Dziesięć kolejnych w Ogródku

Boston Celtics pokonali Miami Heat wynikiem 101-89 i odnieśli dziesiąte z rzędu zwycięstwo w TD Garden. Tym razem obyło się bez emocji, bo gdy firmowa akcja Celtics, czyli przechwyt, szybkie podanie i łatwe punkty z kontry dały im 11 punktów przewagi na nieco ponad dwie minuty przed końcem gry to wiadomo już było, że Heat tego meczu nie wygrają. Bostończycy umocnili się więc na trzeciej lokacie Wschodu. Nie przeszkodził im w tym słabszy występ Isaiaha Thomasa, który do przerwy miał jeden punkt, a ostatecznie spudłował 13 ze swoich 17 rzutów. Bardzo dobre wsparcie dali bowiem rezerwowi, wśród których trzech graczy miało na koncie co najmniej 12 oczek. Kolejnym rywalem Utah Jazz w poniedziałek.

BOXSCORE

To był klasyczny mecz o wczesnej dla Amerykanów porze, w którym na całe szczęście Celtowie spięli pośladki w ostatniej kwarcie, wygrali ją 29-19 i są już dziesięć meczów ponad progiem .500, gdzie nie byli od… kwietnia 2012. W tej ostatniej odsłonie wróciła solidna obrona, kilka udanych akcji miał Thomas, świetnie na tablicach spisywał się Jared Sullinger, a swoje robił wszechobecny Marcus Smart. Wcześniej natomiast grę Celtów prowadził Evan Turner, który był motorem napędowym drużyny w słabych momentach pierwszej połowy.

Celtowie trafili bowiem tylko dwa z pierwszych dziesięciu rzutów, ostatecznie mieli ledwie 32-procentową skutecznością w pierwszej odsłonie i wraz z rywalami złożyli się na 11 strat w pierwszej połowie. Typowy weekendowy mecz NBA o wczesnej porze. Znów brakowało w ataku Kelly’ego Olynyka, bo nie miał kto wyciągnąć spod kosza Whiteside’a (osiem bloków, tu jest niesamowity). I niestety ponownie nie będzie miał kto tego zrobić w starciu z Jazz, gdy zasięgiem ramion straszyć będzie Gobert. Tyler Zeller gry nie rozciąga.

Duet obrońców Thomas – Bradley miałdo przerwy wspólnie ledwie cztery punkty i łącznie 1/11 z gry. Thomas (0/8 z gry do przerwy) od początku drugiej połowy starał się więc być playmakerem, z trafieniami obudził się dopiero pod koniec meczu. Bradley raz jeszcze zrobił natomiast kawał dobrej roboty w obronie na tym, którego imienia nie wypowiem, po przerwie miał cztery punkty z dwóch szybkich ataków (były to dwa pierwsze w tym meczu skuteczne kontry w wykonaniu gospodarzy), ale też niestety podkręcił kostkę.

Brawo więc dla Turnera, który już do przerwy miał 11 oczek i sześć asyst, a mecz kończył z 15 punktami i dziewięcioma ostatnimi podaniami na koncie. Dobrze rozgrywał, pchał piłkę do przodu, szukał swoich klepek na parkiecie. No i nie miał ani jednej straty, czyli E.T. w najlepszym wydaniu. Marcus Smart był solidny na 15 punktów, sześć zbiórek i trzy asysty. Jae Crowder nie trafił ani jednej z sześciu trójek, ale miał też pięć przechwytów. Heat popełnili 18 strat, po których C’s zdobyli 20 oczek. Oby bostońska obrona wróciła na dobre.

p.s. było to też setne zwycięstwo w karierze Brada Stevensa! Dzieci tak szybko rosną.