Jonas Jerebko zachwycił wszystkich fanów Celtics w zeszłym sezonie, stając się zawodnikiem bardzo lubianym i trochę też kluczowym w sukcesie, jaki bostońska drużyna odniosła w drugiej połowie tamtego sezonu. A przecież do Bostonu trafił niejako na doczepkę. Tymczasem latem podpisał kontrakt życia i choć nie zachwyca skutecznością tak jak w ubiegłych rozgrywkach to jednak wciąż jest bardzo pożyteczny. Robi mnóstwo małych rzeczy, często niewidocznych w statystkach i być może też dlatego dla wielu kibiców bostońskiego zespołu jest w tym sezonie słabym ogniwem. Nic bardziej mylnego, bo Szwed może i rzutów nie trafia, ale mimo to cały czas ma spory – i co ważniejsze: dobry – wpływ na grę.
Już w ubiegłych rozgrywkach Jerebko dał się poznać jako świetny fałszywy center w niskich ustawieniach z Isaiahem Thomasem na jedynce. Jerebko dawał przede wszystkim bardzo dobry procent trafień zza łuku i ogromne pokłady energii, głównie w walce na tablicach. Jego specjalnością stało się utrzymywanie piłki w grze, czy to przez podbicie jej, aby inny zawodnik Celtics mógł ją złapać, czy też przez zbicia piłki prosto do rąk kolegi. W tym sezonie się to nie zmieniło, a najlepszy tego przykład mieliśmy choćby w ostatnim starciu z Miami Heat.
Ostatnia minuta spotkania, chwilę wcześniej Avery Bradley do spółki z Amirem Johnsonem świetnie powstrzymali Dwyane’a Wade’a i zamiast punktów Heat przy stanie 98-93 był faul Wade’a na Turnerze. Ten przyzwyczaił nas, że mid-range to jego sweet spot i tym bardziej bez obrony trafił pierwszy z dwóch rzutów wolnych. Przy drugim się jednak pomylił, ale na miejscu był nie kto inny jak właśnie Jonas Jerebko.
Szwed świetnie wyczekał na piłkę i podbił ją do góry, dzięki czemu mógł przejąć ją Turner. Kilka podań, wycofanie na obwód, przetrzymanie piłki i wreszcie świetne wejście Turnera, które przynosi trafienie po 20 sekundach akcji. Nie byłoby to w ogóle możliwe, gdyby nie Jerebko i jego zbicie piłki. Punkty Turnera były swoistym daggerem, gwoździem wbitym do zamrażarki, w którą Celtowie ten mecz odłożyli. W samym spotkaniu Jerebko punktów nie zdobył, oddał tylko dwa rzuty i miał trzy zbiórki oraz przechwyt.
Faktem jest więc, że te statystyki nie powalają. Ale przecież nie o to chodzi, bo Szwed robi mnóstwo innych pożytecznych rzeczy. Z jednej strony, przed ostatnim meczem z Orlando Magic, w ciągu sześciu kolejnych spotkań Jerebko trafił tylko 8.7 procent swoich rzutów (2/23 ogółem, 0/6 zza łuku). Małe przełamanie nastąpiło właśnie w pierwszym starciu na Florydzie, kiedy to zdobył 7 punktów, trafiając m.in. jedną trójkę (dopiero trzecią w sezonie). Ale i tak bardzo daleko mu od świetnych procentów z zeszłego sezonu.
Wtedy to 28-latek trafiał 38.6 procent zza łuku przy dwóch próbach na mecz na przestrzeni całego sezonu, co było wynikiem niewiele gorszym niż uzyskane rok wcześniej ponad 40 procent (i ponad 40 procent w 29 występach w barwach Celtics po transferze z Detroit Pistons). Trafiał, bo na parkiecie było mnóstwo miejsca, odkąd Celtowie grali bardzo szeroko. Tymczasem teraz Brad Stevens – przynajmniej na starcie sezonu – mniej korzystał z tych mniejszych ustawień, co pociągnęło za sobą konsekwencje wobec chociażby Jerebko.
Jeśli jednak zajrzymy w zaawansowane statystyki to okaże się, że Jerebko jako silny skrzydłowy w ustawieniu z Kellym Olynykiem lub Jerebko jako center w ustawieniu z Jae Crowderem to dwie bardzo efektywne pary (w szczególności w tym niskim ustawieniu z Crowderem na czwórce, w którym Celtowie są o 25.5 punktu na 100 posiadań lepsi od przeciwnika). Wyjdzie nam też, że z Jerebko na parkiecie Celtics są o 6.6 punktów na 100 posiadań na plusie (drugi wynik w drużynie) – widać więc jego pozytywny wpływ na grę.
Warto też przy okazji zauważyć, że gdy Jerebko jest na parkiecie to Celtowie zbierają najlepsze 52.9 procent możliwych do zebrania piłek, zbierając znacznie lepiej po obu stronach parkietu niż ich średnia. Tymczasem bez Jonasa te procenty znacznie spadają, co znów pokazuje nam jak ważny w walce na tablicach jest Szwed. No i nie zapominajmy o jego uniwersalności w obronie (ma drugi najlepszy rating defensywy w drużynie), dzięki której może zmienić krycie, nadążyć za mniejszym zawodnikiem czy wybić piłkę w pick-and-rollu.
Oczywiście, Celtom potrzebne są jego trafienia za trzy, jednak zarówno on sam, jak i coach Brad Stevens, są pewni, że te w końcu przyjdą. Trener Celtics pochwalił 28-latka za te wszystkie ważne zagrania, których nie widać w statystkach i problem nieskuteczności odniósł do większej ilości minut swojego zawodnika na pozycji numer cztery, natomiast Jerebko zapowiedział, że będzie dalej próbował się wstrzelić, tym bardziej, że mamy za sobą dopiero pierwszy pełen miesiąc sezonu. Wypada więc tylko trzymać kciuki, aby te rzuty w końcu zaczęły wpadać.