Jakkolwiek to brzmi, Michael Beasley zdobył 18 punktów w piętnaście minut gry, w końcówce kilka ważnych rzutów trafił też James Harden i Boston Celtics po raz pierwszy od stycznia przegrali w TD Garden, kończąc serię zwycięstw na czternastu kolejnych wiktoriach. Spotkanie zakończyło się wynikiem 98-102 i przy równoczesnej wygranej Miami Heat bostońska drużyna ma już tylko jeden mecz przewagi nad rywalami. Dodatkowo, w trzeciej kwarcie kostkę skręcił Jae Crowder i do meczu już nie powrócił; w sobotę ma przejść badania rezonansem magnetycznym. Ale są też dobre informacje – Minnesota Timberwolves pokonali (na wyjeździe!) mocnych przecież Thunder, a Brooklyn Nets polegli z najsłabszymi przecież 76ers.
Już pierwsza kwarta zapowiadała w pewien sposób, jak ten mecz już do końca będzie wyglądał. Celtom od początku brakowało bowiem skuteczności, dobry był ruch piłki i sporo było czystych pozycji, ale Celtowie po prostu nie trafiali. Rockets za to od początku zbyt łatwo dostawali się w pomalowane, bo także mieli ogromne problemy z trafieniem zza łuku (zaczęli od 0/11, skończyli 2/15 do przerwy). Świetnie wyglądał Isaiah Thomas, ale głównie w tych szybkich atakach, bo Rockets wysłali na niego Trevora Arizę i atak pozycyjny C’s cierpiał.
W drugiej połowie Thomas zaczął radzić sobie z Arizą, rzucił nawet dłuuuugą i wyyysoką trójkę ponad skrzydłowym Rockets, ale do bardzo efektywnych 30 punktów dołożył też sześć strat i zaledwie dwie asysty. Zaledwie dwie, bo poza Thomasem (5/9 za trzy) reszta drużyny złożyła się na ledwie trzy trójki z 22 prób. Jae Crowder jeszcze przed kontuzją był 0/6, Avery Bradley trafił pierwszą, ale spudłował siedem kolejnych. Po jednej mieli też solidny w piątek Jared Sullinger oraz Terry Rozier, który dał świetną zmianę w trzeciej odsłonie.
To był pierwszy raz w tym sezonie, gdy Brad Stevens poszedł w ultra small-ball, wystawiając czterech tak niskich obrońców obok Jareda Sullingera. Był więc Thomas, byli też Smart oraz Bradley, ale także Rozier – i już w pierwszym posiadaniu obronnym tej piątki mieliśmy przechwyt. To z pewnością ciekawy eksperyment, bo to ustawienie wyglądało naprawdę nieźle. W końcówce czwartej odsłony zamiast Roziera na parkiecie był jednak Turner i niestety dwukrotnie to na nim posiadanie miał Harden, który w obu akcjach swoje rzuty trafił.
Celtics oddali aż 60 punktów w paint, przy czym już 50 przez trzy pierwsze kwarty. Trafili też ledwie 37.4 procent swoich rzutów, w tym słabe 25.8 procent zza łuku (8/31). Rockets mieli jednak jeszcze gorsze 5/26 za trzy, ale przynajmniej nie łupali trójek jedna za drugą, lecz zamiast tego atakowali obręcz. I tego wciąż brakuje w grze Bostończyków, którzy często zbyt mocno polegają na rzutach trzypunktowych i stronią od wchodzenia na kosz – co niestety Rockets zdołali wykorzystać i ukradli cenne zwycięstwo z Bostonu.
Ale nie ma tego złego – wspominałem już o wynikach Nets i T’Wolves, a warto też wspomnieć, że wygrana Rockets jest Celtom na rękę, jeśli chodzi o pick od Dallas Mavericks. Co ciekawe, to z Sullingerem na parkiecie C’s spisywali się najlepiej (+6) – podkoszowy po problemach w poprzednim meczu tym razem spisał się doskonale na 24 punkty, 12 zbiórek, pięć asyst, cztery przechwyty i dwa bloki. Kolejny mecz dopiero we wtorek, a więc może obejdzie się bez absencji Crowdera – Bostończycy zmierzą się na wyjeździe z Indiana Pacers.