Marcus Smart wrócił do gry po tygodniu absencji spowodowanej kontuzją dużego palca u nogi, jednak nie rozegrał zbyt dobrego spotkania i widać, że nie wyleczył jeszcze urazu w całości. Najważniejsze oczywiście, że drugoroczniak jest już w stanie grać, ale zapewne potrzebuje więcej czasu, aby wrócić na właściwe tory – tym bardziej, że zaraz po zakończeniu spotkania widać było, jak utyka. Sam zainteresowany bagatelizował tę niedogodność, mówiąc, że to od “zasiedzenia”, ale tak w zasadzie to czuł się w trakcie meczu znacznie lepiej niż się tego wcześniej spodziewał. Nie patrzcie w statystyki, bo te tego nie potwierdzą. Co więcej, to właśnie ze Smartem na parkiecie Celtom szło najgorzej.
Smart nie do tego nas przyzwyczaił, ale to jasne, że jest to efektem kontuzji, która cały czas gdzieś mu tam dokucza. Decyzja o jego grze została zresztą podjęta kilkadziesiąt minut przed meczem i postanowiono też, że na razie Smart będzie wprowadzany do gry stopniowo i z ławki. Przeciwko Pacers zagrał tylko 21 minut – we wcześniejszych meczach jako starter grał średnio po 33 minuty – i w tym czasie Celtics byli gorsi od rywali aż o 20 punktów. Nie siedział mu rzut, a w obronie miał trudne zadanie, kryjąc znacznie dłuższego Paula George’a.
Ogółem, z ośmiu punktów zdobytych przez Smarta tylko dwa były z gry. 21-latek trafił bowiem ledwie jeden z sześciu rzutów, a pozostałe pięć oczek zdobył z linii rzutów wolnych. Poza tym, miał też dwie asysty, zbiórkę i przechwyt. Widać więc, że to nie jest ten sam Smart i ten duży palec wciąż jest problemem, tym bardziej, kiedy słyszymy, że po meczu konieczne były pewne zabiegi. Miejmy więc nadzieję, że bostoński obrońca wyleczy się prędzej niż później, choć na razie nie wiadomo, czy i kiedy wróci do pierwszej piątki w miejsce Isaiaha Thomasa.