Łatwa wygrana z Blazers

Dwanaście. Tak, to już tyle kolejnych zwycięstw w TD Garden mają na swoim koncie Boston Celtics. W środę nie dali najmniejszych szans Portland Trail Blazers, mając wygraną w kieszeni już przed ostatnią kwartą i zwyciężając ostatecznie 116-93. To ważne i cenne zwycięstwo, bo drużyna z Oregonu jest przecież ostatnio w sporym gazie, choć akurat w Bostonie mogli być nieco zmęczeni, grając w back-to-backu. Dzień wcześniej pokonali New York Knicks, ale w starciu z Celtami trzymali się tylko do przerwy, bo trzecią kwartę przegrali 12-30, dając się zabiegać rozpędzonym gospodarzom. Najwięcej w meczu – 30 punktów – zapisał na swoje konto Isaiah Thomas. Przed Bostończykami jeszcze jeden mecz w Ogródku.

BOXSCORE

116 punktów obu drużyn do przerwy i bardzo ciekawy pojedynek backcourtów. Po 24 minutach jednym punktem (28-29) wygrywali Damian Lillard- C.J. McCollum, ale gdyby dodać do tego jeszcze Marcusa Smarta to na czele byliby jednak obwodowi Celtics. Ci prowadzili po dwóch kwartach 61-55, choć jeszcze w pierwszej przegrywali nawet dziesięcioma punktami, bo swój all-star mode kontynuował Lillard, a Trail Blazers ogólnie jako drużyna świetnie dzielili się piłką, trafiając 13 z pierwszych 24 rzutów, w tym 4/7 zza łuku.

Podstawowy backcourt Blazers miał bowiem zbyt dużą swobodę w swoich poczynaniach ofensywnych i dopiero pewne usprawnienia wprowadzone przez Brada Stevensa na starcie trzeciej kwarty pozwoliły Celtom zatrzymać rywali i wyprowadzić serię ciosów, po których mieli przeciwnika na deskach. W drugiej kwarcie po raz kolejny już w ostatnich dniach wysoko skoczył Jared Sullinger, który zaliczył następne double-double (15/11) i miał kilka naprawdę świetnych moves, choć nadal wyglądał przy tym jak Glen „Baletnica” Davis.

To, że pierwsze, co robię to wrzucam ten wsad na YT świadczy o tym, iż jest to naprawdę coś wielkiego, coś niezwykłego – tak jak Sullinger zresztą. Jeff Green jeffuje teraz w Los Angeles Clippers, czy jest jeszcze szansa na inny los (niż zastanawianie się, co by było gdyby…) dla Sully’ego? Wszyscy w Bostonie trzymają kciuki. Bo to także bardzo dobra gra Sullingera w trzeciej odsłonie sprawiła, że Celtowie już po paru minutach prowadzili 68-55, otwierając sobie drogę do blowoutu i ostatecznie łatwej przecież wygranej z trudnym rywalem.

Wysłał Brad Stevens zarówno Bradleya, jak i potem Smarta, aby już od połowy utrudniali życie obwodowym Blazers i przyniosło to efekty, bo zarówno Bradley, jak i potem Smart zjadali sporo sekund swoją agresywną obroną, zabierając też sporo miejsca zaskoczonym trochę zawodnikom z Portland. Ci stanęli i popatrzyli w stronę Lillarda/McColluma, jednak ci wyraźnie się ochłodzili i niech najlepszym przykładem tego będzie fakt, że McCollum po trafieniu pięciu pierwszych rzutów spudłował wszystkie osiem kolejnych.

C’s zrobili za to run 17-2 i raz jeszcze wykorzystali niskie ustawienie do szybkich ataków, zdobywając po kontrach aż 30 punktów (z czego 27 do czwartej kwarty). Wygrali też walkę na tablicach (66-55), dostając 11 zbiórek nie tylko od Sullingera, ale też od Smarta, który dołożył do tego również 15 punktów, trzy asysty i dwa przechwyty. 17 oczek i trzy przechwyty dla Bradleya, 10 punktów dla jubilata Jonasa Jerebko. Evan Turner tym razem 1/8 z gry. W ostatniej kwarcie wyszli na parkiet rookies, ale nic wielkiego nie zrobili. Isaiah Thomas był super.

Isaiah zapisał na koncie 30 punktów na w końcu dobrej skuteczności (11/20 FG, 3/6 3PT) i ostatecznie wspólnie z Bradleyem zdobyli więcej (47) oczek niż duo Blazers (37). A po meczu Thomas mówił, że inne zespoły nie respektują Celtów i w związku z tym w każdym meczu bostońska drużyna musi na ten respekt zapracować. Sęk w tym, że Bostończykom taka mentalność pasuje i pokazują to bardzo dobrze w ostatnich tygodniach. Tak długa seria kolejnych wygranych w domu nie przydarzyła się od sezonu 2008/09. Czas na Knicks.