Boston Celtics zdołali wcielić się w rolę Wielkanocnego Zajączka i sprawili swoim fanom jeszcze jeden prezent, wygrywając 102-99 w Phoenix na otwarcie 5-meczowego tripu po Zachodzie. Nie obyło się bez emocji, bo choć Celtowie prowadzili w tym meczu nawet 19 punktami to jednak koniec końców doszło do zaciętej końcówki i dopiero blok Evana Turnera pozwolił uniknąć Bostończykom dogrywki. 28 punktów zdobył Isaiah Thomas, dla którego był kolejny powrót do Phoenix i starcie ze swoją byłą drużyną. Było to czwarte z rzędu zwycięstwo Bostończyków, ale tej samej nocy wygrali też niestety Brooklyn Nets. Następny rywal będzie dla Celtów trudniejszy, w poniedziałek zagrają z Los Angeles Clippers.
Devin Booker był gorący i chciał być bohaterem, zrobił zresztą nawet świetny move i wydawało się, że zaraz zdobędzie kolejne punkty. Ale nie pozwolił na to Turner, który do przerwy miał 15 punktów, lecz po przerwie w ataku w zasadzie nie istniał – jednak w najważniejszym momencie zrobił swoje w obronie, blokując rzut Turnera. Piłkę zbił Amir Johnson, przejął ją Marcus Smart i dał się sfaulować. Przy stanie 101-99 trafił jeden rzut wolny, ale Suns nie mieli już timeoutu i próba dorzucenia piłki do kosza C’s przez całe boisko była nieskuteczna.
Emocji w tym meczu być nie powinno, bo Celtics z Averym Bradleyem zaczęli naprawdę nieźle, wyglądali na takich, któym po prostu bardziej się chciało i od początku bezlitośnie wykorzystywali braki Suns pod koszem, atakując obręcz raz po raz. Pomagał fakt, że gospodarze popełniali mnóstwo prostych błędów, przy czym taka atmosfera radosnej koszykówki udzieliła się także Celtom w drugiej połowie i koniec końców łącznie mieliśmy aż 39 strat. Do przerwy to jednak Bostończycy prowadzili 58-41, dostając też niezłe wsparcie od m.in. Olynyka.
Kto wie, czy Suns nie dogoniliby Celtów, gdyby nie Isaiah Thomas, który tylko w trzeciej kwarcie miał 15 ze swoich 28 punktów. Świetnie atakował kosz, łatwo dostawał się w pomalowane i był jedyną odpowiedzią Celtics na dobre zmiany w obronie Słońc. W ataku też zaczęli grać coraz lepiej, niższe ustawienia pozwoliły im na szybszą grę, ale też wykorzystywali zmiany krycia, aby grać tyłem do kosza z Isaiahem. Trafili 13 z 21 rzutów i zeszli nawet do jednego punktu (74-73), zanim w ostatniej kwarcie świetnego wsparcia z ławki nie dał Jerebko.
Szwed trafił trzy z pięciu trójek, sporo walki dodał wciąż mocno nieskuteczny Smart i Celtics zdołali wygrać w Arizonie, mimo że dostali 3/14 zza łuku od swojego podstawowego backcourtu. Bradley zagrał, świetnie spisywał się do kosza, ale większość jego rzutów z daleka ledwo dotykała obręcz. Słabszy tym razem mecz Amira Johnsona (z nim na parkiecie najgorsze -15), a już od dłuższego czasu spore przestoje w grze notuje niewidoczny Jared Sullinger (2/8 z gry, pięć strat). Taka gra na Clippers nie wystarczy, ale mamy 43. zwycięstwo.