Boston Celtics przegrywają drugie z rzędu spotkanie, ulegając 98-103 drużynie Indiana Pacers w pierwszym starciu bez Jae Crowdera, który z powodu kontuzji kostki ma opuścić co najmniej dwa tygodnie gry. Wciąż do gry nie powrócił też niestety Kelly Olynyk, który cały czas odczuwa dyskomfort w ramieniu przez co zdecydowano się odłożyć jego powrót. W pierwszej piątce wyszedł drugoroczniak Marcus Smart. I start miał obiecujący, ale potem tak różowo już nie było, bo w drugiej połowie dobre zawody rozgrywał Paul George, a sam Smart oddał 1/4 wszystkich rzutów Celtics zza łuku (32) i trafił zaledwie przy jednej próbie. Celtowie nie mogą zwolnić, w środę zagrają bowiem w back-to-back z Oklahoma City Thunder.
Jest niestety tak, że jeśli Isaiah Thomas zostaje z gry wyłączony to trudno szukać Bostończykom sukcesu w ataku. Tak było we wtorek, bo Thomas zdobył ledwie dwa punkty do przerwy i tak w zasadzie zero w ostatniej kwarcie, bo trójkę trafił przy rozstrzygniętym już wyniku, kiedy zegar odliczał sekundy do końca spotkania. Zrobił swoje w trzeciej odsłonie, zdobywając wtedy 16 punktów, ale koniec końców trafił tylko pięć z 18 rzutów (w tym 3/11 zza łuku) i ze skutecznością Isaiaha na poziomie 28 procent trudno Celtom szukać zwycięstwa.
Wcale nie lepiej zagrał Avery Bradley (5/13 FG, 0/2 3PT), a już w ogóle tylu trójek nie powinien oddawać Marcus Smart (4/12 FG, 1/8 3PT). Z drugiej strony, rywale dają mu tyle miejsca na dystansie, że nie pozostaje mu nic innego jak rzucać – tym bardziej, że wejść pod kosz jest mu w takiej sytuacji trudniej. W obronie zaczął nieźle, był świetny przechwyt i tylko 2/6 od George’a, ale w drugiej połowie lider gospodarzy trafił pięć z sześciu rzutów przy obronie Smarta, w tym ekstremalną trójkę z rogu, po której Pacers urwali się na 91-81.
To był dagger, bo choć Celtowie próbowali jeszcze potem do meczu wrócić to jednak zabrakło… oczywiście, skuteczności. 8/32 za trzy, lekko ponad 38 procent z gry. Takimi liczbami meczów się nie wygrywa. Kelly Olynyk, wróć. Zabrakło też oczywiście Jae Crowdera, ale te problemy ofensywne Celtów – to już drugi z rzędu mecz, w którym Bostończycy oddają tyle rzutów zza łuku i tak słabo przy tym trafiają – są jednak głównie wynikiem absencji kanadyjskiego skrzydłowego. Plus jest taki, że dobre spotkanie zaliczył Jonas Jerebko.
Minusów jest jednak więcej: druga porażka z rzędu, Miami Heat z takim samym bilansem, piąta porażka w szóstym meczu na wyjeździe, trudni oponenci na horyzoncie i absencja kluczowych przecież zawodników. Nie tak dawno Celtowie byli w gazie, ale teraz nastały trudniejsze czasy – tak już niestety w NBA bywa, ale trzeba trzymać kciuki, aby Bostończycy potrafili odpowiedzieć, bo można w ten sposób kształtować charakter drużyny, w której cały czas jest mnóstwo walczaków. Na środę wracają do Bostonu, by udowodnić to w starciu z Thunder.