Memphis Grizzlies jeszcze do przerwy prowadzili 55-52 po trójce Mario Chalmersa. Ale kiedy ten sam Mario Chalmers musiał opuścić parkiet z powodu kontuzji to wszystko po stronie Misiów się posypało. Mecz przejął Isaiah Thomas, który samodzielnie wypunktował rywali, zdobywając w trzeciej odsłonie więcej oczek niż cała drużyna przyjezdnych razem wzięta i C’s wygrali ostatecznie 116-96 po gino-time. Kibice mogli czuć się spokojnie, tak jak ma to miejsce już od prawie dwóch miesięcy, bowiem zwycięski streak – po środowej wygranej wynoszący już czternaście kolejnych wygranych – trwa od 13 stycznia. Jest to najdłuższa taka seria od sezonu 1990/91, kiedy Bird i spółka wygrali 18 kolejnych meczów u siebie.
Można by rzec, że to był klasyczny mecz dwóch połówek. W pierwszej to zawodnikom Grizzlies odrobinę bardziej się chciało, w pewnych momentach pokonywali Celtów ich własną bronią i koniec końców to oni byli na prowadzeniu po 24 minutach. W drugiej za to Celtowie wzięli się w garść, wzmocnili obronę i trafili też dziewięć trójek, dzięki czemu na ostatnie dwie minuty w grze mogli pojawić się Jordan Mickey, R.J. Hunter, Terry Rozier oraz James Young. Ten pierwszy miał zresztą sekwencję meczu, czyli trzy bloki w pięć sekund.
Ale zanim do tego doszło to widzieliśmy mnóstwo pudeł na starcie spotkania i solidną defensywę po obu stronach parkietu. Grizzlies robili jednak mnóstwo rzeczy w paint Celtów, nie tylko łatwo pod względem łatwości dostawania się pod kosz (tym bardziej, że mieli ogromne problemy na obwodzie), ale także pod względem aktywnej gry na tablicy. Dość powiedzieć, że po dwóch kwartach mieli dwa razy więcej zbiórek od Bostończyków (29-14), zdobywając przy tym 16 punktów drugiej szansy przy ledwie czterech po stronie Celtics.
Ale gdy przetrzebieni Grizzlies – nie zagrał Z-Bo, na wylot w ogóle nie załapał się Mike Conley – stracili w trzeciej kwarcie Chalmersa to wypuścili też z rąk ten mecz. Lance Stephenson swoimi solowymi próbami “rozgrywania” wzbudzał co najwyżej uśmiech politowania, a Celtowie świetnie wykorzystali kolejne niewymuszone błędy gości (siedem strat Misiów w trzeciej kwarcie), trafiając kilka trójek i ustawiając sobie ten mecz. Dość powiedzieć, że sam jeden Thomas zdobył 16 punktów w trzeciej odsłonie przy ledwie 12 od Memphis.
W ostatniej kwarcie trochę trójek porzucał sobie Vince, ale Grizzlies nie zdołali już do tego meczu wrócić, bo i Celtowie mieli w ostatnich 12 minutach aż siedem celnych rzutów zza łuku i Thomas w czwartej odsłonie na parkiecie się nie pojawił. I tak, po 31 punktach w trzeciej Bostończycy zdobyli w ostatniej nawet o dwa więcej. 16 punktów i osiem asyst od Turnera, po 15 punktów zdobyli Bradley oraz Crowder. 12 miał Sullinger, 11 dla Jerebko, a dziesięć od Smarta. Kolejny mecz także w Ogródku, w piątek rywalem będą Houston Rockets.
p.s. a Heat przegrali z Bucks, dzięki czemu Celtics mają teraz 1.5 meczu przewagi!