Zwycięstwo w powrocie do domu

Boston Celtics rozegrali pierwszy z pięciu kolejnych meczów w TD Garden i po emocjach w końcówce wygrali z Milwaukee Bucks wynikiem 112-107, dzięki czemu przedłużyli serię wygranych w domowej hali do dziewięciu. Zagraniem meczu popisał się Isaiah Thomas, który w iście rondowskim stylu podawał do Jae Crowdera na trójkę, a trafienie pozwoliło Celtom wziąć głęboki oddech. Thomas był zresztą po raz kolejny najlepszym bostońskim graczem i zakończył zmagania z 27 punktami oraz siedmioma asystami na koncie. No i z nim na parkiecie gospodarz byli o 15 punktów lepsi od przeciwnika. Kolejny mecz już w sobotę o bardzo przyjemnej dla polskiego kibica porze, do Beantown przyjedzie drużyna Miami Heat.

BOXSCORE

Dużo się działo w czwartek w Ogródku, gdzie Celtowie prowadzili nawet 18 punktami tylko po to, aby kłótnia między Gregiem Monroe oraz Khrism Middletonem na koniec trzeciej kwarty spowodowała, że Bucks z zacięciem próbowali jeszcze do tego meczu wrócić. Celtics niestety mocno im w tym pomogli, bo zanim Isaiah Thomas zrobił jeden z lepszych passów, jakie widziałem to były trzy straty z rzędu i tylko cztery punkty przewagi. Ale od czego ma się w składzie all-stara, którego transferu odżałować nie może teraz Ryan McDonough.

McDonough to były protegowany Danny’ego Ainge’a, a teraz GM Suns, który oddał Thomasa w przecenie, a w jednym z ostatnich wywiadów przyznał, że ten trade był jego fatalną pomyłką. A Thomas potwierdza to nie tylko takimi podaniami – za głową, za uchem, przez kilku graczy Bucks, prosto w ręce Crowdera – ale także swoją grą. Kolejny dobry mecz zaliczył też Jae Crowder, który po career-high 27 oczkach w Minneaopolis tym razem zaliczył 20 punktów (8/10 FG, 2/3 3PT), będąc ograniczonym przez problemy z faulami.

Zresztą świetnie spisali się wszyscy bostońscy starterzy – Bradley zrobił swoje na 18 punktów, Sullinger zaliczył double-double (14/10) i najwyższy od dwóch lat skok w górę, a Johnson już do przerwy miał 13 oczek oraz osiem zbiórek, raz po raz korzystając z efektownych podań Thomasa. Na ławce tym razem dużego wsparcia nie było, ale każdy coś tam zrobił: Jerebko miał osiem zbiórek, Turner osiem punktów, cztery asysty oraz trzy przechwyty i nawet R.J. Hunter zagrał cztery minuty przez foul-trouble swoich kolegów.

Od początku spotkania Celtowie pchali piłkę do przodu, mieli aż 18 punktów po kontrach tylko w pierwszej połowie, prowadząc wtedy 48-31 i to pomimo faktu, że przez 26 minut nie trafili ani jednej trójki. Sęk w tym, że Bucks nie tylko nie trafiają, ale też stronią od rzucania zza łuku. Do przerwy było 62-52 i już po raz dziesiąty w tym sezonie Bostończycy mieli 60+ punktów po dwóch pierwszych kwartach. Ale w drugiej połowie zabrakło lepszej obrony, znów spore problemy mieli C’s pod swoim koszem, oddając aż 68 punktów z paint.

Greg Monroe znów się troszeczkę pobawił, tym razem trochę krócej, ale i tak na 20 oczek (9/13 FG) oraz cztery asysty. Trochę też w Bostonie w czwartek wiało albo po prostu ktoś zrobił przeciąg, bo w trzeciej kwarcie zniosło piłki rzucone przez Giannisa oraz Amira z linii rzutów wolnych. Celtowie wygrali na start 5-meczowej serii domowych spotkań, ale w starciu z lepszymi rywalami potrzebna będzie znacznie lepsza postawa defensywna, bo ta jest niestety od paru tygodni mocno nierówna. W sobotę zaczynamy już o 21:00 czasu polskiego.