„Bądź gotów” – tego typu wiadomość dostał w poniedziałek rano Jordan Mickey od swojego trenera Brada Stevensa. Nic więc dziwnego, że rookie czytał sms-a w kółko, bo przecież to oznaczało, że niedługo może nadejść jego szansa – tym bardziej, że w poniedziałek Celtics grali z Utah Jazz, a ostatnim razem to właśnie w spotkaniu z Jazzmanami młody podkoszowy dostał kilka minut od bostońskiego coacha. I rzeczywiście, także w tym drugim pojedynku Mickey usłyszał wołanie Stevensa, pojawił się na parkiecie w trudnej sytuacji i mimo to zdołał odcisnąć swoje pozytywne piętno na przebieg spotkania, zapisując na koncie trzy punkty oraz przede wszystkim dwa efektowne bloki. Czy będzie tego więcej?
Trudno powiedzieć, bo to tak w zasadzie pierwsze takie poważne zadania dla Mickey’ego w tym sezonie. Wcześniej grał mało albo wcale i to tylko w tzw. garbage-time. Nie inaczej było w pierwszym pojedynku Celtics i Jazz w Salt Lake City, natomiast ten poranny sms w poniedziałek od Stevensa zwiastował, że trend może się zmienić w pojedynku numer dwa. Mickey pozostał więc gotów i dał dobrą zmianę, wychodząc na parkiet przy 11-punktowej straci Celtów. Dobrą, bo gdy schodził to Zieloni przegrywali dwoma oczkami.
Zagrał siedem minut, w tym czasie zaliczył trzy punkty, trzy zbiórki oraz zablokował dwa rzuty, a z nim na parkiecie bostońska drużyna była lepsza od Jazzmanów o siedem punktów. W ataku trafił jeden z dwóch rzutów wolnych po dobrej zbiórce w ataku oraz wykończył efektownym wsadem jedną z lepszych w tym sezonie pod względem poświęcenia akcji Celtics. Cały występ nie robi może ogromnego wrażenia, szczególnie jak się spojrzy w boxscore, ale test oka potwierdza, że Mickey nawet w tak krótkim czasie robi różnicę.
I robi ją przede wszystkim po bronionej stronie boiska, gdzie naprawdę bardzo rzadko się myli i udowadnia wysokie umiejętności bronienia obręczy. Dołożył przecież dwa kolejne bloki – najpierw powstrzymał wejście pod kosz Gordona Haywarda i w świetnym stylu nie dał się zaprosić do plakatu. Podejrzewam, że z całego bostońskiego składu tylko i wyłącznie Mickey ma umiejętności, by zatrzymać taką akcję. Drugi blok niemniej efektowny, a oba dołożyły się do łącznie trzynastu – tylu rzutów C’s nie zablokowali od sześciu lat.
Bardzo dobrą akcją w defensywie Mickey popisał się też zaraz po wejściu na parkiet, kiedy to pokazał, jak w przyszłości będzie mógł bardzo dobrze wpasować się w system defensywny Stevensa. Lekka pomoc i podwojenie Derricka Favorsa, szybki recover na obwód, dobra praca nóg i rzut gorącego na starcie drugiej kwarty Treya Lylesa nie znalazł drogi do kosza, bo był nieźle przez 21-latka kontestowany.
To są małe rzeczy, ale właśnie takimi rzeczami pierwszoroczniacy muszą udowadniać swoją wartość i potwierdzać swój progres. Mickey w siedem minut zrobił wiele dobrego, a powyższą akcją dał znać wszystkim fanom Celtics, że będzie w stanie bronić nie tylko silnych skrzydłowych, ale też nadążać za niskimi skrzydłowymi, będąc wszechstronną opcją w obronie. A dzięki temu zdaje się być idealnym kandydatem na bardzo dobrego defendera w systemie obronnym bostońskiej drużyny. Może jeszcze nie teraz, ale z pewnością już niedługo.