Boston Celtics przegrali swój pierwszy mecz po przerwie na All-Star Weekend, ulegając w Salt Lake City tamtejszym Utah Jazz wynikiem 93-111. O wszystkim zadecydowała trzecia kwarta, kiedy to Jazz po zdobyciu dziesięciu kolejnych punktów wyszli na wysokie prowadzenie, którego nie oddali już do końca meczu. Ale Celtowie ogólnie zagrali słabo i widać było, że dziewięć dni przerwy wybiło ich z rytmu. Wcześniej wygrali przecież osiem z dziesięciu spotkań przed Weekendem Gwiazd, tymczasem w kolebce Mormonów pozwolili wrzucić sobie aż 111 punktów przy ponad 54-procentowej skuteczności drużyny gospodarzy. Sami spudłowali za to aż 51 prób. Kolejny mecz w niedzielę w Denver.
Ten mecz można opisać po prostu liczbami: Jazz już w pierwszej kwarcie trafili 63 procent swoich rzutów i w zasadzie przez cały mecz z łatwością dostawali się pod bostoński kosz. Świetnie dzielili się też piłką, co prowadziło do aż dziewięciu trafień zza łuku w pierwszej połowie. Celtowie byli o krok za wolni, rotowali nie tam, gdzie trzeba było i pozwalali Jazz na niekontestowane rzuty. Straty wymuszali głównie w pierwszej kwarcie (8 z 15), ale poza tym popełnili aż 31 fauli, co skutkowało aż 44 próbami z linii rzutów wolnych graczy Jazz.
Jest to liczba ogromna, bo w całym tym sezonie było tylko 18 takich meczów, z czego większość to były mecze, gdzie po prostu hakowano. Celtics już od dłuższego czasu maja problemy z faulami, bo nikt nie wysyła zawodników drużyny przeciwnej na linię rzutów wolnych tak często jak właśnie Bostończycy. Można więc sobie wyobrazić, co się działo, gdy zardzewiali Celtowie byli prawie zawsze o krok spóźnieni. W ataku brakowało kogoś, kto wyciągnąłby spod kosza Goberta i Favorsa (łącznie mieli siedem bloków). Czyli brakowało Olynyka.
Ale do przerwy i tak było “tylko”49-54, głównie dzięki solidnej postawie Jae Crowdera oraz robiącego swoje Isaiaha Thomasa. Bostoński all-star miał spore problemy (2/9 z gry do przerwy, 7/19 na koniec meczu), ale i tak zdobył game-high 25 punktów, także dlatego, że dostał parę tzw. star-calls. Ale gospodarze mieli odpowiedź na każdy, nawet drobny moment uniesienia Celtów. Jazz dzień wcześniej przegrali w Waszyngtonie, ale przynajmniej zrzucili rdzę. Derrick Favors zagrał na 23 punkty i znakomite sześć asyst z pick-and-rolli.
Celtowie takiej porażki nie mieli od… listopada, kiedy to pod koniec miesiąca przegrali 19 punktami w Orlando. Plusy z tego meczu są takie, że teraz drużyna powinna się obudzić po takim zimnym prysznicu, no a kolejnym jest oczywiście kilka minutek dla Jordana Mickey’ego. Nie ma już w zespole Davida Lee, kontuzjowany jest Olynyk, więc kiedy dać Mickey’mu pograć, jak nie teraz. Dwa punkty po ładnej akcji z Terrym Rozierem, a do tego więcej bloków (2) niż cała bostońska drużyna miała przez 45 wcześniejszych minut. #FreeMickey
p.s. Avery Bradley z kontuzją kolana, choć na ten moment wydaje się, że nie jest to nic poważniejszego i jak sam mówi, decyzja o tym, czy zagra w Denver zostanie najprawdopodobniej podjęta przed samym meczem. Również Marcus Smart z lekkim urazem kciuka, ale 21-latek sam powiedział, że to nic groźnego.