Maine Red Claws po porażce w otwierającym sezon meczu mają za sobą pierwszą wygraną. Po raz pierwszy na parkietach D-League zameldował się też Terry Rozier, odesłany tam przez Celtów w sobotę, głównie ze względu na fakt, że bostońska drużyna miała wtedy wolne. Wybrany z 16. numerem tegorocznego draftu zawodnik był zresztą najlepszym graczem Red Claws i zdobył 29 punktów. James Young tym razem schował się trochę w cieniu starszego kolegi, a Jordan Mickey otarł się o triple-double. Statystyki nie oddają jednak wszystkiego, bo w grze młodych zawodników wciąż widać spore braki i przed nimi mnóstwo jeszcze pracy, zanim na stałe wejdą do rotacji coacha Brada Stevensa.
Red Claws prowadzili w tym meczu nawet 29 punktami, choć ostatecznie wygrali tylko 106-99. Wszystko za sprawą zrywu drużyny Canton Charge (afiliacja Cleveland Cavaliers) w drugiej połowie, kiedy to odrobili oni straty i był jeszcze w tym meczu crunchtime, w którym to jednak w dwóch kolejnych akcjach trójki trafili James Young oraz Jordan Mickey, dzięki czemu pomogli swojemu zespołowi zbudować przewagę i odłożyć mecz do zamrażarki, zapewniając tym samym pierwsze w tym sezonie zwycięstwo dla Maine.
Najlepszym graczem Red Claws był jednak Terry Rozier, który zdobył 29 punktów i od początku spotkania nakręcał wysokie tempo, dzięki czemu po pierwszej kwarcie jego drużyna wygrywała już 34-16. Rozier miał też osiem zbiórek oraz sześć asyst, a swoje 29 punktów zdobył z ledwie 15 rzutów (4/9 za trzy), bo aż 14-krotnie stawał na linii rzutów wolnych (skąd trafił 11 prób). Young miał tym razem tylko 14 punktów z 16 rzutów (tylko 3/10 za trzy), a Jordan Mickey do kolejnego double-double (19 punktów, 12 zbiórek) dołożył też siedem bloków.