Marcus Thornton, którego Boston Celtics wybrali z 45. numerem zeszłorocznego draftu, wrócił do Stanów Zjednoczonych i sezon dokończy w barwach Maine Red Claws. Poinformował o tym jego ojciec Wayne, według którego gra w Australii – gdzie Marcus reprezentował drużynę Sydney Kings w tamtejszej lidze NBL – była bardzo dobrym i pożytecznym doświadczeniem dla 23-letniego zawodnika. Teraz przed Thorntonem powrót na amerykańskie parkiety, ale na razie jeszcze w D-League, co jednak było w planach od samego początku, bo Marcus zdecydował się na grę dla Kings także ze względu na to, że krótszy sezon w Australii pozwolił mu wrócić już w marcu do ojczystego kraju.
Thornton nie zrobił wielkiej kariery na antypodach, ale zaliczył całkiem solidny sezon dla drużyny z Sydney, która latem zmieniła trenera, a jej największa gwiazda – były gracz NBA w osobie Josha Childressa – zmagała się z kontuzjami. Niemniej jednak, 23-letni obrońca notował średnio 12.8 punktów, 2.5 zbiórek oraz 2.0 asyst na mecz, mając problemy ze skutecznością (ledwie 37.7 procent z gry i jeszcze gorsze 28.1 procent zza łuku). Ojciec Wayne, który był w Australii przez trzy tygodnie i tak opisywał zmagania swojego syna:
„Grają tam znacznie bardziej fizycznie, na zdecydowanie więcej tam pozwalają. To jest zupełnie inna gra. Uważam więc, że stał się odrobinę silniejszy. Ciężko jest jednak powiedzieć, w jakich aspektach swojej gry poczynił postępy. Pracował nad defensywą, ale jego skuteczność nie była tak dobra, jak na uniwerku.”
Jak sam jednak mówi, to było bardzo pożyteczne dla jego syna doświadczenie, choć musi teraz wprowadzić kilka usprawnień, aby powrócić do najlepszej wersji siebie. Thornton jest już w USA od kilku dni (zaraz po powrocie spędził trochę czasu z rodziną), ale dla Red Claws jeszcze nie zagrał – ci swój ostatni mecz grali w czwartek, wygrywając z Iowa Energy wynikiem 115-101, a jedynym graczem Celtics, który wziął udział w tym spotkaniu był R.J. Hunter, który zakończył zmagania z 16 punktami (6/10 FG), trzema asystami i dwoma blokami.