Niektórych żegnaliśmy ze łzami w oczach, z innymi rozstawaliśmy się bez żalu, zaś o wielu już dawno zapomnieliśmy. Każdy z nich dołożył swoją przysłowiową cegiełkę do budowy projektu o nazwie Boston Celtics, a kilku najwybitniejszych przyjęło rolę koszykarskich artystów i łamiąc sobie język, dumnie może cytować słowa pieśni Horacego – „Exegi monumentum aere perennius”. Mowa o byłych Celtach, którzy kontynuują swoje sportowe kariery w różnych, czasami zaskakujących zakątkach światowego basketu. Warto o nich pamiętać i doceniać ich wkład w niemal 70-letnią historię bostońskiej organizacji. W związku z tym co tydzień będziemy podglądać jak nasi byli zawodnicy radzą sobie w swoich aktualnych zespołach.
Na początek kilka słów wyjaśnienia. Pod lupę wziąłem zawodników, którzy rozegrali co najmniej jedno spotkanie w koszulce Celtów na parkietach NBA lub zostali wybrani przez bostońską organizację w drafcie. Dzięki temu powstała pokaźna lista ponad 80 nazwisk. Porządek musi być!, dlatego została ona podzielona na kilka kategorii, które odpowiadają rozgrywkom lub kontynentom, gdzie obecnie kozłują byli członkowie naszego roster. Ich nazwiska przedstawione są w kolejności alfabetycznej. Wszelkie statystyki zostały zaczerpnięte z oficjalnych stron internetowych odpowiednich lig lub drużyn. Przygotowane tabele możecie pobrać przy użyciu odnośnika na końcu artykułu.
Tyle tytułem objaśnień przyjętych założeń. Pora sprawdzić, jak w okresie 23-29.11.2015 r. wyglądały liczby w basketowych kartotekach ex-Celtów.
Tydzień temu go krytykowałem i szyderczo apelowałem, że powinien się obudzić. Chyba wziął to sobie do serducha, bowiem na efekty nie trzeba było długo czekać. Gerald Green, bo o nim mowa, zapomniał już o swoich pozasportowych ekscesach przez które spędził kilka dni w szpitalu i zdecydowanie bardziej przyłożył się do treningów. W nagrodę zasłużył na miano najlepszego ex-Celta tygodnia. Tydzień zaczął jeszcze niemrawo, ponieważ w domowym starciu z New York Knicks zanotował 9 pts przy 4/10 FG, choć biorąc pod uwagę jego wcześniejsze statystyki i tak był to jeden z jego lepszych występów w sezonie. Zwyżkująca forma Greena nie umknęła uwadze szkoleniowcowi Miami Heat – Erika Spoelstry, który postanowił na dwa kolejne mecze desygnować go do gry w starting line-up. Efekt genialny. W obu spotkaniach 29-letni zawodnik – dla przypomnienia to nasz #18 pick w drafcie w 2005 roku i kluczowa postać w bostońskim zespole w sezonie 2006/07 – był najskuteczniejszym zawodnikiem w zespole z Florydy. W Detroit rzucił Tłokom 16 punktów, natomiast w legendarnej Madison Squere Garden zafundował Knicksom występ na poziomie 25 pts, 4/8 3P FG. Poza tym przypomniał sobie, że potrafi latać i to całkiem efektownie. Welcome back!
Nie przestaje zadziwiać Rajon Rondo. Co prawda w starciu z mistrzowskimi, galaktycznymi i nieosiągalnymi dla nikogo GSW zagrał jedno ze słabszych spotkań w sezonie (7 pts, 4 reb, 7 ast), ale jego wcześniejsze występy zasługują na głośny i długo słyszalny aplauz. Ponownie RR9 próbował poderwać triple-double i dwukrotnie był bardzo blisko celu, ale ostatecznie kończyło się na solidnych double-double. Linijki na poziomie 14 pts/8 reb/20 ast vs CHA, 10 pts/9 reb/13 ast vs MIL oraz 16 pts/4 reb/16 ast vs MIN robią wrażenie. Dodatkowo dwie ważne informacje. Rondo jest obecnie najlepszym asystującym w lidze z średnią 11 asyst/mecz, zaś w kosmicznym meczu przeciwko Charlotte Hornets zanotował 20 kluczowych podań, co stanowi nowy rekord w historii klubu z Sacramento. Wciąż masz to coś Rajon!
Długo zastanawiałem się nad tym, czy postacią tygodnia nie powinien zostać Leandro Barbosa, który wspólnie z kolegami z Golden State Warriors pisze wspaniałą historię NBA. Ten przesympatyczny Brazylijczyk w ostatnich dniach walnie przyczynił się do osiągnięcia, a następnie śrubowania rekordu najlepszego rozpoczęcia sezonu w dziejach najlepszej koszykarskiej ligi świata. Najpierw wziął czynny udział w demolce LA Lakers notując 13 pts przy 6/9 FG, a kilka dni później w starciu przeciwko Phoenix Suns uzyskał season-high w postaci 21 pts przy fenomenalnym wskaźniku 8/9 FG, w tym…uwaga…5/5 3P FG! Nasze czapki lecą z głów Łysy!
W niniejszym odcinku mojego cyklu na wyróżnienie zasługują również inni. Bardzo solidny w ostatnich dniach był Jerryd Bayles, który w każdym z czterech spotkań dawał Kozłom olbrzymie wsparcie z ławki i notował dwucyfrową zdobycz punktową (14 pts, 13 pts, 17 pts, 11 pts). Skórę fatalnie grającym Rakietom w starciu z NYK uratował Marcus Thornton (18 pts, 6/11 FG), który arcyważną trójką doprowadził do dogrywki, która ostatecznie zakończyła się happy-endem dla ekipy z Houston. O swoim istnieniu przypomniał wreszcie Courtney Lee, który dwa razy kończył mecz powyżej dziesięciopunktowej zdobyczy – 17 pts i 14 pts przy wysokiej 60% skuteczności z gry. W tyle nie pozostał jego klubowy kolega i jeden z naszych ulubionych ex-Celtów – Jeff Green, który plasuje się obecnie na czwartym miejscu w ligowej klasyfikacji najskuteczniejszych graczy z linii osobistych. Szefu solidnie, w czterech meczach z dwucyfrówką i kilka razy z efektownym dunkiem, mniej więcej w taki sposób jak w starciu z 76ers:
Przyszła pora na krytykę, bo to przecież nieodzowna część obserwacji i analizy. Z pierwszej piątki Minnesoty wypadł Tayshaun Prince, który na chwilę obecną nie ma co marzyć na dłuższe występy. Jego forma jest katastrofalna – w obronie notorycznie spóźniony, zaś w ataku brakuje mu skuteczności i przeglądu pola. Kompletnie nie widać na boisku jego bagażu doświadczeń, którym przecież miał wspierać rozkwitającą młodzież Leśnych Wilków. Trudno znaleźć odpowiednie określenie oceniając aktualną dyspozycję Krisa Humpheriesa, dlatego pozostawię Was jedynie z przykrą prawdą – 4 mecze, 53 minuty, 9 pts, 4/15 FG. Już wiecie dlaczego pozostawiam to bez komentarza, a Wizards klepią biedę. Z kolei na koniec tej części muszę uderzyć się w pierś, ponieważ w zeszłym tygodniu sygnalizowałem, że warto przyglądać się grze Dwighta Powella z Dallas Mavericks. Kajam się nie za to, że chłopak zagrał w zeszłym tygodniu fatalnie, bo aż tak źle nie było, choć rzecz jasna mogło być lepiej. Ot tak, zagrał przeciętne trzy mecze. Boli mnie fakt, że ktoś mógł poświęcić kilkanaście swoich cennych minut, aby za moją namową zerknąć na basket w wykonaniu 24-latka z Mavs i w tym czasie zobaczył to:
W minionym tygodniu w Europie niewiele ciekawego w wykonaniu ex-Celtów. Tym razem Luigi Datome nie był wiodącą postacią znakomicie grającego Fenerbahce Ulker Stambuł i w dwóch spotkaniach nie przekroczył granicy 10 punktów. Zawiódł również nasz zeszłotygodniowy bohater Luke Harangody, który bardzo przeciętnie spisywał się zarówno na parkietach ligi tureckiej, jak i Euroligi. Jako jeden z nielicznych na wyróżnienie zasługuje Oliver Lafayette, który poprowadził Olimpię EA7 Milano do dwóch zwycięstw. Uwagę zwraca głównie jego występ w bardzo wyrównanym spotkaniu do połowy 4q przeciwko Acqua Vitasnella Cantu w ramach włoskiej Serie A. Ten 31-latek, który na parkietach NBA rozegrał tylko jedno spotkanie i to akurat w barwach Bostonu, a swoją karierę związał z klubami europejskimi w tym m.in. Asseco Prokom Gdynia, zgromadził we wspomnianym meczu 18 punktów. Skrót jego występu możecie obejrzeć poniżej, choć jakość filmu pozostawia wiele do życzenia:
Przyzwoite mecze w ostatnich dniach zanotował Jarvis Varnado. W zespole Dinamo Banco di Sassari dobrze współpracował z polskim rozgrywającym Davidem Loganem, co zaowocowało statami – 16 pts, 7/7 FG oraz 10 pts. Warty odnotowania jest również przyjazd do Polski ex-Celta – Carlosa Arroyo. Portorykańczyk zawitał do Zielonej Góry z ekipą FC Barcelona Lassa, aby udzielić lekcji koszykówki mistrzom Polski. Warto sprawdzić skrót z tego pojedynku i przekonać się, jaki dystans dzieli polski basket od Euroligowej czołówki. Zwróćcie również uwagę na asystę Arroyo!
Na koniec europejskiej wędrówki zapraszam do obejrzenia filmu z cyklu „Not in my house” w reżyserii Henry Walkera. Pamiętacie tego olbrzyma? Jeszcze sześć lat temu biegał w NBA w zielonej koszulce Celtów. Ostatecznie skończył przygodę w Beantown na 41 występach. W zeszłą sobotę błysnął blokiem w trakcie prestiżowego starcia z Partizanem Belgrad. Jego Cedevita Zagrzeb wygrała 75-72, a sam uzyskał przyzwoite 11 pts przy 4/8 FG.
Ostatnie dni przyniosły także kilka poważnych zmian. Ex-Celtowie byli bohaterami ruchów transferowych. Jedni zmienili kluby, zaś niektórzy po tygodniach indywidualnych treningów wreszcie znaleźli pracodawców. Czasami ich wybory były zaskakujące, o czym możecie przekonać się analizując poniższą mini-tabele:
Zawodnik | Z | Do |
Chris Babb | Free agent | Ratiopham Ulm (Niemcy) |
Jordan Crawford | Free agent | Tianjin (Chiny) |
Ryan Hollins | Free agent | Washington Wizards |
JaJuan Johnson | Krasny Oktyabr (Rosja) | Acqua Vitasnella Cantu (Włochy) |
Fab Melo | Caciques de Humacao (Portoryko) | Liga Sorocaba (Brazylia) |
Mickael Pietrus | Mets de Guaynabo (Portoryko) | Nancy( Francja) |
Bruno Sundov | Free agent | Al-Ahli (Bahrajn) |
W kolejności. Chris Babb, który w październiku skończył swoją krótką przygodę z mistrzowskim Golden State Warriors, zdecydował się na przeprowadzkę do Niemiec. Jego kolejnym wpisem w CV jest ekipa Ratiopharm Ulm, która aktualnie zajmuje niskie 14. miejsce w niemieckiej BBL oraz ze zmiennym szczęściem próbuje sił w fazie grupowej rozgrywek EuroCup. 25-letni Amerykanin, który w Bostonie okazał się być niespełnionym talentem, ma póki co wyraźne problemy z przystosowaniem swojej gry do europejskiej wersji basketu. W minionym tygodniu wystąpił w dwóch spotkaniach (w jednym w starting line-up), w których jego dyspozycja pozostawiała wiele do życzenia. Szwankuje przede wszystkim skuteczność (1/5 FG i 2/8 FG), oraz postawa pod tablicami (2x 3 reb). Chłopak pozostawał jednak bez klubu przez kilka tygodni i brakuje mu meczowej atmosfery, więc z biegiem czasu jego forma będzie rosła. Życzymy powodzenia!
Wymarzony debiut w nowym zespole zaliczył za to Jordan Crawford, który w latach 2013-14 regularnie występował w koszulce Celtów, nie rzadko również w pierwszej piątce. Jego wybór przenosin do najgorszej drużyny chińskiej CBA – TianJin Steel, może być uznany przez wielu za akt desperacji, ale to z pewnością tylko przystanek w walce o lepszy kontrakt w lepszym zespole z lepszej ligi. Piszę z pewnością, ponieważ jak na gościa, który mimo uznanego nazwiska nie zdołał przebić się do szerokiego roster Chicago Bulls w okresie przygotowawczym, już w pierwszym meczu rozniósł system. Oczywiście ten czysto sportowy, bo za najdrobniejsze naruszenie politycznej doktryny w Chinach mógłby co najwyżej kleić zabawki przez 18 godzin dziennie w obozie pracy. I to nie za miliony dolarów, które widnieją teraz na jego koncie. Wracając do meritum – Crawford rzucił w debiucie…50 punktów, na skuteczności 17/33 FG! Dołożył do tego „skromne” 9 asyst i co warte odnotowania, popełnił tylko 1 błąd. Wskazane staty sprawiły, że chłopak był odpowiedzialny za prawie 80% punktów swojego zespołu. Powiedzieć lider, to nic nie powiedzieć! Fakt, że wysoko ustawił sobie poprzeczkę powoduje, że z zaciekawieniem czekam na jego cyferki w przyszłym tygodniu. I tylko człowiek się wkurza, że próżno w internecie szukać jakichkolwiek highlightsów z ligi chińskiej. Może oni mają tam zablokowany dostęp do portali społecznościowych i YouTube’a? Wiecie coś na ten temat?
W Waszyngtonie panikują. Od startu rozgrywek Czarodzieje są pod formą i zespół, który był lokowany w Top3 Eastern Conference, tuła się z fatalnym bilansem w okolicach ostatniego miejsca gwarantującego udział w playoffs. W mediach często słyszymy, że to w głównej mierze efekt kiepskiej dyspozycji Walla, ale również podkoszowych Gortata, Humpheriesa i Nene. W niedzielny wieczór włodarze Wizards zdecydowali, że rozwiązaniem problemów może być zatrudnienie Ryana Hollinsa – przyzwoitego ligowca z dziesięcioletnim doświadczeniem w lidze, które zdobywał m.in. w Bostonie, gdzie spędził zaledwie kilka tygodni – wystąpił w zielonej koszulce w 33 spotkaniach w trakcie sezonu 2011/12. Zdumiewający ruch ze strony stołecznych, choć z zakwalifikowaniem go do kategorii „tonący brzytwy się chwyta” trzeba się trochę wstrzymać. Na chwilę obecną można z zaciekawieniem obserwować, jak Hollins odnajdzie się w ekipie z tak wysokimi ambicjami, ile minut zabierze Marcinowi i przede wszystkim, czy wciąż potrafi latać tak, jak w trakcie swoich przygód w Charlotte, Dallas, Minnesocie, Cleveland, Bostonie, Los Angeles i Sacramento:
Jeszcze tydzień temu chwaliłem JaJuana Johnsona za grę w rosyjskim Krasny Oktyabr. Świat basketu jest jednak błyskawiczny i oto w miniony czwartek Amerykanin postanowił zmienić Wołgograd na Cantu – niewielką miejscowość w przepięknej Lombardii, do której sam podróżuję i którą z pełną odpowiedzialnością Wam polecam. Były Celt związał się z włoskim zespołem do końca obecnych rozgrywek. Kibice Acqua Vitasnella już po pierwszym meczu wiedzą, że nowy zawodnik to nie byle kto i mimo porażki z Olimpią EA7 Milano, mieli powody do szczerej radości. Johnson wyraźnie chciał zaznaczyć swoje przybycie i w debiucie uzbierał linijkę o wartości 28 pts, 12/17 FG, 7 reb. Poza tym zapowiedział, że fani basketu w Cantu będą mogli oglądać prawdziwe show. Wystarczy tylko kupić bilet.
Pozostali ex-Celtowie, którzy w minionym tygodniu znaleźli nowe kluby, nie mieli jeszcze okazji wybiec na boisko. Najprawdopodobniej w środę po raz pierwszy w koszulce przedostatniej drużyny w tabeli ligi brazylijskiej – Liga Sorocaba, wystąpi Fab Melo. W rodzinne strony wrócił Mickael Pietrus, który ma stanowić wzmocnienie dla francuskiego Nancy. Szansa na zaprezentowanie swoich umiejętności już we wtorek w trudnym, wyjazdowym starciu z CAI Zaragoza w ramach rozgrywek EuroCup. Z kolei Bruno Sundov ma jeszcze chwilę, aby nacieszyć się uzyskaną sumką za podpis na kontrakcie z Al-Ahli. Liga bahrajńska to maksymalny poziom koszykarskiej egzotyki. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy w momencie startu sezonu. Na pewno chłopak długo się nie zastanawiał. Szansa na taką emeryturę nadarza się tylko raz w życiu. A przecież na karku już 35 lat, więc pozasportowa przyszłość zbliża się wielkimi krokami. Dla przypomnienia – Chorwat w Beantown to stare dziele, bowiem można go znaleźć w naszym roster na sezon 2002/03.
Z oczywistych względów nie czytam azjatyckich gazet, ale tylko na podstawie prowadzonych statystyk, z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę stwierdzić, że za Uralem ex-Celtowie to zupełnie inna kategoria koszykarzy, bohaterowie, którzy prezentują nieosiągalny poziom dla tamtejszych grajków. W minionym tygodniu każdy z nich zasłużył na słowa uznania. Z triple-double dwukrotnie w zeszłym tygodniu flirtował Stephon Marbury z Beijning Ducks (17 pts/9 reb/9ast oraz 13 pts/8 reb/10 ast). MarShon Brooks z Jiangsu Dragons najprawdopodobniej oglądał występy Andre Drummonda w ekipie Tłoków z Detroit i w jednym ze spotkań zanotował imponujące double-double na poziomie 29 pts, 17 reb. Wciąż najwięcej pochwał otrzymuje z mojej strony duet Lester Hudson – Shavlik Randolph z ekipy Liaoning Leopards. Dwójka ex-Celtów prowadzi grę chińskiej drużyny i utrzymuje ją w czołówce tabeli CBA (aktualnie 5. pozycja ze stratą 3 gier do lidera). Pierwszy nadal imponuje dyspozycją rzutową (33 pts, 24 pts, 27 pts), natomiast drugi regularnie dopisuje przy swoim nazwisku double-double. W ostatnich siedmiu dniach aż trzykrotnie, czyli w każdym spotkaniu (20 pts/10 reb, 18 pts/10 reb oraz 29 pts/17 reb)! Ponadto, w starciu z TianJin, w którym jak rozwścieczony szalał wspomniany wcześniej Crawford, Shalvik zaliczył season-high w postaci 29 punktów na skuteczności 50% FG. Oby tak dalej! Coś mi tu pachnie walką o majstra w Chinach.
Wracamy na chwilę do USA, a konkretnie do D-League. Zgodnie z zeszłotygodniowymi przypuszczeniami, awans z roster Raptors 905 do szerokiej rotacji Toronto Raptors zanotował Lucas Nogueira. Brazylijczyk, który od początku rozgrywek bardzo dobrze spisywał się na zapleczu NBA, cały miniony tydzień spędził pod okiem szkoleniowca Dwayne’a Caseya. Szansę na grę otrzymał jednak dopiero w niedzielę, w meczu przeciwko Phoenix Suns. Podczas sześciominutowego pobytu na parkiecie wypracował cyferki na poziomie 2 pts, 1/2 FG, 2 reb, 1 stl. Całkiem przyzwoicie, jak na gościa z prawie zerowym doświadczeniem w NBA, do której trafił w 2013 roku dzięki Celtom, którzy wybrali go w drafcie wykorzystując swój #16 pick.
W związku z powyższym, jedynym ex-Celtem, który aktualnie biega po boiskach D-League jest Vander Blue. Lider Los Angeles D-Fenders wciąż imponuje stabilną formą, choć trzeba szczerze przyznać, że w minionym tygodniu zagrał trochę bez błysku. Dlaczego? We wszystkich trzech meczach rzucał poniżej swojej średniej, ale łupy na poziomie 14 pts/7 reb/5 ast, 20 pts/7 reb oraz 21 pts/5 reb i tak robią duże wrażenie. Pytanie czy zostaną zauważone przez trenera LA Lakers – Byrona Scotta? Facet chyba nie ma nic do stracenia, bowiem prowadzeni przez niego Jeziorowcy mają bilans 2-14 i wstydliwą serię sześciu porażek z rzędu. Ich gra jest pozbawiona jakiegokolwiek stylu i tożsamości, a moim subiektywnym zdaniem nawet najgorsi w lidze 76ers grają przyjemniej dla kibicowskiego oka. W związku z tym, jeżeli sytuacja w ekipie z Kalifornii nie ulegnie szybkiej i znaczącej poprawie (czyt. Kobe Bryant nadal będzie rozgrywał najgorszy sezon w karierze), to bardzo prawdopodobne, że Blue prędzej czy później trafi do roster żółto-fioletowych z NBA. Nie jest to koszykarz o niewiadomo jakim talencie, ale papiery na solidne kozłowanie w najlepszej lidze świata ma – agresywne wjazdy pod kosz, dobrze ułożona ręka na półdystansie i zza łuku, oraz niezłe dzielenie się piłką. Zresztą zobaczcie sami i oceńcie trafność moich spostrzeżeń:
W Ameryce Południowej grali jedynie ex-Celtowie, występujący na co dzień w lidze argentyńskiej. Pozostali nadal w sobie tylko znany sposób przygotowują się do startu rozgrywek w innych krajach południowoamerykańskich lub przy wsparciu managerów poszukują nowych pracodawców, rozsyłając hurtowo swoje CV-ki. Bardzo udany tydzień ma za sobą Dwayne Jones w barwach Centro Juventud Sionista de Parana, który w dwóch spotkaniach notował double-double (10 pts, 12 reb oraz 19 pts, 16 reb). Niestety, dobra dyspozycja 32-letniego centra, który w Bostonie rozegrał zaledwie czternaście spotkań, nie pozwoliła jego drużynie odnieść wygranych, choć trzeba zaznaczyć, iż w sobotnim meczu z Estudiantes Concordia było blisko i zabrakło odrobiny szczęścia w crunchtime. Smaku zwycięstwa nie poznał w ostatnich siedmiu dniach również J.R. Giddens, który swoją postawą na pewno rozczarował szkoleniowca Instituto Altetico Central Cordoba. Zaledwie 11 punktów w dwóch meczach – to na pewno nie jest statystyka godna lidera zespołu. W pewnym stopniu można ją usprawiedliwić prawie dwutygodniową przerwą w grze i brakiem rytmu meczowego. W najbliższym tygodniu Giddens będzie miał aż trzy szanse na rehabilitację i udowodnienie swojej wartości. To właśnie nasz #30 pick w drafcie 2008, który co ciekawe odwiedził również polskie podwórko i zaliczył epizod w zespole Asseco Prokom Gdynia, musi wziąć na swoje barki ciężar gry zespołu z Cordoby, który po fatalnej serii 3-7 spadł na przedostatnią, dziewiątą pozycję w tabeli grupy północnej LigaA.
Na koniec, coś niezwiązanego z tematyką przedmiotowego cyklu, aczkolwiek trochę mu bliskie. Co prawda wybrany przez Celtów w tegorocznym drafcie z #45 pickiem Marcus Thornton formalnie nadal jest naszym zawodnikiem i tylko ogrywa się w australijskim Sydney Kings, ale z racji kalibru historii, która przydarzyła mu się podczas wyjazdowego starcia z Illawarra Hawks (18 pts, 5/8 FG), po prostu nie mogłem tego pominąć. Potraktujmy więc to jako mały precedens.
Aż strach pomyśleć co by się stało, gdyby ten brodaty emeryt miał gorsze soczewki i wywinął taki numer Artestowi. Z dużym prawdopodobieństwem stwierdzam, że szpital w Sydney miałby przez długi czas zajęte specjalistyczne łóżko, zaś hasło/nazwisko World Peace szybko zniknęłoby z dowodu osobistego byłego koszykarza LA Lakers, który w ramach resocjalizacji ćwiczyłby cierpliwość przy urzędowym okienku. A tak skończyło się na opuszczeniu hali, kłótni z żoną i spaniu w innym pokoju (gwoli wyjaśnienia – przy ostatnim tylko domyślam się, nie mam kontaktu z tą rodzinką). Swoją drogą – brawo Marcus! Zachować zimną krew przy takim chamstwie i akcie upokorzenia potrafią tylko ludzie inteligentni, znający i szanujący swoją wartość.
Gratulację! Dobrnęliśmy do końca. Tutaj możecie pobrać tabele z pełnym podsumowaniem tygodnia (23-29.11.2015 r.) w wykonaniu byłych zawodników Boston Celtics. Trochę tego jest (i tak będzie co tydzień), więc przygotujcie kawę, weźcie coś do jedzenia, usiądźcie wygodnie w fotelu i analizujcie, wspominajcie, komentujcie.