Planowana wygrana Red Claws

Zgodnie z przewidywaniami, aczkolwiek nie bez problemów, nasza afiliacja pokonała 122-106 drużynę Raptors 905, tym samym odnosząc trzecie zwycięstwo z rzędu i umacniając się na trzeciej pozycji w Eastern Conference. W zespole prowadzonym przez Scotta Morrisona zagrał RJ Hunter, który nie znalazł się w kadrze meczowej Boston Celtics na wyjazdowe spotkanie z Cavaliers. Przyzwoity debiut w D-League zaliczył powracający do USA po kilkumiesięcznym epizodzie w australijskim Sydney Kings – Marcus Thornton. Wbrew oczekiwaniom, RJ wypadł blado i wobec jego słabej postawy, pierwsze skrzypce odegrali inni, znani szerszej publiczności głównie z występów w Summer League.

BOXSCORE

Końcowy rezultat może wskazywać, że Claws od początku do końca kontrolowali przebieg spotkania. I fakt, przez większość czasu to afiliacja C’s posiadała inicjatywę i prowadziła grę, jednak całkowite rozprężenie w defensywie oraz katastrofalna skuteczność z gry w 3Q spowodowały, że do połowy ostatniej odsłony wynik meczu pozostawał sprawą otwartą. Wówczas sprawy w swoje ręce wzięła trójka liderów zespołu Maine Red Claws – Coty Clarke, Tim Frazier i Corey Walden, która szybkimi kontrami uruchamianymi po błędach rywali oraz agresywnymi wjazdami pod kosz, kończącymi się zazwyczaj szansą na akcję „and one”, zamknęła spotkanie efektownym runem 25-8.

Dla wielu z pewnością zaskoczeniem jest, że we wspomnianej grupie najlepszych zawodników Claws nie znalazł się RJ Hutner. Niestety, młodziak wybrany przez Celtics z #28 pickiem w zeszłorocznym drafcie, o sobotnim wieczorze chciałby szybko zapomnieć. Powód? Słabiutka linijka 6 pts (2/8 FG), 4 reb, 1 ast, 2 stl, 3 TO osiągnięta podczas dwudziestotrzyminutowego pobytu na parkiecie. Ponadto, obserwując jego boiskowe poczytania nie dało się nie zauważyć, że Hunter jest po prostu zagubiony. W efekcie bardzo często podejmował fatalne decyzje, a przecież to właśnie jego spokój, przegląd pola i właściwa selekcja zagrań były największymi atutami, nie rzadko chwalonymi przez fanów Bostonu.

Początek wczorajszego starcia był wyrównany, jednak z biegiem czasu rysowała się przewaga faworyzowanych Claws. Kilkupunktową przewagę zapewnił przyjezdnym run 11-0 pod koniec pierwszej kwarty, składający się m.in. z serii trzypunktowych rzutów w wykonaniu Leviego Randolpha (18 pts, 6/12 FG, 4/7 3PM/A), Omariego Johnsonna oraz Huntera, dla którego była to jedna z nielicznych miłych chwil w hali Hershey Centre w Mississauga. W drugiej odsłonie podopieczni Scotta Morrisona grali jeszcze lepiej, i co najważniejszej, jeszcze przyjemniej dla oka. Imponowała przede wszystkim łatwość rozgrywania piłki na obwodzie, która co rusz przynosiła czyste pozycje rzutowe dla zawodników najlepiej czujących się na dystansie, oraz bezlitosne wykorzystywanie strat przeciwników. W szczytowym momencie przewaga Maine osiągnęła pułap +21, a swoją cegiełkę dodał do niej Marcus Thornton, dla którego był to pierwszy mecz w barwach MRC po powrocie z Australii. I trzeba przyznać, że ten debiut wypadł przyzwoicie, ponieważ w nieco ponad kwadrans uzbierał 7 pts (3/5 FG), 3 ast, 1 stl.

Ostatecznie, po buzzer beaterze Waldena na koniec 2Q, Red Claws prowadzili do przerwy 70-56, głównie za sprawą świetnej skuteczności z gry (25/42 FG – 62%, w tym 12/18 3PM/A – 67%) przy odpowiednio 50% i 30% wskaźnikach rywali, a także znakomitej współpracy, która zaowocowała aż siedemnastoma asystami. Nic nie zapowiadało nagłego zrywu Raptors.

Ale stało się. Trzecia kwarta padła łupem gospodarzy 28-14 i straty przed decydującymi dwunastoma minutami zostało zniwelowane. To efekt kilku czynników. Po pierwsze, zdecydowanie twardszej defensywy kierowanej przez ex-Celta Lucasa Nogueirę, który w ostatnim czasie regularnie był częścią rosteru Toronto Raptors, oraz Sima Bhullara, przy którym Jared Sullinger jest sprinterem o sylwetce Woody’ego z kultowego Toy Story. Po drugie, fatalnej, a można śmiało rzec, że wstydliwej skuteczności w tym fragmencie zespołu Maine, która wyniosła…19% (4/21 FG). Po trzecie, świetnej postawie w ofensywie Delona Wrighta (24 pts, 9/15 FG, 6 reb, 7 ast) i Scotta Suggsa (26 pts, 11/20 FG). Szczególnie ten pierwszy, który w zeszłym roku został wybrany przez Toronto z #20 pickiem draftu, imponował wszechstronnością.

W 4Q emocje skończyły się na niespełna siedem minut przed końcem spotkania. Wówczas przy stanie 97-98, Walden skutecznie zakończył akcję 2+1 i odzyskał prowadzenie dla Claws. Przewaga była budowana głownie dzięki świetnej postawie wyżej wspomnianego, a także Fraziera i Clarke’a. Cała trójka rzuciła w decydujących momentach wczorajszego spotkania aż 28 punktów, dodając do tego 5 asyst. Raptos 905 nie byli w stanie skutecznie odpowiedzieć i po kilku prostych stratach, zakończonych łatwymi punktami MRC, zdali sobie sprawę, że mecz jest rozstrzygnięty.

Kolejne spotkanie Claws rozegrają już dzisiaj. O północy czasu polskiego zmierzą się na wyjeździe z solidnym Westchester Knicks, w barwach którego zawodową karierę kontynuuje były zawodnik Boston Celtics – Keith Bogans. Darmowa transmisja z tego pojedynku będzie dostępna na oficjalnym kanale D-League na Youtube.