Golden State Warriors przerwali swoją imponującą serię 24 zwycięstw z rzędu, przegrywając w sobotę z Milwaukee Bucks, którzy jednak powinni dziękować w dużej części Celtom, bowiem ci dzień wcześniej bardzo mocno wymęczyli Wojowników. Ale Celtów obecni mistrzowie NBA nie obchodzą, bo sami grali w sobotę mecz i sami podtrzymali swoją imponującą serię zwycięstw w back-to-back, wygrywając w Charlotte. A łatwo nie było, bo Hornets przystępowali do spotkania jako druga siła Wschodu i z bilansem 10-3 we własnej hali. Raz jeszcze zadziałała jednak magia drugiego meczu back-to-back, raz jeszcze Celtowie wyrwali zwycięstwo z rąk przeciwnika i dostali dobry mecz od swojego backcourtu.
Hornets mieli za sobą serię czterech zwycięstw z rzędu, wygrywając średnią różnicą 17 punktów i można było się spodziewać, że będzie to dla Celtics bardzo trudny mecz, tym bardziej, że oni sami byli po dwóch dogrywkach w piątek i ostatecznie bez wygranej. I w pierwszej połowie widać było, że dla obu drużyn jest to drugi mecz z back-to-back: ledwie 33 punkty po 12 minutach i 80 z obu stron do przerwy. Hornets rozpoczęli od 0/8 z gry, po dwóch kwartach trafili 6 z 20 trójek (co i tak jest niezłym wynikiem przy 1/10 od Celtics).
Gdzieś pod koniec tej pierwszej połowy budził się powoli Isaiah Thomas, który dopiero w trzeciej odsłonie niejako ustawił ten mecz, wypracowując Celtom nawet kilkanaście punktów przewagi, dostając się w swoje miejsca i mając udział przy aż 22 punktach zespołu (siedem oczek oraz sześć asyst). Otworzył kolegom grę, a ci zaczęli w końcu trafiać za trzy i tylko w trzeciej kwarcie C’s trafili siedem z dziewięciu prób zza łuku na aż 35 oczek, dzięki czemu przed ostatnimi 12 minutami wygrywali czterema punktami (73-69).
I choć w czwartej kwarcie Hornets mieli kilka szans na zwycięstwo to jednak niezła obrona Celtics oraz spora dokładność w ofensywie (Bostończycy mieli tylko pięć strat w całym spotkaniu, nie stracili też ani jednego punktu po szybkim ataku) spowodowała, że potrafili odeprzeć te ataki, a gdy Evan Turner uciekł w kluczowej akcji Nicolasowi Batumowi i zrobił akcję and-one to pewne już było, że Celtowie wyjadą z Charlotte z kolejnym zwycięstwem. Batum chwilę wcześniej nie trafił w obręcz, rzucając z około dziewięciu metrów.
Thomas miał najlepsze w karierze 13 asyst i szczególnie w trzeciej kwarcie raz po raz zbierał brawa od Stevensa za bardzo dobry playmaking. Avery Bradley trafiał ważne rzuty, ogółem był 9/17 z gry (w tym 4/6 zza łuku) na 23 punkty oraz 3 asysty. David Lee był fatalny w ataku, zdobył co prawda 10 punktów, ale potrzebował aż 12 rzutów i z nim na parkiecie C’s byli najgorsze -19. Kolejne trzy bloki od Amira Johnsona, ledwie 17 minut gry objeżdżanego przez Cody Zellera zmęczonego chyba Jareda Sullingera i 10 oczek z ławki od Evana Turnera.
Mam wielką nadzieję, że jakaś grupa kibiców z Bostonu wyśle choćby kwiaty Marvinowi Williamsowi, który w pierwszej połowie był 0/5 zza łuku i kolejną trójkę oddał dopiero w samej końcówce. Nie trafił. Dla Celtów było to już dziesiąte z rzędu zwycięstwo w drugim meczu z back-to-back na wyjeździe. W ostatnich 19 meczach na wyjeździe ogółem Boston Celtics notują bilans 14-5. Dzięki wygranej w Charlotte wskoczyli na szóste miejsce na ciasnym Wschodzie. We wtorek Cleveland Cavaliers w TD Garden, pierwszy rewanż za play-offy 2015.