Boston Celtics po raz pierwszy w tym preseasonie musieli uznać wyższość rywali. Górą okazali się być New York Knicks, którzy po bardzo fizycznym meczu wygrali 101-95. Najwięcej punktów w spotkaniu zdobył Derrick Williams, odradzający się powoli w Nowym Jorku – była dwójka draftu tym razem zapisała na koncie 19 oczek. Wśród Celtów najlepszym strzelcem z ledwie 13 punktami był Isaiah Thomas. Piątkowy mecz objawił się raczej jako typowe przedsezonowe, brzydkie spotkanie, w którym to gospodarzom chyba po prostu bardziej zależało na zwycięstwie – dzięki temu Knicks wciąż są niepokonani w tegorocznych zmaganiach przedsezonowych. Kolejny mecz już w TD Garden, w poniedziałek przeciwko Brooklyn Nets.
Celtics od samego początku mieli problemy w ataku, gdzie popełniali sporo prostych błędów, a łatwego życia nie miał Isaiah Thomas. Po pięciu minutach gry było 4-13 i dopiero potem przyszedł – jak się później okazało – najlepszy okres gry Celtów, kiedy to zdobyli dziesięć punktów z rzędu i wyszli na prowadzenie. Mecz się wyrównał, jeszcze przed ostatnią kwartą Knicks prowadzili tylko czterema oczkami. Celtics zmarnowali jednak szansę na remis, kiedy to Jared Sullinger spudłował z półdystansu, by chwilę potem Derrick Williams wbił daggera.
Sam mecz był bardzo fizyczny – na tyle, że przy jednej akcji mocno zainterweniował sam Brad Stevens. Skończyło się na jakże rzadkim, bo dopiero drugim faulu technicznym dla bostońskiego trenera. O co poszło? O łokieć w żebra Tylera Zellera. Podkoszowy skończył kontrę wsadem, a mocno spóźniony Cleanthony Early dołożył mu jeszcze łokciem w żebra, na co żywiołowo zareagował Stevens – zerwał się z ławki, wybiegł na parkiet i wrzeszczał do sędziego, że to powinien być faul. I dopiero po chwili grzecznie już tłumaczył swój punkt widzenia.
Było też kilka ostrych fauli, co ciekawe każdy z udziałem Sullingera. Najpierw to Kyle O’Quinn ostro zaatakował Sully’ego i został za to ukarany przewinieniem niesportowym pierwszego stopnia. Potem to Sully faulował O’Quinna, ale w granicach przepisów. A w ostatniej kwarcie to raz jeszcze Sullinger brzydko sfaulował Sashę Vujacicia, jednak sędziowie uznali, że był to zwykły faul. Tak czy siak, widać było, że te drużyny niespecjalnie za sobą przepadają – i dobrze, bo rywalizacja Bostonu z Nowym Jorkiem to gwarancja ciekawych widowisk.
Celtowie mieli problemy w ataku (skuteczność z gry poniżej 40 procent, 20 strat przy ledwie dziewięciu po stronie NYK), ale pozwolili też Knicks na 12 trójek trafionych na 48-procentowej skuteczności, 100 rzutów ogółem i mimo że wygrali na tablicach to jednak Knicks mogli aż 18-krotnie ponowić akcję. Momentami ten mecz to było też block-party. I tak w zasadzie to nie ma kogo wyróżniać, bo nikt się tak właściwie nie wyróżnił. Może James Young, który zapisał na koncie 10 oczek. Isaiah Thomas zaliczył za to 13 punktów oraz pięć asyst.
Tyler Zeller wyglądał momentami okropnie, zresztą bostońscy podkoszowi mieli sporo problemów w pomalowanym. Sullinger zebrał co prawda 10 piłek, ale prawie udławił się swoim 1/8 z gry. Z tych ośmiu rzutów pięć było z dalszych odległości (cztery z mid-range, jeden zza łuku), a przecież chyba nie o tym mówił Sully podczas media day. Jordan Mickey w 12 minut ostatniej kwarty miał sześć punktów, sześć zbiórek i dwa bloki. I nawet Levi Randolph pojawił się na parkiecie w ostatnich sekundach, wykańczając akcję 2+1.
W drugiej połowie nie zagrali Amir Johnson oraz Jae Crowder. W całym meczu nie wystąpili za to Terry Rozier (kolano) i Marcus Smart (choroba), ale także Perry Jones, który był zdrowy, jednak Stevens nie zdecydował się go wystawić. To chyba jasny sygnał, z kim Celtics się pożegnają. W spotkaniu nie zagrał też Kristaps Porzingis, a więc wybrany z czwartym numerem tegorocznego draftu łotewski podkoszowy. No to wracamy do Beantown, dwa kolejne mecze w TD Garden, a ostatni pojedynek w Manchesterze nieopodal Bostonu.