Jae Crowder wrócił do gry po ośmiu meczach absencji i już w drugiej akcji defensywnej przypomniał kibicom C’s, ile znaczy jego obecność na parkiecie. W końcówce trafił też wielką trójkę, która wyprowadziła Celtów na prowadzenie po morderczej pogoni, ale Portland Trail Blazers wykorzystali błąd Isaiaha Thomasa w kolejnej akcji i zdołali uciec ze zwycięstwem, wygrywając ostatecznie 116-109 po świetnym meczu. Spotkanie życia zaliczył Al-Farouq Aminu, który zdobył rekordowe dla siebie 28 punktów, trafiając przy tym sześć z jedenastu prób zza łuku. Thomas tymczasem zakończył marzec z kolejnym ponad 20-punktowym występem i w 14. meczu z rzędu był liderem punktowym C’s, bijąc rekord Larry’ego Birda.
Ale takie rekordy smakowałyby lepiej, gdyby przychodziły ze zwycięstwami. Celtowie byli bardzo blisko, powrót Jae Crowdera naprawdę dodał im skrzydeł i już od pierwszej minuty wróciła dobra bostońska obrona. Zabrakło jej na starcie czwartej kwarty, kiedy odpoczywał świetny w trzeciej odsłonie Avery Bradley (16 oczek w trzeciej ćwiartce) – najlepsze minuty w karierze rozgrywał wtedy Aminu, a jego zespół dosłownie w kilka minut odskoczył na 13 punktów. Celtowie po szaleńczej pogoni dogonili co prawda Blazers, ale to nie wystarczyło.
Nie wystarczyło, bo kiedy Jae Crowder trafiał trójkę z rogu (gdy Thomas był blokowany po raz czwarty w meczu) i C’s wyszli na prowadzenie 109-108 to w kolejnej akcji zbyt łatwo pozwolili C.J. McCollumowi na zdobycie punktów. Była strata jednego punktu, jednak szybko powiększyła się do trzech, kiedy Thomas mający problemy z kozłem przez cały mecz miał je także w tej najważniejszej akcji – piłkę więc stracił, a Blazers przeprowadzili szybką kontrę. Trzy punkty straty są do odrobienia, ale Thomas znów miał problemy i trójka Bradleya była zła.
A szkoda i szkoda przede wszystkim przełomu trzeciej i czwartej kwarty (Blazers zakończyli trzecią odsłonę runem 14-4), bo to był naprawdę niezły mecz Celtów. Bradley świetnie powstrzymał Damiana Lillarda, który przez całe starcie nie mógł złapać odpowiedniego rytmu i spudłował 13 z 16 oddanych rzutów. Amir Johnson trafiał z daleka (10. w sezonie trójka), dobre wsparcie dawali Evan Turner i Kelly Olynyk, niezłe zawody grał też Jared Sullinger – wszystko to powodowało, że Bostończycy długi czas mieli około 10 punktów przewagi.
Aminu trafił aż sześć trójek, bo Celtowie podwajali gracza z piłką w pick-and-rollu, a do tego Amir wolał pozostać w paint niż być wyciągniętym przez skrzydłowego Blazers na obwód. A ten po raz pierwszy w karierze trafił więcej niż cztery trójki, po raz drugi oddał też co najmniej 11 rzutów zza łuku. I akurat stało się to w starciu przeciwko Celtics, którzy spadli tym samym na szóstą pozycję w Konferencji Wschodniej i mają już 1.5 meczu straty do trzeciego miejsca, ale jeśli trzecia lokata jest poza zasięgiem to warto chyba zostać na szóstej.
Będąc bowiem na trzecim miejscu C’s mieliby co prawda przewagę parkietu, ale jeśli to trzecie miejsce odjedzie to jednak pozostanie na szóstym także będzie gwarantem innej ważnej rzeczy – ominięcia Cavs w wypadku awansu do kolejnej rundy. Do końca sezonu zostało jeszcze siedem spotkań: Warriors, Lakers (oba na wyjeździe), Pelicans, Bucks (oba u siebie), Hawks (na wyjeździe), Hornets i Heat (oba u siebie). Łatwo nie będzie, ale póki jest szansa na trzeci seed to trzeba walczyć. Kolejny przystanek dziś w Oakland.