Po raz trzeci w historii, a drugi raz z rzędu ekipa Red Claws wywalczyła awans do fazy Playoffs. Podopieczni Scotta Morissona promocję do rywalizacji postseason zapewnili sobie, drugim w odstępie zaledwie trzech dni, zwycięstwem nad Grand Rapids Drive. Tym razem afiliacja Pistons zagrała zdecydowanie lepiej i po bardzo trudnym spotkaniu MRC wygrali 129-123, głównie dzięki świetnej grze w 4Q. Olbrzymi udział w siódmym zwycięstwie z rzędu afiliacji Boston Celtics miał Jordan Mickey, który uzyskał solidne double-double, w tym team-high w postaci 28 punktów. Nie zawiedli również liderzy Maine, czyli Corey Walden i Tim Frazier, który zanotował aż 14 asyst i ponownie aspirował do triple-double.
To był dziwny mecz, ponieważ patrząc na statystyki, ekipa Maine Red Claws nie powinna go wygrać. Afiliacyjna drużyna C’s rzucała na gorszej skuteczności z gry, spudłowała aż dziewięć rzutów wolnych, popełniła więcej błędów, a nadto, nie potwierdziła swoich największych atutów i nie była lepsza od Grand Rapids na tablicach oraz we wskaźniku kluczowych podań. Zwycięstwo dały jednak rzuty z dystansu i trzynaście trafionych „trójek”, przy zaledwie czterech celnych próbach zza łuku ekipy z Walker w stanie Michigan. W kadrze meczowej zabrakło wczoraj Jamesa Younga, który z uwagi na uraz Jae Crowdera powrócił do Bostonu i być może w najbliższych dwóch tygodniach otrzyma od Brada Stevensa więcej minut na parkietach NBA. W starting line-up wystąpił za to Jordan Mickey, który ponownie wyróżniał się na tle pozostałych graczy i udowodnił, że czyni coraz większe postępy.
Początek spotkania zapowiadał raczej powtórkę blowoutu, który w piątkowy wieczór koszykarze Red Claws przeprowadzili na afiliacji Detroit Pistons (132-107). Głównie dzięki świetnej skuteczności zza łuku w pierwszych sześciu minutach meczu (4/6 3FG) na tablicy wyników widniał rezultat 20-11. Komentatorzy kilkakrotnie podkreślali, że gospodarze osiągnęli lepszy wskaźnik rzutów dystansowych niż podczas weekendowego spotkania, w którym ustanowili fenomenalny rekord dwudziestu czterech trafionych „trójek”. Jak się później okazało, do tego osiągnięcia nie udało się nawet zbliżyć. W celu zatrzymania rozpędzonych Maine, wspieranych przez komplet publiczności w hali Portland Expo Building, trener przyjezdnych – Otis Smith wziął dwuminutowy timeout, który przyniósł nadspodziewanie dobre efekty. Jego zawodnicy wygrali pozostałą część inauguracyjnej odsłony 21-9 i zaczęli grać naprawdę przyjemną oraz efektywną dla oka koszykówkę. W barwach gości znakomicie spisywała się właściwie cała wyjściowa piątka, która konsekwentnie budowała przewagę i na przerwę schodziła z ośmiopunktową zaliczką. Goście skutecznie zneutralizowali najgroźniejszy atut Red Claws i swoją twardą defensywą nie pozwalali im dzielić się piłką na obwodzie, zatrzymując licznik asyst afiliacji C’s na skromnej dziesiątce. Ponadto, rzucali na świetnej skuteczności z gry na poziomie 61,7%, wymusili aż dziesięć strat MRC, a przede wszystkim całkowicie zdominowali strefę podkoszową i w pierwszej połowie wczorajszego meczu zdobyli z pomalowanego aż 44 punkty, przy zaledwie osiemnastu gospodarzy.
Zauważalny przełom w grze Red Claws nastąpił tuż po zmianie stron, jednak podopieczni Scotta Morissona prowadzenie odzyskali dopiero w ostatnich sekundach 3Q. Miejscowi zaczęli lepiej bronić pomalowanego, a przede wszystkim szybciej przejmować krycie na zasłonach. W efekcie zakłócona została świetnie prezentująca się na początku meczu współpraca pomiędzy rozgrywającymi – Kelsey’em Barlowem (game-high 32 pts) i Lorenzo Brownem (24 pts, 12/19 FG), a wysokimi graczami Grand Rapids – Henry’m Simsem (28 pts, 12/19 FG, 13 reb) i Davinem Ebanksem (25 pts). Najgłośniejszy sygnał do odrabiania strat dał Malcom Miller, który w trzeciej kwarcie rzucił aż 16 punktów, głównie po niemal perfekcyjnie wykonywanych rzutach z linii osobistych. W 4Q MRC szybko oddalili się od Drive na kilka punktów i już do końca spotkania kontrolowali wynik. Zapędy przyjezdnych na doprowadzenie do dogrywki skutecznie tłumili Corey Walden (22 pts) i Tim Frazier, który ponownie był blisko uzyskania triple-double, gromadząc 12 pts, 7 reb, 14 ast.
Ponownie aż siedmiu zawodników zdobyło dwucyfrową liczbę punktów, w tym czterech zagrało na poziomie 20+ pts. Team-high osiągnął Jordan Mickey, który wczorajszy mecz zakończył z linijką o wartościach double-double: 28 pts (11/15 FG, 1/1 3FG), 11 reb. Poza wspomnianymi już wyżej Millerem, Waldenem i Frazierem, znakomicie prezentował się Omari Johnson, który rzucił 22 pts, aż sześciokrotnie trafiając zza linii 7,24 m.
Awans do Playoffs jest już zapewniony, jednak przed Maine Red Claws bardzo ważne spotkanie wyjazdowe z afiliacją Cleveland Cavaliers – Canton Charge, z którą toczymy zażartą rywalizację o drugie miejsce w Eastern Conference. Początek tego świetnie zapowiadającego się starcia o godzinie 1:00 w nocy z środy na czwartek czasu polskiego. Czekamy na przedłużenie wspaniałej serii i na odniesienie ósmego zwycięstwa z rzędu. Standardowo bezpośrednia transmisja z tego meczu będzie dostępna na oficjalnym kanale D-League na YouTube.