Zeszłoroczne trade deadline przeszło do historii jako jedno z tych, które miało najbardziej szalone zakończone. W ostatnich minutach tego gorącego okresu wiadomości o transferach sypały się jedna za drugą, a kluby zmieniło mnóstwo zawodników. Gdzieś w to wszystko wmieszał się też Danny Ainge, który nie mógł przepuścić takiej okazji i w zasadzie po przecenie wyciągnął z Phoenix Suns filigranowego Isaiaha Thomasa. To był 19. dzień lutego, po którym przyszłość wielu zawodników rysowała się już zupełnie inaczej – także sam Thomas wspomina tamte chwile jako “przełomowe” dla jego kariery. Tym ciekawszy jest więc fakt, że transfer 27-latka został uzgodniony na minuty przed końcem okienka transferowego.
Wtedy aż czterech rozgrywających zmieniło swoje kluby, a w czterech wymianach wzięło udział pięć zespołów. Nie był to co prawda jeden, wielki transfer, jednakże każdy z tych ruchów był uzależniony od poprzedniego. I tak, Goran Dragić przeniósł się z Phoenix do Miami. Brandon Knight z Milwaukee do Phoenix. Michael Carter-Williams z Filadelfii do Milwaukee. No i prawie na samym końcu Isaiah Thomas zamienił Phoenix na Boston. Od tamtych wydarzeń minęło już prawie 365 dni i z tej perspektywy można powiedzieć, że jest jeden zwycięzca.
No, tak w zasadzie to dwóch – zarówno bowiem sam Thomas, jak i cała bostońska organizacja, zyskali na tym transferze najwięcej. Dragić nadal ma problemy z odnalezieniem się w barwach Heat, którzy latem mocno go przepłacili. Knight był powodem, dla którego Bucks grali w zeszłym sezonie jak play-offowy pewniak, tymczasem teraz gra dla czerwonej latarni Zachodu. Carter-Williams opuścił czerwoną latarnię Wschodu, ale nie okazał się być dla Bucks tak samo pożyteczny, jak Knight i ci mogą o fazie play-off jedynie pomarzyć.
A w Bostonie od początku cieszyli się z przejęcia Thomasa i co by nie mówić, także statystyki potwierdzają, że drużyna mnóstwo zyskała na jego przyjściu. Począwszy od awansu do playoffs w zeszłym sezonie, a skończywszy na dobrej grze w trwających rozgrywkach. Isaiah Thomas jest też all-starem, a w pierwszych 82 meczach w barwach Celtics jego drużyna zrobiła bilans 51-31. Ale jak to się tak właściwie stało, że filigranowy rozgrywający wylądował w Bostonie? 19 lutego 2015 roku był naprawdę skomplikowanym wieczorem.
Wszystko zaczęło się od tego, że dobrze spisujący się wtedy Bucks uzmysłowili sobie, że latem aż dwóch ich zawodników zgłosi się po duże pieniądze – na rynek wolnych agentów wchodzili Khris Middleton oraz Brandon Knight. Zdecydowali się więc wytransferować tego drugiego, a Jason Kidd miał już upatrzone zastępstwo w osobie Cartera-Williamsa. Tyle że Sixers nie byli przekonani do takiego transferu – i tu do gry weszli Suns, którzy mieli coś, co Sixers bardzo chcieli – przyszłościowy pick w pierwszej rundzie draftu od Lakers.
Suns także początkowo nie byli chętni do rozstawania się z tym wyborem, a sami byli też przed dylematem, co do osoby Gorana Dragicia, któremu także tamtego lata kończył się kontrakt. A jako że Dragić nie był zadowolony i sam transferu zażądał to Słońca miały bardzo ułatwione zadanie. Słoweniec został więc przehandlowany do Miami Heat w zamian za m.in. wybory w drafcie, które sprawiły, że Słońca już nie trzymali się tak kurczowo tego picku od Lakers. Na godzinę przed końcem trade deadline Suns, Sixers oraz Bucks mieli więc gotowy transfer.
Ale w Phoenix był jeszcze jeden problem – Dragić, Bledsoe oraz Thomas stanowili trójgłową formację obrońców, a piłka do gry jest przecież tylko jedna. Zamiana Dragicia na Knighta tego problemu nie rozwiązywała. Suns postanowili więc rozstać się z Thomasem, a Ryan McDounough na dosłownie kilka minut przed końcem trade deadline zadzwonił do swojego byłego protegowanego w Bostonie i oznajmił, że jest skłonny oddać Thomasa w zamian za wybór w drafcie, których akurat Danny Ainge już wtedy nazbierał sporo.
O szczegółach opowiada Brad Stevens:
“Na jakieś dziesięć minut przed zamknięciem okienka dostałem telefon od Danny’ego, który powiedział, że raczej nie zanosi się na to, abyśmy poczynili jakiekolwiek ruchy. Po czym kilka minut później Ainge dzwoni ponownie i mówi mi, że przelotnie rozmawiali o transferowaniu po Isaiaha Thomasa i co ja o tym myślę. To wszystko było na ostatnią chwilę, działo się bardzo szybko.”
Ainge zaproponował w zamian pick od Cavaliers w drafcie w 2016 roku, na co McDonough przystał. W wymianie Boston opuścił też Marcus Thornton, którego Ainge pozyskał w ramach niepozornej, trójstronnej wymiany z Cavaliers i Nets latem 2014 roku (która przyniosła też Celtom innego zawodnika w osobie Tylera Zellera). W momencie transferu Celtowie z bilansem 20-33 nie byli wcale w optymistycznych nastrojach. Ale przyjście Thomasa nie tylko odmieniło jego karierę, ale też tamten sezon, w którym C’s ostatecznie weszli do playoffs.
Celtowie pozyskali brakujące wtedy ogniwo, a Thomas szybko stał się pierwszą opcją zespołu i jej najlepszym zawodnikiem, co zresztą udowodnił w tym sezonie – zdecydowanie najlepszym w jego karierze – w którym po raz pierwszy został wybrany do All-Star Game. Dodatkowym atutem był (i wciąż jest) jego przyjazny i wcale niedrogi kontrakt. A co za niego oddali? Thorntona, którego w Phoenix już dawno nie ma oraz pick w drafcie od mocnych Cavaliers, który na ten moment zapowiada się na pick pod koniec trzeciej dziesiątki.
“Ten transfer zdecydowanie zmienił moją karierę na lepsze. Na początku było to bolesne doświadczenie, tym bardziej że nigdy wcześniej nie zostałem wymieniony, nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji. Ale tutaj jestem w lepszym miejscu. Kocham to, gdzie jestem, a ludziom podoba się to, co robię, za co jestem bardzo wdzięczny.”
W taki sposób wypowiadał się całkiem niedawno – w styczniu, gdy C’s mierzyli się z Suns – Thomas, który został wymieniony na ostatnią chwilę, ale z całej czwórki rozgrywających trafił w najlepsze dla siebie miejsce, gdzie jest po prostu sobą i z tej całej czwórki gra po prostu najlepiej. Warto też w tym miejscu wspomnieć, że z tej trójgłowej formacji obrońców to właśnie Thomas, a nie Dragić czy Bledsoe, został doceniony i wybrany do All-Star Game jako pierwszy. Można więc stwierdzić, że to on wygrał tamtego dnia najwięcej.