Jak działa obrona Celtics?

Na to pytanie wystarczyłoby odpowiedź: bardzo dobrze. I nic więcej nie trzeba by mówić, bo Boston Celtics są w tym sezonie naprawdę dobrym zespołem pod względem defensywy. Potwierdza to test oka, potwierdzają to statystyki i choć można by to tak zostawić to jednak warto się tej bostońskiej defensywie przyjrzeć, a wykorzystam do tego zarówno coś dla oka, jak i coś dla umysłów analitycznych. Warto też wziąć pod uwagę, że ta drużyna z każdym kolejnym miesiącem jest po prostu coraz lepsza i odkąd prowadzi ją Brad Stevens to widać, że progres jest nieustanny. Ten zespół jest już naprawdę dobry i jeśli komuś zdarzy się jeszcze okazać brak szacunku to Celtics są głodni, aby udowodnić coś samemu.

Mam dwie statystyki z poniedziałkowego meczu Celtics z Houston Rockets, które powinny robić ogromne wrażenie. Po pierwsze, Celtowie wymusili aż 22 straty, a po drugie mieli aż 16 przechwytów. W obu przypadkach piszę “aż”, bowiem był to dopiero dziesiąty mecz w ostatniej dekadzie z takimi statystykami. To nie jest tak, że Celtics tworzą historię na naszych oczach, bo bywały znacznie lepsze defensywy i nawet w tym sezonie bywają lepsze. Ale trzeba docenić fakt, że w tym momencie Zieloni mają czwartą najlepszą obronę w lidze.

Dość powiedzieć, że na 100 posiadań oddają średnio tyle samo punktów co aktualni mistrzowie NBA. I robią to bez rim-protectora z prawdziwego zdarzenia. No chyba, że nazwiemy nim Brada Stevensa, który przez wielu uważany jest już za “najlepszego gracza Celtics”. To nie on jest jednak na parkiecie, choć to przecież jego założenia realizują zawodnicy. Nie zapominajmy też, że ze sztabu odszedł specjalista od defensywy w osobie Darrena Ermana, ale mimo to Celtowie tak dobrze w obronie za czasów Stevensa jeszcze nie grali.

Sam coach od początku stawiał swojej drużynie wielkie wyzwania i w każdym z dwóch poprzednich sezonów wyzywał ją, aby na koniec sezonu znalazła się w pierwszej dziesiątce najlepszych defensywnie drużyn. W pierwszym roku Stevensa różowo nie było, skończyło się na początku trzeciej dziesiątki. Ale już w drugim był spory krok do przodu – 14. miejsce na koniec sezonu, ale bardzo dobre 9. licząc od trade deadline. W tym sezonie Celtics mają więc szansę w końcu spełnić życzenie Stevensa, a kto wie, czy nie pokuszą się o top5.

Wszystko zależy od tego, czy utrzymają taki stan rzeczy. Ale z wypowiedzi zawodników wynika, że to powoli staje się ich DNA. Marcus Smart mówi, że chce, aby przeciwnicy “czuli się pokonani. Avery Bradley raz jeszcze mówi o Celtics jako o młodym, głodnym zespole, który chce po prostu coś udowodnić. Tymczasem Jae Crowder idzie krok dalej i mówi wprost, że Celtics grają twardo, czego inne zespoły w lidze po prostu nie lubią. Isaiah Thomas dodaje, że ta obrona ma być czymś, co spowoduje, że przeciwnicy powiedzą “cholera, dziś gramy z Celtics”.

Tak mogli w poniedziałek powiedzieć sobie Rockets. Nie ma się co oszukiwać, są w kryzysie od początku sezonu i w Houston rzeczywiście mają problem, bo drużyna nie przypomina tej, która w ubiegłym sezonie zdołała awansować do finałów konferencji. Co nie zmienia jednak faktu, że Celtics w trudnym meczu – na wyjeździe w back-to-back – z play-offowym zespołem raz jeszcze zaprezentowali obronę z tej najwyższej półki. Czyli przyszedł czas na coś miłego dla oka, najpierw zobaczcie jak aktywna jest defensywa Celtów.

Aktywność to tutaj słowo klucz. Celtics w zasadzie cały czas grają z taką samą intensywnością, non-stop reagując na to, co dzieje się na boisku. Pomaga oczywiście fakt, że w zespole jest kilku naprawdę świetnych indywidualnie defensorów. Marcus Smart w jednej z akcji po prostu wyrywa piłkę z rąk Trevora Arizy. Avery Bradley niszczy Jamesa Hardena, kiedy ten próbuje grać tyłem do kosza. I nawet R.J. Hunter ma swój moment, kiedy bardzo aktywnie broni w jednej z akcji. Wszystko to prowadzi do często bardzo łatwych punktów.

Ta aktywność, ta agresja i fakt, że Celtowie maksymalnie starają się utrudnić życie przeciwnikowi powoli wpisuje się w charakter tej drużyny. W zespole jest mnóstwo zawodników skorych do rywalizacji, lubiących wyzwania i mających wielkie serce do gry. I to widać, bo Celtics naprawdę nie odpuszczają. Poniżej jedna akcja, ale doskonale pokazująca mindset, jaki stara się wpoić swoim zawodnikom Stevens – utrudniaj życie rywalowi kiedy tylko możesz. I tak, Amir Johnson stosuje agresywną obronę już przy wyprowadzaniu piłki spod kosza.

Tego typu podejście sprawia, że rywale zdają sobie sprawę, iż to nie będzie łatwe spotkanie, iż czeka ich tutaj trudne zadanie. Jest to dokładnie coś, o czym mówił Thomas, który swoją drogą wygląda w tym sezonie naprawdę solidnie w obronie, a w razie co jest przecież dobrze kryty przez Smarta, Bradleya oraz Crowdera, którzy we trójkę tworzą jedną z najlepszych obwodowych formacji defensywnych w lidze. Smart miał przeciwko Rockets tylko 1/11 z gry oraz pięć strat, a mimo to z nim na parkiecie Celtowie byli o 30 punktów lepsi od Rakiet.

Powód jest prosty – Smart daje z siebie wszystko w każdym innym aspekcie gry (w tym przypadku było to kolejno dziewięć zbiórek, sześć asyst i pięć przechwytów). I podobnie robią Bradley czy Crowder, ale także i reszta bostońskiego składu. Zaskakują przecież m.in. Kelly Olynyk czy David Lee, a Amir Johnson rzeczywiście robi mnóstwo rzec, których w statystkach nie widać (a widać np. średnio 1.2 bloku). A najlepsze, że on sam zdradza, że wciąż nie przystosował się jeszcze w pełni do pewnych defensywnych schematów Celtics.

Jednym z takich schematów jest tzw. ice, czyli coś, co Celtowie grają bardzo często, a co Toronto Raptors wprowadzili w życie bardzo rzadko. Polega to na zepchnięciu zawodnika z piłką w pick-and-rollu do boku tak, aby nie mógł skorzystać z zasłony kolegi. Celtics mają tu pole do popisu, bo posiadają w składzie graczy z imponującym zasięgiem ramion, ale też kilku wysokich, którzy doskonale poruszają się na nogach (choćby Kelly Olynyk). To wszystko sprawia, że często starają się podwajać, a specjalistą od takich zagrań jest Crowder.

Kilka bardzo dobrych przykładów, nikogo nie powinno dziwić, że na czterech z pięciu akcji swoje piętno odcisnął Crowder, który przecież jest liderem klasyfikacji przechwytów ze średnią na poziomie trzech przechwyconych piłek na mecz. Nikogo też nie powinno dziwić, że Celtowie tak często uciekają się do podwajania, skoro przynosi im to tak dobre efekty – każda z tych pięciu obronionych akcji kończyła się punktami. Ogółem, z tych 22 strat Rockets bostońska drużyna wygenerowała znakomite 39 oczek, często zdobywane w łatwy sposób.

Po pierwszej połowie, w której Celtics stracili 55 punktów, coach rzucił kolejne wyzwanie drużynie – w drugiej nie dajcie sobie wrzucić więcej niż 35. I prawie się udało, bo przecież Rockets zdobyli tylko 13 punktów w trzeciej odsłonie i dopiero minuty, kiedy mecz był już dawno rozstrzygnięty, sprawiły, że koniec końców mieli w drugiej połowie łącznie 40 oczek. Tak czy siak, dla Celtów było to już kolejne wyraźne zwycięstwo, bo przecież w sześciu ostatnich meczach Bostończycy pięć razy schodzili z boiska jako zwycięzcy.

Jedyna porażka przyszła z drużyną Indiana Pacers, a pozostałe pięć meczów Celtowie stoczyli z zespołami, które zameldowały się w ubiegłym sezonie w fazie play-off (Wizards, Bucks, Hawks, Thunder, Rockets) i każdy z tych meczów wygrali co najmniej 13 punktami. Nic dziwnego, że na przestrzeni ostatnich sześciu spotkań lepszymi drużynami są tylko Golden State Warriors oraz San Antonio Spurs, przy czym to Celtics tracą najmniej punktów w lidze. W przekroju sezonu jest to średnio 94.1 straconych punktów na 100 posiadań.

Nic więc dziwnego, że Bostończycy zyskują coraz większe uznanie w oczach ekspertów. Głębia składu, wielu wszechstronnych zawodników, wielkie zacięcie do gry i obrona, która naprawdę robi wrażenie (warto jeszcze wspomnieć, że C’s wymuszają stratę prawie w co piątym posiadaniu, będąc oczywiście pod tym względem najlepszym zespołem w lidze). To może dziwić, ale Kevin Garnett ostatni raz zagrał dla Celtics ponad dwa lata temu, a jednak jakby wciąż był obecny. Raz jeszcze nacieszcie oczy kwintesencją tej defensywy.