Ten tytuł to oczywiście po części przenośnia, bo zawodnik, który jeszcze kilka lat temu był maszynką do double-double w ostatnim sezonie musiał zrobić miejsce dla Draymonda Greena, a potem wytransferowany został z drużyny broniącej mistrzostwa do drużyny będącej w przebudowie, gdzie na dodatek nie ma wcale większej roli. Ale jest to też prawda, bo Lee opuścił ostatnie spotkanie C’s właśnie z tego powodu. Do kontuzji doszło podczas spotkania w Mekysku przeciwko Sacramento Kings w ubiegłym tygodniu, kiedy to podkoszowy weteran upadł w jednej z akcji na niezwykle twardy parkiet, co zresztą według samego Lee jest głównym powodem tak dużego obicia łydki. Na razie nie wiadomo, ile będzie pauzował.
Może być to kilka dni, a może nawet kilkanaście. Do tej pory Lee zmuszony był opuścić sobotni mecz w San Antonio, ale jak sam mówi, ma nadzieję, że wróci na parkiet możliwie jak najszybciej. Wątpliwe jest, aby wystąpił przeciwko New Orleans Pelicans, ale może zdarzyć się niespodzianka, tak samo zresztą jak niespodzianką była dla Brada Stevensa sama informacja o absencji Lee, który w piątek zgłosił lekkie bóle w plecach, ale ani słowem nie wspomniał o bólu w łydce i dopiero na godzinę przed meczem okazało się, że nie zagra.
Sam zainteresowany zwalił winę za kontuzję na twardy parkiet w Meksyku, gdzie Celtics grali w zeszłym tygodniu z Sacramento Kings w ramach Global Games. Do zdarzenia doszło przy próbie zbiórki, kiedy to Lee lekko popchnięty upadł na parkiet w niekoniecznie taki sposób, w jaki chciałby upaść i stąd też obita łydka. Co ciekawe, przy okazji wyjaśniania – kiedy to do Lee i reporterów dołączył Jared Sullinger – okazało się też, że Sully zmaga się ostatnio z chorobą, co może tłumaczyć jego nieco słabszą postawę w poprzednich meczach.
Niezdolny do gry Lee dał Celtom w San Antonio szansę na nieco więcej niż zwykle minut w niskich ustawieniach i można sądzić, że w kolejnych meczach Celtowie będą grali w ten sposób znacznie częściej, bo to przynosi znacznie lepsze efekty niż gra na dwóch podkoszowych. To oznacza, że Lee – już narzekający na swoje minuty w rotacji – może grać jeszcze mniej niż dotychczas. Pytanie tylko, jak to wpłynie na chemię w drużynie, bo C’s zdążyli już potwierdzić, że gra niskim i szybszym składem może być zabójczo skuteczna i bardzo pożyteczna.
p.s. przeciwko Pelicans mogą też nie zagrać Avery Bradley (choroba) oraz R.J. Hunter (biodro).
UPDATE (20:30): Lee i Hunter na pewno nie zagrają, występ Bradley wciąż pod znakiem zapytania.