Kolejna europejska wygrana

Tym razem nie tak efektownie jak w Mediolanie, ale tak czy siak ze zwycięstwem – Boston Celtics wygrywają drugi mecz z rzędu i z kompletem wygranych kończą tegoroczną europejską przygodę. Celtowie nie dali większych szans Realowi Madryt i w trzeciej kwarcie zdołali w końcu odjechać na kilkanaście punktów przewagi, by ostatecznie pokonać mistrzów Hiszpanii wynikiem 111-96. W spotkaniu nie wystąpili Perry Jones III, Evan Turner oraz Amir Johnson, a więc koniec końców Bostończyków wcale nie rozłożyła żadna choroba – jedynym, który odpoczął z tego powodu był Johnson. Teraz przed Celtami powrót do Stanów Zjednoczonych i prawie tydzień przerwy w preseasonowych zmaganiach.

BOXSCORE

I znów od samego początku Celtics grali up-tempo (111 punktów, 96 rzutów!), i znów David Lee dał się poznać jako zawodnik naprawdę dobrze czujący grę. Nieraz on sam wyprowadzał kontry Celtics, popisując się świetnym jak na podkoszowego opanowaniem piłki. Miał też dwa bardzo dobre bounce-passy do ścinającego Avery’ego Bradleya, a ostatecznie zapisał na koncie double-double, choć swoje 13 punktów zdobył na niezbyt efektywnych 12 rzutach. Tak czy siak, widać gołym okiem, że Lee wnosi bardzo dużo do pierwszej piątki Celtics.

Nie dość, że jest bardzo dobrym playmakerem, przez którego przechodzi naprawdę sporo akcji, to jeszcze jest solidną opcją w ataku, gdzie może albo samemu zagrać tyłem do kosza, albo po prostu rolować. Gra wciąż opiera się bowiem na robieniu sobie dużej przestrzeni, a Celtowie wciąż lubią dzielić się piłką. Mistrzowie Hiszpanii okazali się być jednak znacznie trudniejszym przeciwnikiem niż Olimpia Milano, dlatego też przez długi czas pierwszej połowy mecz był całkiem wyrównany. Głównie za sprawą Serio Rodrigueza.

(Amir Johnson ma za sobą dopiero jeden mecz w barwach Boston Celtics, na dodatek preseasonowy, ale mimo to czuć było jego nieobecność, szczególnie po bronionej stronie parkietu.)

Isaiah Thomas miał trochę problemów w obronie, ale w ataku znów był sobą. Bardzo fajne wjazdy, dobre szukanie gry i niezła kontrola tempa. Tym razem jedna już tylko strata, 15 oczek oraz trzy asysty. To zresztą właśnie dobre decyzje IT sprawiły, że Celtom udało się odskoczyć na bezpieczną, 15-punktową przewagę na kilka minut przed końcem trzeciej kwarty. Znacznie gorzej poszło za to Marcusowi Smartowi, który też miał problem z Rodriguezem, trafił tylko jeden z sześciu rzutów, ale sześć razy był też na linii rzutów wolnych.

Najlepszym strzelcem drużyny był za to Avery Bradley, który rzeczywiście wraca do korzeni. Wszyscy pamiętamy, że gdy w 2012 roku wygryzł ze składu Raya Allena to jego gra opierała się głównie na trójkach z rogu i ścięciach. Nie inaczej jest w tegorocznym preseasonie – Bradley rzuca przeważnie z rogów, a do tego sporo ścina w stronę kosza. 17 punktów, 3/4 za trzy. Z czternastu oddanych rzutów tylko trzy były z mid-range. Kolejny cichy, ale bardzo dobry mecz Jae Crowdera. Osiem punktów przy dwóch rzutach z gry, sześć asyst, cztery zbiórki.

W ostatniej kwarcie czas na popis mieli rookies i najlepiej ten okres wykorzystał Terry Rozier, który zdobył wtedy 12 ze swoich 14 punktów. Wybrany z szesnastką tegorocznego draftu guard trafił dwie trójki, zaliczył kilka udanych wjazdów, ale miał też cztery asysty i dwa przechwyty. Warto też wspomnieć, że każdy z dostępnych do gry zawodników spędził na parkiecie co najmniej 11 minut i każdy trafił co najmniej jeden rzut. Kto zagrał najmniej? Jared Sullinger. Teraz czas na powrót do USA, kolejny mecz dopiero w przyszłym tygodniu.