Wielka wygrana z Clippers

Boston Celtics po raz kolejny udowadniają, że są for real. Ale tak naprawdę. Po dogrywce, bez Kelly Olynyka, który doznał kontuzji ramienia (czyżby trochę karma?), ale też bez Crowdera czy Smarta, którzy zeszli przedwcześnie za faule. Przeciwko naprawdę mocnemu zespołowi z mądrym (co by nie mówić, choć płaczącym oczywiście też) i wielkim w środę liderem oraz przeciwko wielu złym decyzjom sędziów. Mimo wielu przeciwności wygrali 139-134, a tak dużo punktów nie rzucili od 24 lat! Szósty mecz na 30+ punktów miał Isaiah Thomas. Nie ogólnie, to jest statystyka odnosząca się do tego sezonu. A Paul Pierce mógł raz jeszcze, chyba po raz ostatni, trafić trójkę i uśmiechnąć się w swoim domu.

BOXSCORE

Pierce przyznał przed meczem, że to może być jego ostatni mecz w TD Garden i podkreślił, że powrót tutaj zawsze jest dla niego czymś wyjątkowym. Z wiadomych oczywiście względów. Ale ci młodzi Boston Celtics te względy mieli na uboczu i nie pozwolili Pierce’owi świętować zwycięstwa wraz z kolegami z Clippers – którzy nota bene przed meczem odstawili coś bardzo dziwnego i udawali, że dźgają Pierce’a. Rzecz bardzo dziwna, ale Pierce brał w tym udział, sam się śmiał, więc chyba wszystko w porządku. Bardzo dziwne.

Tak czy siak, Pierce schodził z parkietu z uśmiechem. Jego nie ma już w Bostonie, ale są inni zawodnicy, a wśród nich ten malutki Isaiah Thomas, który tak jak kiedyś Pierce, tak teraz on potrafi przejmować mecze. Thomas zagrał na 36 punktów i 11 asyst, tworząc jeden z lepszych pojedynków point guardów w tym sezonie wraz z Chrisem Paulem. Och, nie da się lubić Chrisa Paula. Marcus Smart flopuje, ale CP3 robi to na taką skalę i z taką łatwością dostaje gwizdki, że aż się odechciewa. Tym lepiej, że Celtom udało się utrzeć mu nosa.

Thomas zagrał najprawdopodobniej swój najlepszy w karierze mecze. To będzie ścisła czołówka. Nie tylko był clutch, ale też był małym generałem. To jedenaście ostatnich podań nie wzięło się znikąd. Moim ulubionym było świetne podanie do Sullingera na trójkę w dogrywce. Sully akurat stamtąd rzucać nie powinien, ale przez cały mecz świetnie szło mu z półdystansu, gdzie na początku miał dużo miejsca, ale z czasem DeAndre Jordan musiał ten półdystans respektować. I to też była ważna rzecz w kontekście udanego występu Thomasa.

Kiedy bowiem Olynyk zszedł z kontuzją ramienia to właśnie Sully zdołał otworzyć sporo przestrzeni Thomasowi. A ten brał piłkę i szedł z nią do kosza, do samego końca. I tak jak Chris Paul wygrywał prawie każdy pojedynek jeden-na-jednego z wyższym zawodnikiem (robiąc to w naprawdę kapitalnym stylu), tak Thomas dwukrotnie zrobił to na Jordanie w najważniejszych momentach meczu – w tym także wtedy, kiedy bardzo trudnym rzutem doprowadził do remisu, a dobrze wybroniona przez Celtów ostatnia akcja (+szczęście) przyniosła dogrywkę.

W tej to Clippers zaczęli strzelanie – a obrony w tym meczu było momentami bardzo mało – kiedy J.J. Redick zdobył sześć kolejnych punktów na start dogrywki (w tym raz z akcją 3+1). Redick cały mecz uciekał zresztą po zasłonach obrońcom Celtów i aż się Ray Allen z drugiego meczu finałów w 2010 roku przypomniał. I nie udawało się też hackowanie Jordana, który był 9/17 z linii, ale 6/8 kiedy stawał na niej po umyślnych faulach. Z boiska wylecieli ostatecznie dobrze grający i jak zawsze niesamowicie walczący Crowder oraz Smart.

Nawet Brad Stevens walczył jak lew, czyli pierwszy w jego życiu taki stek przekleństw:

Jordan na szczęście obu rzutów nie trafił, ale „faul” na koncie Crowdera pozostał.

Celtics w okrojonym więc składzie i z Jerebko w piątce zdołali jednak odrobić w dogrywce straty, raz jeszcze pokazując wielki charakter – mnóstwo było w tym meczu walki, a Celtowie nie zwykli się poddawać. Kluczowe punkty zdobył też Evan Turner, który przy jednym z wjazdów na kosz dał się sfaulować i zdołał jeszcze umieścić piłkę w koszu. Wcześniej bardzo ważne trójki trafiali Bradley czy Sullinger, a dzieła zniszczenia na linii rzutów wolnych dokończył Jerebko, bo po raz kolejny to zwycięstwo było sukcesem całej bostońskiej drużyny.

Wielki mecz Isaiaha Thomasa, bardzo dobry mecz Jareda Sullingera, który przypomina o sobie i takimi występami każe się zastanawiać, co by było gdyby… 21 punktów, 11 zbiórek (i świetna walka z Jordanem), ale też siedem asyst i ani jednej straty. 19 oczek miał Crowder, o jedno mniej dla Bradleya i 17 punktów dla Smarta. Chris Paul na 35 punktów i 13 asyst. Obie drużyny trafiły około 50 procent rzutów, C’s mieli 34 asyst, a Clippers spudłowali 16 z aż 50 rzutów wolnych. Przed nami dziewięć dni przerwy, czyli Isaiah w All-Star Game.

Było to ósme z rzędu zwycięstwo w TD Garden, gdzie Celtowie ostatnio nie tylko mocno trzymają gardę, ale też grają efektowną koszykówkę, bo w tych ośmiu meczach zdobywają średnio ponad 115 punktów. To się musi podobać. Tak jak musiał się podobać mecz z Clippers, którym Bostończycy zakończyli umowną pierwszą część sezonu i dzięki wygranej pozostali na trzecim miejscu w Konferencji Wschodniej. Kto by pomyślał o czymś takim przed sezonem… A Paul Pierce trafiał (po czasie, ale wciąż) takie rzuty, bo zna te obręcze jak własną kieszeń: