Déjà vu z Canton

Red Claws zanotowali drugą porażkę z rzędu, tym razem ulegając przed własną publicznością 106-123 ekipie Iowa Energy. Mecz miał niemal identyczny scenariusz, jak przegrane czwartkowe starcie z Canton Charge – grająca w eksperymentalnym składzie afiliacja C’s dzielnie walczyła do połowy 3Q, po czym zaczęła grać na żenującym poziomie i w konsekwencji pozwoliła rywalom na zadanie decydującego ciosu. Przy bardzo słabej grze Corey’a Waldena, najlepszym zawodnikiem w zespole Maine Red Claws był Levi Randolph, który zanotował solidne double-double, w tym team-high w postaci 28 punktów. Do końca regular season pozostało już tylko pięć spotkań.

BOXSCORE

Szkoleniowiec Red Claws – Scott Morrison ponownie miał do dyspozycji zaledwie ośmiu zawodników, ponieważ Coty Clarke, RJ Hunter, Jordan Mickey, Terry Rozier i James Young są aktualnie wykorzystywani w rotacji Celtics przez Brada Stevensa, natomiast Tim Frazier z powodzeniem walczy o dłuższy angaż w New Orleans Pelicans. Wczorajszy mecz miał bliźniaczy przebieg do czwartkowego starcia z Charge. Tak, jak w Canton, do przerwy wszystko wyglądało dobrze – Red Claws mieli inicjatywę i to oni kontrolowali spotkanie, posiadając cały czas kilka punktów przewagi. Ponownie świetnie w mecz wszedł Omari Johnson, który w pierwszej kwarcie zdobył dziewięć punktów na skuteczności 4/6 FG. Szybki run 10-3 na starcie 2Q pozwolił nawet na odskoczenie od rywali na +8 i choć ostatecznie do przerwy MRC byli lepsi o zaledwie jedno posiadanie, to wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Niestety, w połowie trzeciej kwarty w szeregach gospodarzy nastąpił koszykarski kataklizm. Napisać, że Red Claws grali w tym fragmencie fatalnie, to nic nie napisać. To był koszmarny basket – skuteczność na poziomie 31,7% FG, zaledwie 3 asysty i przede wszystkim żenujące 11 start. W konsekwencji zawodnicy Iowa Energy dokonali bezwzględnej egzekucji i zakończyli 3Q efektownym runem 22-6, zabijając tym samym nadzieję miejscowych na osiągnięcie sukcesu.

Red Claws ponownie boleśnie odczuli brak Fraziera i tym razem zanotowali tylko osiem „trójek” i ledwie osiemnaście asyst, co jest jednym z najgorszych wskaźników w sezonie. Co ciekawe, afiliacja Celtics grała na dobrej skuteczności z gry na poziomie 51% i wygrała walkę na tablicach 44-37, ale kluczem do porażki okazała się statystyka błędów. Trzeba być niepoprawnym optymistą, aby oczekiwać zwycięstwa w meczu, w którym popełnia się aż dwadzieścia dwie starty, przy ledwie ośmiu rywali. Efekt? Wszystkie błędy kosztowały Red Claws aż trzydzieści cztery punkty oraz oddanie aż czternastu rzutów z gry mniej od przyjezdnych z Iowa!

Po raz siódmy w sezonie w starting line-up zagrał Levi Randolph, który ponownie nie zawiódł i zanotował konkretne double-double na poziomie 28 pts, 15 reb, a jego dorobek punktowy okazał się być również team-high. Solidnie zaprezentowali się Malcolm Miller (23 pts, 7/11 FG, 3/4 3FG), a także dość niespodziewanie rezerwowy Coron Williams, który podczas niespełna dwudziestu pięciu minut spędzonych na parkiecie zdobył 14 pts na skuteczności 5/7 FG. Reszta graczy zagrała bardzo słabo lub beznadziejnie. Lider zespołu Corey Walden zdobył zaledwie dwanaście punktów i potrzebował na to aż jedenastu prób, a co warte podkreślenia, jego gra była efektywna tylko w 2Q, w której zdobył…jedenaście punktów. Z kolei grę zawodników rywalizujących aktualnie o miejsce w wyjściowym składzie na pozycji numer dwa, a więc Andre Stringera (7 pts, 3/11 FG, 3 TO) i Marcusa Thorntona (1 pts, 0/4 FG), pozostawię bez komentarza.

Kolejne spotkanie Maine Red Claws rozegrają w niedzielę o godzinie 22:00 czasu polskiego. W hali Portland Expo Building zmierzą się z niżej notowanymi Raptors 905. Co tu dużo pisać, trzeba ten mecz wygrać. Nieważne w jakim stylu i w jakich okolicznościach, ale trzeba dopisać kolejną wygraną na swoje konto, aby myśleć o przeskoczeniu Canton Charge w tabeli Eastern Conferance. Standardowo transmisja będzie dostępna na oficjalnym kanale D-League na YouTube.