#5 What’s up guys?

Niektórych żegnaliśmy ze łzami w oczach, z innymi rozstawaliśmy się bez żalu, zaś o wielu już dawno zapomnieliśmy. Każdy z nich dołożył swoją przysłowiową cegiełkę do budowy projektu o nazwie Boston Celtics, a kilku najwybitniejszych przyjęło rolę koszykarskich artystów i łamiąc sobie język, dumnie może cytować słowa pieśni Horacego – „Exegi monumentum aere perennius”.Mowa o byłych Celtach, którzy kontynuują swoje sportowe kariery w różnych, czasami zaskakujących zakątkach światowego basketu. Warto o nich pamiętać i doceniać ich wkład w niemal 70-letnią historię bostońskiej organizacji. W związku z tym co tydzień będziemy podglądać jak nasi byli zawodnicy radzą sobie w swoich aktualnych zespołach.

Na początek kilka słów wyjaśnienia. Pod lupę wziąłem zawodników, którzy rozegrali co najmniej jedno spotkanie w koszulce Celtów na parkietach NBA lub zostali wybrani przez bostońską organizację w drafcie. Dzięki temu powstała pokaźna lista ponad 80 nazwisk. Porządek musi być!, dlatego została ona podzielona na kilka kategorii, które odpowiadają rozgrywkom lub kontynentom, gdzie obecnie kozłują byli członkowie naszego roster. Wszelkie statystyki zostały zaczerpnięte z oficjalnych stron internetowych odpowiednich lig lub drużyn.

Tyle tytułem objaśnień przyjętych założeń. Pora sprawdzić, jak w okresie 15-21.02.2016 r. wyglądały liczby w basketowych kartotekach ex-Celtów.

Wchodzimy na pokład Boeinga 787, rozsiadamy się w wygodnym fotelu usytuowanym w biznes klasie i w luksusie lecimy przez Atlantyk, ponieważ w minionym tygodniu działo się najwięcej w Stanach Zjednoczonych. Komentarze po tegorocznym trade deadline trzymają jednolitą linię orzeczniczą i głoszą, że otrzymaliśmy „z dużej chmury, mały deszcz”. W tym roku nie otrzymaliśmy od GM-ów transferowych bomb. Fani najlepszej koszykarskiej ligi świata spodziewali się wymian zdecydowanie większego kalibru, głównie dlatego, że przez kilkanaście dni bohaterami plotek dochodzących z kuluarów basketowego świata byli gracze o dużych nazwiskach. Główne role w czasie tej posuchy na rynku odegrali ex-Celtowie, którzy okazali się być częścią najciekawszych wymian przyklepanych przez kluby.

Zawodnik Wcześniej Nowy klub
Joel Anthony Detroit Pistons Houston Rockets
Randy Foye Denver Nuggets Oklahoma City Thunder
Jeff Green Memphis Grizzlies Los Angeles Clippers
Kris Humphries Washington Wizards Phoenix Suns
Courtney Lee Memphis Grizzlies Charlotte Hornets
Marcus Thornton Houston Rockets Detroit Pistons

Osobiście najbardziej zaskoczył mnie ruch Memphis Grizzlies. Ekipa ze stanu Tennessee postanowiła po trzech latach współpracy oddać grającego zazwyczaj w starting line-up Courtney’a Lee, który po słabym początku sezonu, stał się solidną opcją zarówno w defensywie, jak i ofensywie Niedźwiedzi. 30-latek, który w TD Garden występował w latach 2012-14, trafił do Charlotte Hornets i to tam będzie próbował kontynuować kolejny dobry sezon w swojej karierze – w ostatnich trzech latach osiągał w całych rozgrywkach ponad 10 pts/mecz. Debiut w barwach Szerszeni nie był okazały – w spotkaniu przeciwko Brooklyn Nets uzyskał słabą linijkę 5 pts, 2/4 FG, 1 reb, 1 ast. Mimo wszystko trzymam za niego kciuki, bo w trudnych czasach wykonywał w Bostonie dobrą robotę. Zdecydowanie lepiej spisał się jego nowy kolega, Al Jefferson, który wrócił na parkiet po dłuższej nieobecności z powodów zdrowotnych i dyscyplinarnych. Rzetelnymi statami w postaci 19 pts, 9/13 FG, 7 reb dał sygnał, że trener Steve Clifford może na niego liczyć w zażartej walce o Playoffs na wschodzie.

Zupełnie nie zdziwiło mnie handlowanie Krisem Humphriesem przez Wizards, który od startu regular season zawodził, by nie napisać, że był beznadziejny i jedyne co robił w zespole ze stolicy USA, to zabierał minuty kilku efektywniejszym zawodnikom. Sam trade w wykonaniu Waszyngtonu jest w mojej opinii doskonały, choć przecież krążą słuchy, że i w Phoenix są zadowoleni, bowiem wreszcie znalazł się ktoś chętny na pozyskanie kontraktu Markieffa Morrisa. Na pohybel wszystkim Humpheries przypomniał sobie w Arizonie o solidnym baskecie i w swoim debiucie w barwach Suns, który przypadł na starcie z Houston Rockets, zapisał na swoim koncie, dawno niewidziane przy jego nazwisku double-double w postaci 18 pts i 12 reb w 27 min, dodając do tego 2 blk. Dobry mecz zaowocował awansem Amerykanina do pierwszej piątki w meczu z San Antonio Suprs, jednak przeciwko Ostrogom nie było aż tak dobrze – 7 pts, 3/7 FG, 3 reb, 4 ast.

https://youtu.be/MK5ky8r0t6Y

Dla wielu zaskoczeniem jest przeprowadzka Randy’ego Foye’a do Oklahomy, jednak patrząc na ruch Thunder z perspektywy tych kilku dni, trzeba oddać, że był to ruch przemyślany. 32-latek, który swoją przygodę z NBA rozpoczynał w zespole C’s – wybrany przez nas z numerem 7 podczas draftu w 2006 roku – nie jest wybitnym strzelcem i nie daje zespołowi zbyt wielu punktów, ale jego atutem jest tytaniczna praca w defensywie. W związku z powyższym jasnym staje się fakt, że Foye został sprowadzony przez OKC, aby wprowadzić do roster doświadczenie i pomóc drużynie w mocniejszej obronie. Zbyt wielu rzutów z pewnością nie będzie oddawał, bo przecież w ekipie z Chesapeake Energy Arena ma kto trafiać i to często z kosmicznych pozycji. Wiele emocji wzbudziła także wymiana na linii Detroit – Houston, która odbyła się w oparciu m.in. o Joela Anthony’ego i Marcusa Thorntona, ale osobiście jestem do niej sceptycznie nastawiony, choć muszę przyznać, że Pistons w tym ruchu są wygrani, przynajmniej w kontekście stanu widniejącego na przysłowiowym papierze.

Bohaterem najciekawszej wymiany podczas trade deadline był Jeff Green. „Szef” wraca „pod skrzydła” Doca Riversa i ma stanowić istotne wzmocnienie dla LAC przed walką o upragniony finał Western Conference. Wejście do drużyny z Los Angeles nie było dla naszej byłej „ósemki” najłatwiejsze. W przegranym starciu z GSW zdołał uciułać 5 pts, 2/7 FG, 2 reb, 1 ast, dodając 3 TO. Mam olbrzymią nadzieję, że Green przypomni sobie, jak olbrzymi potencjał w nim drzemie. W tym sezonie ponownie razi oczy kibiców swoją niestabilnością i utrzymaniem dyspozycji na solidnym poziomie. To od ponad dwóch lat jest jego największy problem. I musi być w tym sporo racji skoro drugi rok z rzędu zmienia klub w połowie rozgrywek.

Do NBA wrócił Phil Pressey. Co prawda na razie tylko w ramach 10-dniowego kontraktu podpisanego z Suns, ale zawsze to szansa na coś więcej, czyli częstsze kozłowanie na parkietach najlepszej koszykarskiej ligi świata. Debiut w ekipie Słońc zaliczył całkiem udany, bo chyba tak należy przyjąć wartości 6 pts, 2 reb, 6 ast, które uzyskał w 28 min. Poprzedni tydzień dobrze wspomina zapewne Brandon Bass, który rozegrał dwa solidne spotkania. Najpierw przeciwko Spurs zdobył 10 pts przy bezbłędnej skuteczności z gry (4/4 FG), a następnie w rywalizacji z Bulls uzyskał 13 pts, 4/5 FG, 7 reb, 2 blk. Oba wspomniane mecze, co z pewnością dla kibiców i dla samego Bassa nie jest zaskoczeniem, drużyna Lakers przegrała. W znacznej mierze do porażki Jeziorowców w klasyku przeciwko Chicago przyczynił się E’Twaun Moore, dla którego był to najlepszy wieczór w karierze. Obrońca wybrany przez Celtics z numerem 55 podczas draftu w 2011 roku, który od kilku tygodni prezentował zwyżkującą formę, zrobił sobie przyspieszony prezent urodzinowy i zanotował Career-high.

https://youtu.be/RH6P7OPVhUQ

Długo czekaliśmy, aby zobaczyć w akcji w pełni zdrowego Brandana Wrighta, który w zeszłym tygodniu, głównie za sprawą odejścia Greena, otrzymał więcej minut w meczu przeciwko Timberwolves od szkoleniowca Grizzlies. Linijka 6 pts, 3/4 FG brzmi skromnie, ale jak na wielotygodniową przerwę w poważnej grze, może być ona mimo wszystko odebrana optymistycznie i stanowić początek w kierunku czegoś więcej. Ciekawy mecz rozegrał również Joe Johnson, który swoimi 12 pts, 6 reb, 6 ast przyczynił się do zwycięstwa Nets nad Knicks w derbach Nowego Jorku.

W poprzednim tygodniu tylko jeden ex-Celt grał przeciwko podopiecznym Brada Stevensa. Chris Johnson z Utah Jazz uzyskał w przegranym przez nasz zespół pojedynku 8 pts, 3/4 FG (2/3 3P), 6 reb. Szanse na sprawdzenie swojej formy na tle Bostonu Jameerowi Nelsonowi zabrała kontuzja nadgarstka. Z urazem zmaga się również Jerryd Bayless, który skręcił torebkę stawową i na chwilę obecną sztab medyczny Milwaukee Bucks nie doprecyzował terminu, w którym 27-latek powróci do koszykówki. W kolejnym odcinku serii nie może zabraknąć Rajona Rondo, który ponownie rozpoczyna swój flirt z triple-double. Kilka dni temu zachwycił statami na poziomie 24 pts, 8/16 FG (3/4 3P!), 10 reb, 9 ast, 5 stl. Szczególnie 75% skuteczności zza łuku robi wrażenie. Nie mniejsze również pięć przechwytów. Innymi słowy, poniżej jest co oglądać.

https://youtu.be/zDj0zul-kDU

Ponownie jesteśmy na terenie portu lotniczego i tym razem na pokładzie AirBusa A380 delektujemy się lotem powrotnym do Europy, gdzie w zeszłym tygodniu nie grano zbyt wielu spotkań – w większości krajów pauzowały ligi, a przerwę zaplanowano również w Eurolidze i innych międzynarodowych rozgrywkach. Nie oznacza to jednak, że ex-Celtowie, grający na co dzień na Starym Kontynencie, w dowolny sposób korzystali z zimowych ferii. Nic bardziej mylnego. Poprzedni tydzień został przewidziany na rywalizację o krajowe puchary, a kilku naszych byłych zawodników dopisało do swoich CV kolejne sukcesy. Zaczniemy jednak od największego rozczarowania, ponieważ z pewnością nie tak udział w rozgrywanym w hiszpańskim La Coruna turnieju o Copa del Rey 2016, wyobrażał sobie Carlos Arroyo. Portorykańczyk dwoił się i troił, aby jego FC Barcelona Lassa awansowała do półfinału rozgrywek, radując oczy kibiców takimi zagraniami:

Ostatecznie ekipa Dumy Katalonii musiała uznać wyższość Bilbao, przegrywając 72:73. Wielka sensacja, biorąc pod uwagę fakt, że w ligowej tabeli zespół z Barcelony z bilansem 18-2 plasuje się na drugim miejscu, zaś Baskowie okupują pozycję numer osiem.

Zdecydowanie więcej powodów do radości mieli inni ex-Celtowie. Puchar Chorwacji wraz z zespołem Cedevita Zagreb zdobył Henry Walker, który walnie przyczynił się do wygranej 74:70 z zespołem KK Zadar. Triumf w Pucharze Włoch wraz z Olimpią Emporio Armani Milano świętował Oliver Lafayette, który dał solidne wsparcie z ławki w wygranym 82:76 starciu z S.S. Felice Scandone Avellino. W tym miejscu warto zaznaczyć, że udział w turnieju na etapie ćwierćfinału zakończyła drużyna Banco di Sardegna Sassari, której barwy reprezentuje obecnie Jarvis Varnado. Fantastyczne widowisko stworzyli koszykarze Fenerbahce Ulker Stambuł, w którym gra Luigi Datome, oraz Darussafaka Dogus Stambuł, w którym istotną rolę odgrywa duet ex-Celtów Semih Erden – Luke Harangody. Znakomita atmosfera na trybunach, podgrzewana faktem, że w wielkim finale Pucharu Turcji naprzeciwko siebie stanęły ekipy ze stolicy kraju, oraz emocje do ostatnich sekund. Genialne widowisko, które w wolnym czasie wato obejrzeć – całe spotkanie dostępne jest na YouTube. Ostatecznie trofeum w górę wzniósł Datome wraz ze swoimi kumplami z drużyny. Erden i Harangody byli sekundy od takiej radości.

https://youtu.be/M4wWrOXb4Eg

Lecimy dalej wokół basketowej planety i tym razem nasza powietrzna taksówka w drodze powrotnej do Stanów Zjednoczonych, ma dwa krótkie międzylądowania w Azji i Ameryce Południowej. Najpierw podróżujemy na wschód globu, gdzie w decydującą fazę wchodzą rozgrywki chińskiej CBA. W zeszłym tygodniu Lester Hudson i Shavlik Randolph poprowadzili Liaoning Leopards do trzech zwycięstw nad Zhejiang Chouzhou i tym samym awansu do półfinału Playoffs. Obaj byli C’s są w wybornej formie – Hudson w pierwszym spotkaniu serii rozgrywanej do trzech wygranych otarł się o triple-double, notując 19 pts, 9 reb, 9 ast, a w dwóch pozostałych zagrał na poziomie 30 pts i 25 pts, zaś Randolph dwukrotnie uzyskiwał double-double 14 pts, 12 reb i 25 pts, 12 reb, a w ostatnim pojedynku serii rzucił 28 pts przy skuteczności 10/13 FG. Rywalem zespołu Liaoning Leopard, który sezon regularny zakończył z najlepszym bilansem, będzie Guangdong – czwarta ekipa regular season w CBA. Mniej szczęścia w ćwierćfinale Playoffs miał Stephon Marbury. Niekwestionowany lider Beijing Ducks wykręcał co prawda w poprzednim tygodniu imponujące 29 pts, 32 pts, 37 pts i 31 pts, ale jego drużyna przegrała serię z Xinjiang 1-3. Z azjatyckich kartotek warto także wspomnieć o dobrym debiucie Marcusa Banksa w libańskim Champville – 21 pts, 8/15 FG, 7 ast.

Zgodnie z zapowiedzią pilota tankujemy w Buenos Aires i stamtąd analizujemy to, co ex-Celtowie pokazali w zeszłym tygodniu na kontynencie południowoamerykańskim. A tam, na twarzy Faba Melo wreszcie mógł pojawić się lekki uśmiech, ponieważ 25-latek po kilku fatalnych występach, rzucił 15 pts dla swojego Liga Sorocaba. Zaledwie kilkanaście dni po przybyciu do Argentyny, szanse na mistrzowski tytuł w tym kraju powoli zaczyna wyczuwać Troy Bell, który przyczynia się do kolejnych wygranych San Lorenzo, przewodzącego w tabeli grupy Sur LigaA. Wielokrotnie chwalony przeze mnie J. R. Giddens nie zwalnia tempa i w ostatnich dniach błysnął linijką 24 pts, 9/16 FG, 8 reb, 3 stl, stając się już na stałe najważniejszą postacią w roster argentyńskiego Institutio Atletico, które jednak nie ma co liczyć na walkę o najwyższe cele.

Ponownie jesteśmy w USA, ale tym razem zaglądamy do D-League. Pozostawię Was z trzema krótkimi opisami i highlightsami, które oddają wszystko, co zaprezentowali byli Celtowie w poprzednim tygodniu na zapleczu NBA.

1. Dahntay Jones przypomniał o swojej osobie fanom Celtics w starciu przeciwko naszej afiliacji, czyli Maine Red Claws, w którym zanotował 21 pts, 8/8 FG!

2. Vander Blue, obecnie trzeci w klasyfikacji najskuteczniejszych zawodników ligi, jak zawsze znakomicie, tym razem 28 pts, 7 reb vs Santa Cruz, 30 pts, 11/19 FG, 8 reb vs Reno, ale najlepszy zeszłotygodniowy występ zanotował vs Ft. Wayne, w którym uzbierał 31 pts, 6 reb.

3. Ryan Gomes pozazdrościł fantastycznej formy swojemu kumplowi z zespołu, wyżej wspomnianego Blue, i po zaledwie dziesięciu dniach uzyskał pierwsze triple-double w barwach LA D-Fenders – 18 pts, 18 reb, 10 ast vs Reno, wcześniej rozgrzewając się double-double na poziomie 21 pts, 10 reb vs Santa Cruz. Kosmicznie jak na gościa, który przez kilka długich miesięcy nie grał w koszykówkę na poważnym poziomie. Ależ duet powstał w afiliacji Lakers! Czy to poprowadzi młodych chłopaków do mistrzowskiego tytułu w D-League? Całkiem możliwe.

Kończymy naszą basketową podróż, ale w przyszłym tygodniu ponownie sprawdzimy, co słychać u ex-Celtów. Życzmy im powodzenia, żeby było co opisywać i oglądać.