Raptors psują powrót Johnsona

Amir Johnson w jednym z przedmeczowych wywiadów powiedział „my” w odniesieniu do Toronto Raptors. To jasne, że wciąż wiąże on sporo rzeczy z Raptors, gdzie spędził lwią część swojej kariery. Ci odwdzięczyli mu się m.in. fajnym filmikiem, jednak poza tym nie byli zbyt gościnni. Wygrali bowiem z Celtami wynikiem 115-109 po bardzo ofensywnym przez trzy kwarty meczu i ledwie 38 punktach łącznie w ostatniej odsłonie. To znów było spotkanie do wygrania i choć porażka na pewno jest frustrująca to jednak nie zapominajmy, że Bostończycy grali na trudnym, kanadyjskim terenie, a Raptors dzięki wygranej tylko umocnili się na drugim miejscu w Konferencji Wschodniej. Wracamy do Beantown na pojedynek z Bulls.

BOXSCORE

Celtowie może i mają drugą obronę w lidze, ale w ostatnich tygodniach wcale na taką ta obrona nie wygląda. Nie wyglądał też w Toronto, gdzie Raptors w pierwszej kwarcie zdobyli 35 punktów i aż 40 w kwarcie numer trzy. Wtedy też zaczął rozgrzewać się DeMar DeRozan, który tylko w trzeciej odsłonie zdobył 18 ze swoich 34 oczek. Wcześniej ogromne problemy bostońskim podkoszowym sprawiał nie tylko Luis Scola, czyli 35-latek szybszy od Jareda Sullingera, ale też Jonas Valanciunas, który szalał pod obręczą i ani razu nie spudłował.

23 rzutów. W drugiej świetną grą odpowiedziała ławka Celtów, która zdobyła  połowę punktów całej drużyny w pierwszej połowie. Po dwie trójki trafili Kelly Olynyk oraz Jonas Jerebko, a znów parę dobrych akcji do kosza miał Marcus Smart. To też dwa świetne outlet-passy Smarta do Avery’ego Bradleya pomogły Celtom wyjść na prowadzenie przed przerwą, także dlatego, że nie istniał w tym meczu Kyle Lowry, który miał spore problemy z faulami, ale i tak koniec końców trafił cztery trójki, mając też sześć strat oraz dwa air-balle.

Ofensywa Celtów wyglądała w tym meczu naprawdę nieźle, szczególnie wtedy, kiedy grali tym niższym ustawieniem. Wysocy nie zapewnili w zasadzie żadnego wsparcia, bo zarówno Amir Johnson, jak i Sullinger, czy nawet odkurzony z ławki Tyler Zeller, nie wnieśli do gry prawie nic, poza zdobyciem dziewięciu punktów z 16 rzutów i zebraniem ledwie dziesięciu piłek. Jonas Valanciunas był 9/9 z gry na 19 punktów i 12 zbiórek oraz najlepsze w meczu +20. Kelly Olynyk na 18 oczek, cztery asysty, trzy trafienia zza łuku oraz znów dobre +11.

I gdyby nie fakt, że Raptors naprawdę prawie wszystko trafiali (ponad 55-procentowa skuteczność z gry ) i to pomimo wciąż niezłej bostońskiej defensywy, to Celtics mieliby szansę wyrwać zwycięstwo drugiej drużynie na Wschodzie. Ale nie wyrwali, bo znów zabrakło im siły rażenia w końcówce, kiedy Raptors trafili dwie trójki po sobie, a C’s odpowiedzieli serią błędów i mają teraz bilans 10-14 w meczach, kiedy wynik oscyluje wokół pięciu punktów różnicy w ostatnich pięciu minutach. To 23. wynik w lidze, na remis z Brooklyn Nets.

A mimo to, że Celtics tych zaciętych meczów wygrywać nie potrafią to i tak mają dodatni bilans i wciąż trzymają się w ósemce Wschodu. Przeciwko Raptors nie popisał się niestety Isaiah Thomas (21 punktów, 10 asyst), który w ostatniej minucie popełnił aż dwie straty. Thomas co prawda closerem nie jest, ale statystyki pokazują, że jest jednym z najlepiej punktujących w crunchtime zawodników ligi – lepsi są tylko Steph, LeBron oraz Reggie Jackson. Dla Raptors było to już szóste kolejne zwycięstwo. Chicago Bulls w piątek znów w TD Garden.