Smart nadal wpływa na grę

Marcus Smart być może zalicza najgorszy w historii sezon pod względem skuteczności zza łuku. Jego rzut wciąż jest „in-progress”, młody zawodnik cały czas musi ostro nad tym pracować i przed nim jeszcze długa droga. Ale nawet pomimo to Smart już w swoim drugim sezonie w NBA stał się graczem ważnym, graczem pożytecznym i przede wszystkim graczem, który wpływa na grę i pomaga drużynie wygrywać. Robi to często poprzez małe rzeczy, których nie widać w statystkach. Widać tam za to słabe procenty, słabą skuteczność i to jak jak najbardziej jest coś, co może martwić kibiców Celtics. Ale warto też przy tym pamiętać, że w koszykówce liczy się znacznie więcej, bo często to te małe zagrania przynoszą wielkie rzeczy.

Nie inaczej było w ubiegłą sobotę, gdy Celtowie byli w Phoenix i grali z tamtejszymi Suns. Wygrali, choć nie obyło się bez emocji – w końcówce Smart trafił też kilka ważnych rzutów wolnych i także dzięki temu udało się odeprzeć atak Słońc. Ale najważniejsze zagranie 21-latka miało miejsce w połowie ostatniej kwarty – otoczony przez czterech zawodników, w tym mierzącego 216 centymetrów Alexa Len, wyłuskał piłkę po niecelnym rzucie Evana Turnera, zdołał obrócić się i podać do Jonasa Jerebko, który wysłał obrońcę w powietrze i trafił.

To są właśnie te małe rzeczy, w których Smart od swojego pierwszego meczu w barwach Celtics potrafi się wyróżnić. Zbiórka tam, przechwyt tu, wymuszony faul w ataku gdzie indziej. To powyżej to zresztą nie pierwsza taka zbiórka Smarta, który w tym sezonie wyrósł na jednego z lepiej zbierających guardów w lidze. Coraz lepiej wygląda też w pick-and-rollu, gdzie poprawił wizję i decyzyjność. Mimo problemów z efektywnością punktuje lepiej niż w ubiegłym sezonie, częściej pojawiając się w paint i trafiając dobre 76.2 procent rzutów wolnych.

Mimo faktu, że po All-Star Game trafia zaledwie 17.1 procent trójek to z nim na parkiecie Celtics są o 3.6 punktów na 100 posiadań lepsi niż bez niego. Różnica całkiem spora, bo jest to czwarty wynik w drużynie i już to pokazuje, że Smart jest zawodnikiem, który naprawdę Celtom pomaga. Faktem jest, że nie trafia, a w porównaniu do ubiegłego sezonu – który i tak był dla niego słaby pod względem efektywności – jest nawet gorzej, jednak od samego początku wiedzieliśmy, że 22-latek ma problemy z rzutem i musi nad tym pracować.

A praca na treningach to jedno, co innego to przełożenie tego na mecze. Prawda jest bowiem taka, że choć bywają rzuty oddane z nieprzygotowanych pozycji, za szybko to jednak większość tych trójek Smarta to są rzuty dobre. Ale po prostu nie wpadają. Był taki okres, że wpadały na bardzo dobrym procencie, gdy śnieżyca spowodowała przełożenie meczu z Sixers, a drugoroczniak miał wtedy dzień na dodatkowy trening. Dość powiedzieć, że od 24 stycznia do 10 lutego (11 meczów) trafił 43 procent swoich trójek. I coś się popsuło.

Po przerwie na Weekend Gwiazd trafia bowiem na koszmarnej, 17-procentowej skuteczności zza łuku i jest na dobrej drodze, aby zaliczyć najgorszy w historii sezon strzelecki wśród graczy, którzy oddali co najmniej 200 trójek. Smart spudłował aż 63 z ostatnich 76 prób zza łuku, a w ostatnich czterech meczach jest 0/15. Co się więc stało podczas dziewięciu dni przerwy w połowie lutego? Nie wiadomo, ale w tym momencie zdaje się, że 22-latek zmaga się już bardziej z jakąś psychologiczną barierą, którą po prostu trudno mu jest pokonać.

Jeśli jednak ma dobrą pozycję do rzutu to niech rzuca. W ubiegłym sezonie trafiał na niezłym procencie, w tym także miał dobre okresy. Na linii rzutów wolnych trafia średnio trzy z czterech prób, udowadniając, że z jego rzutem jest całkiem w porządku. Niech więc rzuca dalej, póki trwa sezon regularny i niech stara się wyjść z tego dołka. Jeśli bowiem nawet mimo tej słabej skuteczności ma pozytywny wpływ na grę Celtics to przy lepszych procentach powinien być jednym z czołowych zawodników drużyny. Taką nadzieją żyją fani zespołu.

Smart ma bowiem cały czas ogromny potencjał, ale na razie musi pokonać swoje słabości i popracować nad swoimi wadami – bo przecież już w koledżu mówiło się, że ma słabą selekcję rzutów, a to też mocno wpływa na jego efektywność. Ale co by nie mówić, w tym sezonie i tak zrobił spory krok do przodu. A swoją defensywą, instynktem, zadziornością wpływa na mecze, pomaga Celtom wygrywać. Jak zresztą mówi Isaiah Thomas – to właśnie te małe wielkie rzeczy są definicją Marcusa Smarta. Po meczu z Suns wtórował mu też Brad Stevens:

„To są te rzeczy, które sprawiają, że Marcus jest kimś wyjątkowym. Czasami widać to w statystkach, czasami nie. Ale on robi je w każdym meczu. To dlatego nie lubię przywiązać zbyt dużej uwagi do statystyk, jeśli o nim rozmawiam. Pomaga nam wygrywać i przeciwko Suns mieliśmy tego świetny przykład.”

I także sam zainteresowany przyznaje, że pomoc drużynie w każdym, nawet najmniejszym aspekcie jest jego głównym celem. Nawet jeśli rzut nie wpada to trzeba znaleźć jakiś sposób, aby móc pozytywnie wpłynąć na mecz, na drużynę, na wynik. Dlatego nawet jeśli krzywimy się na kolejne pudła, kiwamy głową na kolejne głupie faule czy kręcimy nosem na dyskusje z sędziami to pamiętajmy – wszystko to jest częścią procesu, w którym zawodnik kształtuje swoją grę. Potrzeba cierpliwości, choć Smart i tak już teraz daje naprawdę dużo.