To był klasyczny blowout! Ekipa Maine Red Claws odniosła kolejny wielki triumf, tym razem pokonując w wyjazdowym starciu afiliację New York Knicks – Westchester Knicks w efektownym rozmiarze 126-88. Znakomitą partię rozegrali Tim Frazier, który poflirtował z triple-double oraz Coty Clarke, będący najskuteczniejszym strzelcem wczorajszego meczu z dwudziestoma dwoma punktami na koncie.Na słowa uznania zasługuje jednak cały zespół, który rozegrał jeden z najlepszych meczów w sezonie. Podopieczni Scotta Morrisona byli lepsi od swoich rywali w każdym aspekcie koszykarskiego rzemiosła, rzucając na bardzo dobrej skuteczności 54,7 %, przy zaledwie 37,3% gospodarzy.
W całym meczu koszykarze Red Claws aż trzynastokrotnie trafili zza łuku i w tym elemencie również byli lepsi od Knicks. Czynnikami, które istotnie wpłynęły na zdecydowane zwycięstwo afiliacji Boston Celtics były również wygrana walka na tablicach (51-40) oraz bardziej płynna i zespołowa gra ofensywna, odzwierciedlona aż dziewięcioma asystami więcej po stronie przyjezdnych (23-14).
Kluczem do czwartej wygranej z rzędu były znakomite otwarcia każdej z czterech kwart w wykonaniu Maine, dzięki którym systematycznie budowana była spokojna, wielopunktowa przewaga, utrzymywana w późniejszych fragmentach. I tak, pierwszą odsłonę wczorajszego pojedynku Red Claws rozpoczęli runem 10-2, drugą 10-0, trzecią 14-2 (w nieco ponad trzy minuty!), zaś ostatnią 14-4. Było to efektem twardej i agresywnej obrony, z którą kompletnie nie radzili sobie zawodnicy Westchester, popełniając we wczorajszy wieczór aż osiemnaście błędów, po których MRC zdobyło 30 punktów. Dość powiedzieć, że pierwsze punkty z gry w 2Q zespół Westchester zdobył po prawie sześciu minutach.
Kiedy aż ośmiu zawodników zespołu notuje dwucyfrową ilość punktów, to wypadłoby wskazać ich wszystkich, jako tych najbardziej wyróżniających się na parkiecie. Mimo wszystko, wśród tej grupy było kilku, którzy zasługują na szczególną pochwałę. Przede wszystkim najlepszy gracz spotkania – Tim Frazier, który otarł się o triple-double, uzyskując wspaniałą linijkę 18 pts, 11 reb, 9 ast, grając przy tym na fenomenalnej skuteczności 8/9 FG i popełniając tylko dwie straty w 31 minut. Warto zobaczyć, jak prezentuje się obecny lider Maine Red Claws.
Bardzo dobrą dyspozycję potwierdzili Coty Clarke, autor game-high w postaci 22 punktów oraz jedynego technicznego faulu w niedzielny wieczór, a także Omari Johnson, który bez problemów uzbierał double-double złożone z 14 punktów i 11 zbiórek. Przyjemnie ogląda się również poczytania Marcusa Thorntona (13 pts, 4/7 FG), który szybko zaaklimatyzował się w rosterze Maine po powrocie z Australii. Ponadto, świetną zmianę w końcówce dał Andre Springer, zdobywając 10 punktów w tracie siedmiominutowego pobytu na parkiecie, zaś solidny Malcolm Miller popisał się zagraniem dnia w całej D-League.
Niestety, ponownie zawiódł RJ Hunter, który w ciągu ostatnich dwóch dni kompletnie nie mógł odnaleźć się w zespole Scotta Morrisona. Młodziak odesłany przez Brada Stevensa do Red Claws w związku z nieobecnością w kadrze C’s na wyjazdowe stracie z Cavaliers, prezentował się nieznacznie lepiej niż w sobotnim starciu przeciwko Raptors 905, jednak po udanym początku, kiedy dwukrotnie dobrze wyszedł na dogodną pozycję i wykorzystał podania kolegów w pomalowane, z biegiem czasu popełniał proste i niewymuszone błędy. Podsumowaniem jego postawy niech będzie fakt, iż jako jedyny z ekipy Maine Red Claws uzyskał ujemny wskaźnik Player Efficiency Rating. Nie tego wymaga się od zawodnika, będącego regularnie częścią rosteru, jakby nie patrzeć, aktualnie jednego z czołowych zespołów NBA.
Przed Maine Red Claws serial trzech meczów z rzędu na własnym parkiecie w Portland. Pierwszym rywalem o godzinie 1:00 w nocy z czwartku na piątek czasu polskiego, będzie afiliacja Orlando Magic – Erie Bayhawks, zajmująca obecnie ostatnie miejsce w tabeli Eastern Conference D-League.