To nie był ładny mecz, dużo fauli, dużo strat, ale koniec końców Paul George przyszedł i zabrał Celtom zabawki, odkładając mecz do zamrażarki w czwartej kwarcie i potwierdzając tylko, że nieważne jak dużą głębię składu masz, w krytycznych momentach ta głębia może się na nic zdać, bo potrzeba gwiazdy. Paul George taką gwiazdą jest i tak w zasadzie to po prostu dobrze widzieć, że wraca do topu NBA. Szkoda tylko, że to już drugi jego dobry mecz przeciwko Boston Celtics i druga wygrana Pacers z bostońską drużyną. Tym razem już bez crunchtime’u, goście z Indianapolis wygrali 102-91, co w połączeniu z pierwszą wiktorią Brooklyn Nets sprawiło, że ostatnia noc była dla fanów Celtics najgorszą w tym sezonie.
Jae Crowder robił niezłą robotę na największej gwieździe spotkania, ale niestety wpadł w foul-trouble i George mógł spokojnie sobie ten mecz dla Pacers zakończyć. Evan Turner starał się jak mógł, to dzięki niemu na przełomie drugiej i trzeciej kwarty Celtowie wyszli nawet na prowadzenie i to także jego punkty na nieco ponad siedem minut przed końcem zmniejszyły prowadzenie gości do ledwie trzech punktów. Ale tych siedem kolejnych minut było dla Celtów zabójcze – i to nie było wcale tak, że Pacers zagrali wtedy kapitalny basket.
Nie było tak, bo wystarczyło im kilka udanych akcji w obronie i kilka próśb, zwrotów, miłych uśmiechów do George’a, który już bez Crowdera – a ze starającym się, ale wciąż za niskim Marcusem Smartem – trafił trzy rzuty i z -3 zrobiło się -11, którego Celtowie już nie odrobili. Ba, sam George tymi trzema rzutami pobił bostońską drużynę, bo 10 zawodników grających przez te feralne siedem minut złożyło się na łącznie dwa celne rzuty, siedem pudeł i siedem strat. Można by się uśmiechnąć do Thomasa, ale ten nie jest tym Thomasem.
To pewnie dlatego, że wychodzi w pierwszej piątce, ale gdy wychodził z ławki to też nie zawsze szło mu najlepiej. Przede wszystkim, Thomas zmaga się w tym sezonie z dużą nieskutecznością, a statystyką adekwatną do tych słów jest ta, że w każdym meczu tego sezonu Isaiah spudłował co najmniej dziewięć rzutów. To niestety prawda i nie inaczej było w środę, kiedy to Thomas skończył spotkanie z 14 punktami na 13 rzutach. Ale to nie tylko on miał problemy ze skutecznością, dość powiedzieć, że Celtics trafili tylko cztery z 24 trójek.
Dodajmy do tego 18 strat, tylko 41-procentową skuteczność z gry i ledwie osiem zbiórek w ataku oraz słabe jak na Celtics 18 asyst przy 32 trafieniach z gry. To nie był dobry mecz, a przecież a) graliśmy w TD Garden, b) w ubiegłym sezonie byliśmy jedną z najlepszych drużyn w drugich meczach z back-to-back. Sporo niedokładności w grze, słabsza tym razem defensywa oraz długie przestoje w ataku. Tyler Zeller znów nie zagrał, a David Lee z ławki to David Lee jakiego znamy z Europy. Marcus Smart był 1/6 z gry, z nim na parkiecie -20.
I tylko Jared Sullinger wszedł na stały poziom i zanotował drugie z rzędu double-double, do 10 punktów dokładając 11 zbiórek. Ze wszystkich zawodników Celtics to właśnie Sullinger wszedł na stały poziom. Cóż za ironia losu. Tymczasem ekipie Brada Stevensa najlepiej szło, gdy na parkiecie był Jae Crowder – i to nie powinno dziwić, bo 25-latek utrzymał swoją koronę najlepiej przechwytującego zawodnika w lidze, tym razem zabierając Pacers aż pięć piłek, a to, co nie szło mu w ataku (1/5 FG, 4 straty), nadrabiał w obronie.
Evan Turner!