To tylko jeden mecz, ja mam takich 82. W ten sposób Russell Westbrook podsumował najlepszy w karierze występ Marcusa Smarta, dla którego granie w Oklahoma City musi być czymś wyjątkowym. W ubiegłym sezonie Smart miał tam dobre spotkanie, ale teraz po prostu znakomite. Nie tylko wykorzystał sportową złość w ataku, gdzie zdobył rekordowe dla siebie 26 oczek, ale i w obronie, wygrywając matchup z Westbrookiem. Ten zdobył co prawda 27 punktów, ale potrzebował do tego 20 rzutów (z których trafił pięć) i miał tylko dwie z dziesięciu trójek. Tymczasem bostońska obrona znów zrobiła klinikę i na przełomie trzeciej oraz czwartej kwarty przejęła ten mecz, wygrywając ostatecznie 100-85.
Od początku to był pojedynek Westbrooka i Smarta. Obaj kochają rywalizację, ale Smart miał nawet więcej powodów do motywacji – znajome miasto, rodzina i przyjaciele na trybunach, a do tego rywalizacja z jednym z najlepszych rozgrywających w lidze. I tak jak Westbrook już w pierwszej kwarcie miał 12 punktów, tak Smart jako pierwszy rozgrywający – Isaiah Thomas raczej biegający po zasłonach; Brad Stevens zrozumiał chyba, że przy takim ustawieniu Isaiah jako główny ball-handler to słaby pomysł – miał tych punktów dziewięć.
Punktował na półdystansie, schodził do kosza, a potem dokładał do tego także bomby zza łuku i miał nawet kilka zagrań tyłem do kosza, gdzie najpierw sam punktował, a potem oddawał piłkę do Thomasa. W obronie był wszędzie, ale obrona Celtics tak w zasadzie od pierwszej kwarty robiła doskonałą robotę – oczywiście poza Westbrookiem, który został zneutralizowany dopiero w ostatniej odsłonie. Thunder znajdowali sposób, aby punktować przy tej obronie Celtów i do przerwy prowadzili dzięki częstym wizytom na linii rzutów wolnych.
Prowadzili też, bo Celtowie mieli swoje problemy w ataku – tylko w drugiej kwarcie popełnili osiem strat, co ułatwiło Thunder odskok na kilka punktów. Ale szybko po starcie drugiej połowy zareagował znakomity Smart, który wcześniej – jeszcze w drugiej odsłonie – dostał faul techniczny za niezadowolenie, kiedy odgwizdano mu przewinienie na Westbrooku. Dość powiedzieć, że drugoroczniak był odpowiedzialny (punkty albo asysta) za 19 z 27 oczek, jakie Bostończycy zdobyli w trzeciej kwarcie. No i była też zaskakująco efektywna gra strefą.
Ta przyniosła Celtom dwa razy punkty po stratach Thunder i to był początek końca gospodarzy. Tym bardziej, że Celtics gorąco zaczęli też ostatnią kwartę, co i raz punktując – także Isaiah Thomas, który dwa razy trafiał trójki w catch-and-shoot. Łącznie – od siódmej minuty trzeciej kwarty do połowy czwartej – mieli run 30-8. Agresywna obrona, mocna postawa na tablicach i szybkie tempo. Ostatecznie Thunder zdobyli w ostatniej kwarcie ledwie 11 punktów, trafili dwa z 17 rzutów i mieli cztery straty. Możemy już mówić o grit-and-grind Celtics?
Po raz pierwszy w sezonie Thunder nie przekroczyli 90 punktów. Tak, to już są grit-and-grind Celtics.
Marcus Smart na 26 punktów (9/14 FG, 3/5 3PT, 5/8 FT), 8 zbiórek, 3 asysty i efektowny blok na Augustinie. Isaiah Thomas na 20 punktów i osiem asyst. Avery Bradley wrócił do gry, wszedł z ławki, miał niezłe 16 oczek i z nim na parkiecie Celtics byli team-high +19. Jared Sullinger znów oddawał głupie rzuty (głupie, bo nie trafiał?) na osiem punktów, ale pomógł Celtom kontrolować mecz na tablicach (47-34), zebrał najlepsze w meczu 15 zbiórek i miał też cztery przechwyty. Defensywa? 18 strat, 36 procent skuteczności, sześć trójek od Thunder.