Zeller wróci do łask Stevensa?

Tyler Zeller jest dotychczas jednym z największych przegranych tego sezonu – przedsezonowe mecze w Europie zaczynał jako starter, nie inaczej było w pierwszych spotkaniach nowego sezonu, ale potem wypadł z rotacji na dobre, a jak do tej pory już dziewięć razy nie pojawił się na parkiecie nawet przez minutę. Szansę otrzymał w końcu w Detroit i co by nie mówić, był na to gotów i wykorzystał ją w pełni. To się na pewno ceni, ale warto też zwrócić uwagę, że Zeller – ale także Jonas Jerebko, który w poprzednich meczach także powoli wypadał z rotacji bostońskiego zespołu – zastąpił głównie Davida Lee, który w drugiej połowie przeciwko Pistons nie zagrał wcale i kto wie, czy nie jest to początek pewnego trendu w Bostonie.

Bo tak w zasadzie to o tego Davida Lee się rozchodzi. Mistrz z ubiegłego sezonu jeszcze kilka lat temu był maszynką do double-double i grał w Meczu Gwiazd, ale w tym momencie jest już po prostu weteranem, który pierwszych skrzypiec nie gra. I w tym sezonie miewa dobre momenty, jak niezła obrona na Cousinsie czy kilka fajnych zrywów punktowych, ale koniec końców C’s są lepsi, gdy nie gra. Ma to zapewne sporo związku z faktem, że Isaiah Thomas został przesunięty do pierwszej piątki i rzadko kiedy gra wspólnie z Lee.

Tymczasem podkoszowy weteran jest jedynym zawodnikiem z tej regularnej rotacji bostońskiego składu, który ma minusowy net rating, czyli różnicę między punktami zdobywanymi a traconymi w przeliczeniu na 100 posiadań przez drużynę. Z nim na parkiecie Celtowie są o prawie cztery punkty gorsi od przeciwnika, a bez niego o prawie sześć lepsi i z żadnym innym zawodnikiem na ławce nie mają takiego wyniku. Wniosek jest prosty: Bostończycy są średnim zespołem, gdy Lee gra i bardzo dobrym, kiedy siedzi na ławce i dopinguje kolegów.

Powodów może być kilka, a głównym będzie zapewne jego bardzo słaba skuteczność, w zasadzie to najgorsza w karierze, bo Lee trafia tylko 48.9 procent swoich rzutów, w tym również najgorsze w karierze 53.6 procent prób przy obręczy, co jest wynikiem o prawie dziesięć punktów procentowych gorszym od średniej, z jaką ten sezon rozpoczynał. Widzimy to często – Lee sporo próbuje grać do kosza, ale często jego rzuty obijają obręcz i akcje grane tyłem do kosza nie przynoszą efektów, tak jak przynosiły jeszcze parę lat temu.

Wydaje się więc, że najrozsądniej byłoby ograniczyć minuty 32-latka, tym bardziej, że dzięki temu C’s mogliby grać częściej niskimi ustawieniami. W Detroit przypomniał też o sobie Tyler Zeller, który wniósł do gry sporo dobrego i jest znacznie bardziej skuteczny przy koszu. Jonas Jerebko zapewnia lepszy spacing i wszechstronność w obronie. Ta dwójka przejęła zresztą w środę minuty Lee i wspólnie zdobyła 21 oczek (9 od Jerebko, 12 od Zellera), będąc jedynymi rezerwowymi z pozytywnym wpływem na wynik przeciwko Pistons.

Warto wziąć pod uwagę fakt, że podkoszowy sporo ostatnio mówił o minutach i niestety może okazać się, że zmniejszenie mu roli nie będzie wcale łatwym zadaniem. Optymistyczna wersja zakłada Geralda Wallace’a, który grał mało, wchodził tylko na wyrzucanie piłki z autu i ze swoim doświadczeniem był bardziej asystentem niż graczem. Podobne funkcje mógłby spełniać Lee, ale niewykluczone, że powtórzy się sytuacja z Keithem Bogansem, przy czym spadający kontrakt Lee jest trzy razy bardziej wartośćiowy od pamiętnej umowy Bogansa.

Istnieje też spore prawdopodobieństwo, że Danny Ainge zdecyduje się skorzystać z tego kontraktu jeszcze przed trade deadline, bo z pewnością będzie to bardzo zachęcający asset i jeśli tylko nadarzy się konkretna okazja to generalny menedżer C’s nie będzie się oczywiście wahał. Na razie jednak warto pochylić się nad tym, że z Lee na parkiecie bostońska drużyna jest po prostu drużyną gorszą, a przecież w wyjątkowo ciasnej Konferencji Wschodniej każdy mecz – nawet w połowie grudnia – jest ważny w kontekście walki o awans do playoffs.