy kolejne punkty. Zwróćcie uwagę na krzyk Stevensa, a potem jego wściekłą jak nigdy reakcję.

Nic dziwnego, że po meczu coach Celtów mówił w ten sposób:

„Korver jest jednym z tych zawodników, o których rozmawiamy zawsze, kiedy jesteśmy w Atlancie, zawsze, kiedy tylko wejdziemy na halę, do hotelu, nawet kiedy tylko wylądujemy. Wiemy, że musimy zabrać mu jego przestrzeń, bo w innym razie jesteśmy ugotowani.”

Tego typu błędy na starcie spotkania to zmora dla bostońskich zawodników, którzy w tych pierwszych minutach zdają się być głowami gdzieś indziej. O krok za wolni, bez pomysłu na grę, jakby czekali na te uderzenia od Hawks i to dopiero te uderzenia miałyby ich obudzić z marazmu. Ale tak się meczów w fazie play-off nie wygra – tym bardziej, że w obu meczach Hawks jeszcze przed przerwą wychodzili na 20-punktowe prowadzenie. Celtics podejmowali próby powrotu i w meczu numer jeden prawie im się udało, ale nie o to chodzi.

Bo okej, to jest pokazanie wielkiego charakteru: wrócić do meczu, w którym przegrywało się już tak bardzo. Ale czemu nie pokazać tego charakteru poprzez nawiązanie walki od pierwszego gwizdka? Warto w tym miejscu zaznaczyć, że te problemy Celtów w pierwszych kwartach pojawiły się w zasadzie znikąd – w sezonie regularnym zdobywali średnio ponad 26 punktów w pierwszych 12 minutach, co było dziewiątym wynikiem w lidze. W dwóch meczach tegorocznej fazy play-off? 26 punktów łącznie. ŁĄCZNIE.

Co więcej, gdyby tak wyjąć te pierwsze kwarty z tych dwóch meczów w Atlancie to w pierwszym starciu Celtics wygrali kolejne 36 minut wynikiem 82-72, a w starciu numer dwa przez trzy następne kwarty gra była bardzo wyrównana (remis 65-65). Teraz jednak może okazać się, że także Hawks nie będą w pełni sił – problemy z kolanem ma Kent Bazmore, ale w jego przypadku występ w meczu numer trzy jest „prawdopodobny”. Znacznie mniejsze szanse na grę w Bostonie ma za to Dennis Schroeder, który dość mocno skręcił kostkę.

Może dzięki temu w końcu skrzydła rozwinie Isaiah Thomas, który w pierwszym meczu zagrał niezłe zawody, natomiast już w drugim starciu wyraźnie nie był sobą, mając sporo problemów w koźle. Zadania nie ułatwiają mu oczywiście Al Horford i Paul Millsap, którzy zdają się kontestować każde jego wejście na kosz. Ale skoro najpewniej nie zagra Schroeder to przynajmniej na obwodzie Thomas powinien mieć trochę więcej oddechu, odkąd niemiecki guard był jak cień i świetnie utrudniał życie filigranowemu rozgrywającemu C’s.

(Swoją drogą, przed rozpoczęciem serii mówiło się, że zatrzymanie Millsapa może być x-faktorem. I jakkolwiek słabo nie wygląda Jae Crowder tak trzeba mu oddać, że w starciu przeciwko podkoszowemu Hawks wypada bardzo dobrze: 11 zagrań Millsapa przeciwko Crowderowi w tych dwóch meczach, 1/10 FG, 0/3 3PT i ledwie dwa punkty zdobyte przez 31-letniego zawodnika Jastrzębi.)

Wiele zależy od tego, jak Celtowie ten pierwszy mecz w Ogródku zaczną. W sezonie regularnym to często oni wyprowadzali pierwsze ciosy i taki szybki, skuteczny start na pewno pomógłby tej drużynie nabrać pewności siebie, złapać trochę rytmu. Bo wydaje się, że choć trzeba oczywiście oddać defensywie Hawks, że spisuje się bardzo dobrze, to jednak w tym momencie Bostończycy wpadli po prostu w jakiś psychologiczny dołek, bo przecież nie potrafią trafiać nawet z tych czystych pozycji. A to musi się zmienić, jeśli myślą o przedłużeniu serii.

Ale nawet gdyby… pamiętajmy, co zrobił ten team w tym sezonie – zwycięstwo w Cleveland, przerwanie serii Warriors, wielkie postępy graczy i Isaiah w All-Star Game. Pamiętajmy, jak świetnie szło im w TD Garden. Pamiętajmy, ile mamy picków w czerwcowym drafcie i jaką mamy szansę na pick numer jeden. Pamiętajmy też o tym, że ten zespół ma naprawdę niezłe widoki na przyszłość, co udowadniają choćby kolejne głosy, jakoby to C’s byli „czarnym koniem” w wyścigu po Duranta. W piątek startujemy o 2:00 czasu polskiego.

#WeAreTheCeltics