Boston Celtics nie zajmą miejsca w top3 w Konferencji Wschodniej, o czym zadecydowała porażka 114-100 z drużyną Charlotte Hornets. Celtowie mają teraz taki sam bilans jak Szerszenie i zajmują piąte miejsce w konferencji, a przed nimi jeszcze tylko jedno spotkanie – z będącymi lokatę przed nimi Miami Heat. I to właśnie ten mecz zadecyduje o tym, z którego miejsca Bostończycy awansują do fazy play-off. A szkoda, bo Atlanta Hawks przegrali z Cavaliers i była jeszcze teoretyczna szansa na zajęcie trzeciego miejsca, która jednak przez słaby mecz przepadła bezpowrotnie. Dość powiedzieć, że dziewięć minut drugiej kwarty poniedziałkowego meczu Celtowie przegrali aż 3-31, co po spotkaniu bardzo dobrze podsumował Brad Stevens.
Nie będę się nad tym meczem rozwodzić, bo nie ma takiej potrzeby. Avery Bradley powiedział po ostatnim gwizdku, że jeśli tego typu błędy zdarzą się w playoffach to można szykować się na porażkę różnicą 40 punktów. Stevens z kolei określił ten okres w drugiej kwarcie jako po prostu niezłe jaja. Hornets ograniczyli dostęp do paint, Celtowie nie trafiali też z dystansu, więc w pomalowanym było jeszcze ciaśniej. Prawie osiem minut bez trafienia z gry, 3/22 w całej kwarcie, a do tego również sześć strat. Jeremy Lin wygrał w drugiej kwarcie 17-13.
Gdzieś tam pod koniec meczu Celtowie chcieli jeszcze wrócić, choć „wrócić” to za dużo powiedziane. R.J. Hunter trafił dwie trójki (ostatecznie wykręcił niezłe 11 punktów), zrobił się z tego run 14-4 i Ogródek trochę odżył, ale tu już do przerwy (41-63) było po meczu. Na początku drugiej połowy kostkę skręcił Nic Batum i na parkiecie już się nie pojawił, ale to nie spowolniło Hornets, którzy bardzo dobrze reagowali na większość podwojeń Celtics, trafiając z tego 14 trójek. Ostatni mecz sezonu regularnego już w środę: Miami Heat w Bostonie.