Tak jak się można tego było spodziewać, David Lee jest do wyciągnięcia z Boston Celtics. Oznacza to mniej więcej, że Celtowie będą słuchać, jeśli zadzwoni telefon właśnie w sprawie Lee. Pytanie tylko, czy C’s takiego telefonu powinni się spodziewać, bo 32-letni zawodnik nie gra w tym sezonie zbyt dobrze, choć akurat bardzo wartościowy może okazać się jego kończący się kontrakt – Lee jest najlepiej zarabiającym Celtem. Za ten sezon zainkasuje prawie $15.5 miliona dolarów i mimo nierównej gry wciąż potrafi pomóc drużynie na wiele sposobów. Gdyby jeszcze tylko znalazł skuteczność to może i byłby nawet plusowym zawodnikiem. Trudno jednak szukać w nim niegdysiejszego uczestnika meczów gwiazd.
Lee przychodził do Bostonu jako wzmocnienie, ale na razie takim się raczej nie okazał. Po tym jak wypadł z rotacji Golden State Warriors, chciał zmienić otoczenie, ale w barwach Celtics gra średnio nawet mniej (15.8 minut na mecz) niż w ubiegłym sezonie (18.4). Jest to spowodowane głównie tym, że bostoński frontcourt ma sporą głębię i nawet startujący center z poprzedniego sezonu w osobie Tylera Zellera ma obecnie mocno zmarginalizowaną rolę, bo to Jared Sullinger, Amir Johnson oraz Kelly Olynyk grają główne skrzypce.
Trudno więc sądzić, aby byli jacykolwiek chętni na Lee, tym bardziej, że przy jego sporym kontrakcie ciężko byłoby Celtom znaleźć partnera do rozmów – większość drużyn jest ponad progiem salary cap, co oznaczałoby, że w bezpośredniej wymianie C’s musieliby otrzymać zawodnika z $10-milionowym kontraktem. Nie ma też obecnie w lidze dużych trade exceptions; największe – o wartości ponad $10.5 miliona – posiadają Cleveland Cavaliers. Zdaje się więc, że to Danny Ainge będzie oferował Lee innym drużynom w potencjalnych rozmowach.