Pelicans łyknięci w Bostonie

Łyknięci z problemami, ale jednak łyknięci. Bo zwycięstwo to zwycięstwo, dlatego bierzmy je takim, jaki jest. Boston Celtics po dość słabym spotkaniu pokonali 104-97 drużynę z Nowego Orleanu, która boryka się z ogromem kontuzji, a jakby tego było mało to pod koniec meczu straciła kolejnego zawodnika – dobrze spisujący się stary znajomy Tim Frazier skręcił bowiem kostkę, gdy Avery Bradley rzucał daggera. 32 punkty zdobył cały czas fenomenalny Isaiah Thomas. Było to trzecie z rzędu zwycięstwo Celtów, którzy dzięki temu zrównali się bilansem z Atlanta Hawks (46-32) i ostateczna pozycja w Konferencji Wschodniej wciąż zależy od nich – a jest szansa na trzecie miejsce, czyli scenariusz dla Bostończyków idealny.

BOXSCORE

Celtowie mają problemy z koncentracją na słabszych przeciwników i to było widać. Przestoje w grze, zrywy, złe decyzje, niechlujność. Normalnie taki mecz powinien być łatwo wygrany – Pelicans popełnili aż 22 straty, czyli o 13 więcej od Celtics i popełniali błąd za błędem. Ale potrafili też odgryźć się Celtom, nie dając za wygraną i pokazując niemały charakter. Dopiero lepsza obrona w końcówce spotkania oraz świetny blok Amira Johnsona i wspomniana trójka Bradleya w następstwie spowodowały, że kibice w TD Garden mogli odetchnąć z ulgą.

Ale wcześniej tak kolorowo nie było – pierwsza połowa to przede wszystkim 14 strat ze strony gości i fajny pojedynek tych mniejszych. Tim Frazier był na obozie treningowym Celtics, grywał też dla Maine Red Claws, będąc ich liderem, a w zeszłym sezonie najlepszym graczem D-League. Od paru tygodni świetnie spisuje się dla Pelicans i fajnie grał także w Bostonie, gdzie postawił trudne warunki Thomasowi. Ten jednak odpowiedział świetną skutecznością i już do przerwy miał 16 punktów, by potem na koniec podwoić swoją zdobycz punktową.

Celtowie prowadzili 53-45 po 24 minutach, mimo że w zasadzie przez cały mecz mieli spore problemy z trafianiem. Przegonili je na początku trzeciej kwarty, kiedy najpierw dwie trójki Jae Crowdera dały im 16 punktów przewagi, by potem roztrwonić prowadzenie, a następnie znów zrobić run 11-0, by potem oddać czternaście kolejnych punktów. Pelicans także w czwartej kwarcie trzymali się blisko, mieli kilka szans na objęcie prowadzenia, ale ani razu im się nie udało. Brawa dla aktywnej w tamtej części spotkania defensywy C’s.

32 punkty (10/19 FG, 3/6 3PT, 9/12 FT) oraz osiem asyst dla Isaiaha Thomasa, dla którego był to już 17. kolejny mecz z co najmniej 20 punktami na koncie. 14 oczek (ale 2/8 zza łuku) dla mającego problemy ze skutecznością Crowdera, 13 punktów, trzy asysty i trzy przechwyty miał Avery Bradley, który w ostatnich dniach poszerzył rodzinkę. Niezłe wsparcie z ławki od Marcusa Smarta (11 punktów, cztery asysty, dwa przechwyty, dwa bloki), który jednak zarobił łokciem w twarz i potrzebował czterech szwów. Na piątkowy mecz z Bucks będzie jednak gotów.