Wściekły, czy nawet po prostu żywiołowy Brad Stevens to na pewno nie jest codzienny widok. Ale czasami trzeba się po prostu wściec, po prostu zareagować – z takiego założenia Stevens wyszedł w piątkowym, preseasonowym meczu Celtów w Nowym Jorku. I skończyło się na drugim w karierze faulu technicznym, przyjętym równo 600 dni po tym pierwszym, kiedy to coach został wyrzucony z parkietu w Sacramento. Wszyscy pamiętamy, że wtedy Stevens wstawił się za Geraldem Wallace’em. Tym razem poszło o nieodgwizdany faul Cleanthony’ego Early’ego na Tylerze Zellerze, choć sam Stevens twierdzi, że faul techniczny był za wbiegnięcie na parkiet. Tak czy siak, coach ma całkowite poparcie.
Po spotkaniu Stevens był oczywiście pytany o całą sytuację i przyznał, że powiedziano mu, iż faul techniczny wziął się z wtargnięcia na parkiet. I rzeczywiście, trudno sobie wyobrazić, aby stoicki Stevens wykrzyczał jakiś stek przekleństw w stronę sędziego – to fakt, był zły brakiem gwizdka, ale już po chwili spokojnie tłumaczył arbitrowi, o co mu chodzi. Co ciekawe, choć Amir Johnson jest pod wrażeniem umiejętności rozpisywania zagrywek nowego coacha to na pytanie, co go najbardziej zaskoczyło odpowiedział:
„Szczególnie sytuacja z piątku, kiedy to nieomal zabił sędziego i dostał dacha. Po raz pierwszy widziałem go w roli awanturnika. I podoba mi się to. Nie pokazuje tego zbyt często, ale teraz widać było jak wyskoczyła mu żyłka i się wściekł. Miał moje pełne poparcie.”
A sytuacja z meczu przeciwko Knicks do zobaczenia poniżej, warto poświęcić niecałą minutę i obejrzeć wideo, ponieważ na kolejny faul techniczny Brada Stevensa znów przyjdzie nam zapewne trochę poczekać.