Kolejny blowout na Wizards

Boston Celtics mają za sobą już cztery mecze z Washington Wizards w tym sezonie i za każdym razem wychodzili z takich pojedynków zwycięsko. Ten ostatni raz był w poniedziałek, kiedy to Celtowie zaliczyli trzeci blowout na Wizards, wygrywając aż 116-91. Gospodarze zapewne żałowali, że wielka śnieżyca trochę ustąpiła i mecz nie został przełożony na później. Była ta już 25. wygrana Bostończyków w sezonie. Dzięki temu zrównali się w ilości zwycięstw z Chicago Bulls i umocnili się odrobinę na piątym miejscu w Konferencji Wschodniej, zapewniając też sobie trochę spokoju – mają teraz 2.5 meczu przewagi nad dziewiątym Charlotte Hornets. Isaiah Thomas bardzo chce być all-starem. Prawdopodobnie na to zasługuje.

BOXSCORE

Isaiah bardzo chce, ale w Waszyngtonie – niczym Stephen Curry – grał tylko przez trzy kwarty. Nie było bowiem sensu wpuszczać na parkiet niektórych zawodników w kwarcie numer cztery, kiedy wynik meczu był już przesądzony. Pograli za to Terry Rozier i James Young, a ten ostatni zdobył nawet pięć punktów, trafiając jedną trójkę. Była to jedna z wielu trójek trafionych w czwartej kwarcie, kiedy to C’s uciekli nawet na ponad 30 punktów, a frustracja Wizards wyraziła się choćby w niesportowym przewinieniu Nene.

To jednak ten, na którym to przewinienie było – Marcus Smart – wyprowadził największy tej nocy cios, bowiem przy jednym z wejść w drugiej kwarcie tak niefortunnie zahaczył łokciem w twarz Bradleya Beala, że ten musiał opuścić parkiet i do gry już nie powrócił. Stwierdzono u niego podejrzenie wstrząśnienia mózgu i we wtorek w Toronto raczej nie zagra. Ale to nie jest tak, że swoją grą pomagał Wizards – w dziewięć zdobył cztery punkty i miał też trzy z aż 20 strat, jakie popełnili gospodarze. A te C’s zwykli bardzo dobrze wykorzystywać.

Nie inaczej było w Waszyngtonie, bo C’s z tych 20 strat zdobyli aż 28 punktów i co by nie mówić, kilka ostatnich meczów to trochę powrót to tej bardzo dobrej defensywy z początku sezonu, która mimo wzlotów i upadków wciąż jest drugą najlepszą w lidze. Wizards znów byli bardzo nieuważni, popełniali sporo błędów i nie uważali na aktywne ręce Celtów w pick-and-rollach. Co prawda w pierwszej połowie jeszcze prowadzili, ale szybko poszło to w zapomnienie, kiedy ten malutki Isaiah Thomas przejął sprawy w swoje ręce.

Thomas wygrał pojedynek z Johnem Wallem, notując w pierwszej połowie 14 punktów oraz pięć asyst (do trzech punktów i pięciu asyst Walla), a potem dołożył jeszcze kilka punktów i asyst w trzeciej kwarcie, po której Celtowie prowadzili 84-70. Ostatecznie zdobył 23 oczka, do których dołożył dziewięć ostatnich podań (i był +19), a na parkiecie nie spędził nawet pół godziny. Wall zagrał 33 minuty i miał ledwie osiem punktów oraz 10 asyst, ale też cztery straty. Dobrze dla Thomasa, że trenerzy wybierają rezerwowych w tym tygodniu.

Warto też pochwalić Evana Turnera za mądrą, spokojną i wyważoną grę. Zdarzyła się jedna strata, zdarzył się też rzuty za trzy, ale w statystyki nie wszedł, a nawet jeśli to i tak był to rzut pod przymusem czasu. Turner został jednak sfaulowany, a koniec końców zdobył efektywne 18 punktów z 11 rzutów, mając też pięć zbiórek oraz trzy asysty. Cichutko grali Amir Johnson oraz Jared Sullinger, 11 oczek z 11 rzutów, ale też i bardzo dobra obrona na Wallu tego bulldoga Bradleya oraz po 13 punktów z ławki od duetu Kelly Olynyk – Marcus Smart.

Ta dwójka wraz z Turnerem miała najlepsze wskaźniki +/-. Olynyk trafił dwie trójki, Smart był 2/5, ale dołożył też sześć zbiórek, pięć asyst i dwa przechwyty. Nawet Tyler Zeller rozegrał udany mecz na dziewięć punktów i trzy przechwyty. Tylko tyłek nieszczęsnego Davida Lee wciąż jest przyspawany do ławki. Wizards trafili tylko siedem z 24 trójek, zdobyli też ledwie 24 punkty w paint i nie dali sobie szans na linii rzutów wolnych (20/30). Celtowie mieli za to aż 31 asyst. I wracają teraz do domu na środowy pojedynek z Denver Nuggets.

Tymczasem snowstorm Jonas dał o sobie znać także na parkiecie (Scal <3):