Boston Celtics zatrzymali Atlanta Hawks i przerwali ich serię siedmiu kolejnych wygranych, pokonując ich 106-93 po bardzo dobrej drugiej połowie. Najlepszym strzelcem spotkania był ponownie Isaiah Thomas, który w końcu nie spudłował co najmniej 13 rzutów (choć tak czy siak 10-krotnie się pomylił), a do 23 punktów – 17 w drugiej połowie – dołożył najwyższe w tym sezonie dla siebie dziesięć asyst. Świetnie spotkanie rozegrał także Amir Johnson, który ostatnio nieco zawodził, ale tym razem dał się poznać jako kluczowy punkt bostońskiej defensywy i bardzo solidna opcja w ataku (17 punktów). Dla Celtów było to czwarte zwycięstwo w tym sezonie, natomiast Jastrzębie przegrały po raz trzeci.
Pochwały dla Celtics, że się nie dali. Nie dali się po pierwszej połowie, w której prawie nic im nie wpadało. Prawie nic, czyli ledwie 17 na 50 rzutów. Mnóstwo było ponowień, bardzo aktywnej gry na tablicach, ale skuteczności wciąż brakowało. W defensywie było nieźle, przynajmniej na obwodzie, bo Hawks gdy zrozumieli, że za trzy trafiać nie będą to bardzo sprytnie przenieśli grę pod kosz, na co Celtics mieli odpowiedzieć dopiero na przełomie trzeciej i czwartej kwarty, ale o tym za chwilę. Do przerwy był remis po 45.
Marcus Smart wrócił do pierwszej piątki, ale w ataku wciąż ma ogromne problemy. W obronie znów jest sobą, bo Kyle Korver to nie Paul George – Smart ograniczył Korvera do ledwie dwóch rzutów (w tym jeden celny w kontrze), ale gdy zszedł to Korver w odstępie kilkudziesięciu sekund oddał trzy rzuty, trafił trzy rzuty (w tym dwie trójki) i Hawks złapali w końcu trochę wiatru w żagle. Niepotrzebnie, nie wiedzieli jeszcze, co ich czeka, gdy na parkiet wejdzie Olynyk-klinik, który do pary z Amirem Johnsonem przejęli ten mecz w obronie.
Agresywna obrona, aktywne ręce, wysokie wyjście do piłki i świetne rotowanie. To już widzieliśmy przeciwko Bucks, tym razem było bardzo podobnie. I tak jak wtedy, Celtowie do tej agresywnej obrony dodali bardzo szybkie tempo, co skutkowało bardzo szybkimi punktami i rozbijaną raz po raz defensywą Hawks w transition. Przed ostatnią kwartą było +11, po kilku minutach już +15, ale potem najpierw Dennis Schroeder, a następnie Mike Muscala mieli swoje „momenty” i Hawks na trzy minuty przed końcem przegrywali już tylko -3.
W pierwszej połowie i na początku w drugiej spore problemy miał Isaiah Thomas, któremu po prostu nie idzie granie w pewnych ustawieniach. Nie jest w stanie trafić trójki po koźle, bo najlepiej czuje się w sytuacjach catch-and-shoot. Nie jest też w stanie skutecznie atakować kosza, jeśli na parkiecie nie ma wystarczającej liczby graczy rozciągających grę. Do przerwy miał sześć punktów z ośmiu rzutów i trzy asysty, po przerwie było już lepiej i skończyło się na 23 punktach i 10 asystach, w tym dwóch kluczowych podaniach do Jae Crowdera.
Celtowie zagrali wtedy dwa razy w zasadzie to samo. Dwóch zawodników po słabej stronie, zasłona od Amira Johnsona, wejście pod kosz Thomasa i szybki kick-out na obwód do Crowdera. Ten najpierw trafił trójkę, a kilkadziesiąt sekund później świetnie zamarkował rzut, zrobił krok do przodu i z zimną krwią zapakował daggera. Znów miał też cztery przechwyty i osiem zbiórek, brakuje skuteczności, ale Crowder w każdym meczu tego sezonu miał co najmniej dwa przechwyty i wygląda świetnie w obronie.
Celtics ostatecznie przekroczyli granicę 40-procentowej skuteczności, ale to głównie dzięki drugiej połowie – w trzeciej kwarcie trafili 14 z 28 rzutów, zdobyli wtedy 35 punktów. Skuteczność za trzy wciąż średnia (11/33), ale jedenaście trójek to niezły wynik, tym bardziej, że Hawks trafili tylko sześć z 20. Bostończycy wygrali też walkę na tablicach (50-35 ogółem, 17-5 na atakowanej tablicy) i oddali prawie 30 rzutów więcej. Agresywna obrona wymusiła też 17 strat i przede wszystkim zatrzymała top10 atak Hawks na 93 punktach.
Avery Bradley znów nie zagrał, Jared Sullinger znów z wieloma hustle-plays i kolejnym double-double (10 punktów, 10 zbiórek). Mówcie, co chcecie, ale Sully ma już trzy double-double z rzędu i w każdym meczu daje Celtom bardzo dużo na tablicach. I nawet Tyler Zeller miał swoje sześć minut w drugiej kwarcie, kiedy to zaprezentował się solidnie i miał pięć punktów oraz dwie zbiórki. Z ławki najlepszy był jednak Kelly Olynyk, który do 15 punktów i trzech trójek dołożył dwa bloki. Kolejny mecz w niedzielę z OKC bez Kevina Duranta.